Droga synodalna [FELIETON]
Straszy nas niemiecką drogą synodalną. Niektórzy posunęli się nawet do twierdzenia, że papież ją potępił. A on tylko zwrócił uwagę Niemcom, by brali to pod uwagę, że owoce podjętego przez nich procesu wpłyną na cały Kościół. Aby to podkreślić, nie tylko nie potępił tego sposobu reformowania, ale go rozciągnął na cały Kościół powszechny. Następny synod ma być przygotowany za pomocą drogi synodalnej we wszystkich krajach (też w Polsce). Jego hasło to „Ku Kościołowi synodalnemu: komunia, uczestnictwo i misja”.
Ale nie chodzi tylko o tytuł. Ważny jest też sposób. Najpierw dyskusje w diecezjach (i synteza krajowa), potem etap kontynentalny, a na końcu centralny w Watykanie. Czytamy: „Poszczególne fazy procesu synodalnego sprawią, że możliwe będzie rzeczywiste wysłuchanie Ludu Bożego i zagwarantowany będzie udział wszystkich w procesie synodalnym. Nie jest to jedynie wydarzenie, ale proces, w którym uczestniczą, współdziałając, Lud Boży, kolegium biskupów i Biskup Rzymu, każdy wedle swej funkcji”.
Chodzi o to, by każdy mógł się wypowiedzieć i by był wysłuchany. To może przerażać. Jak to każdy? To musi być bardzo żmudne! Ale na tym polega droga synodalna: liczy się głos każdego. Dlatego (wbrew obawom) nie jest to tworzenie parlamentu, gdzie rządzi większość. Bo współczesny kryzys bierze się m.in. z dryfowania w kierunku dyktatury większości. To ona ma „rację” (bo jest większością) i nie musi się liczyć z mniejszością. Oczywiście w zdrowych demokracjach istnieją mechanizmy broniące mniejszości, jak realny rozdział władz czy uchwalanie konstytucji większością dużo większą od zwykłej większości.
Synodalność słucha głosu wszystkich i decyzje są podejmowane na zasadzie zgody wszystkich. To rzeczywiście bywa bardzo żmudne. Ale dzięki temu ma sens mówienie o sensus fidelium, czyli powszechnym przekonaniu Ludu Bożego.
To jest trochę tak jak z liberum veto, które miało dbać o zgodę wszystkich ziem tworzących ówczesną konfederację. Choć lepszym przykładem będzie sisto activitatem. Ono wstrzymywało uchwałę aż do zaakceptowania jej przez wszystkich posłów.
Złe użycie tych narzędzi (jak wiemy) może doprowadzić do paraliżu. Upartych dziwaków lub przekupionych nie brakuje. Stąd na drodze synodalnej 100% nie jest konieczne. Ważniejsza jest wspólna modlitwa i otwarta dyskusja ujawniające prawdziwe motywacje.
Drogę rozeznania w Amoris laetitia wskazaną żyjącym w powtórnych związkach prawie całkowicie zamieciono pod dywan w naszym kraju. Czy tak się stanie z drogą synodalną? Chyba nie, bo Watykan zobowiązał do konkretnego harmonogramu. Nie będzie można tego odłożyć ad calendas graecas.