Drobny epizod środowego marszu
Ave, ave Christus Rex! - krzyczał w niedzielę chrypliwym głosem przywódca marszu niepodegłości, który przetoczył się jak niszczycielski walec przez centrum stolicy. Nasz świecki Savonarola w zapale oratorskim wymachiwał dużym krucyfiksem, nawet demonstracyjnie go całował.
Pal sześć nasuwające się skojarzenia z belgijskim, faszyzującym stowarzyszeniem o nazwie Christus Rex, które szermowało ultrakatolickimi hasłami, a w czasie wojny splamiło się kolaboracją z hitlerowskimi Niemcami. Ta zbieżność to może być przypadek. Sama jednak warszawska przemowa wyglądała, w kontekście walki z policją, fruwających rac i kostek brukowych, sygnałów radiowozów i karetek oraz widoku płonącego mieszkania - jak bluźnierstwo.
Jeśli Matka Boża na tle tęczy może obrażać uczucia religijne, to czyż krzyż, symbol męki Chrystusa, znak zbawienia i miłości Boga na tle brutalnej, niszczycielskiej i bezmyślnej siły, nie obraża tych uczuć tym bardziej?
Przesłanie chrześcijaństwa dalekie jest od przemocy, kultu siły, nienawiści do obcych czy inaczej myślących. Przesłaniem chrześcijaństwa jest nadzieja, a także dialog miłości pomiędzy człowiekiem a Bogiem.
W epizodzie ze środowego marszu brakowało nadziei, dialogu oraz miłości.