Drogi bocie, zadzwoń do żony i udawaj, że jestem trzeźwy
Wystarczyły dwie minutowe rozmowy telefoniczne wykonane przez nowego bota Google, byśmy nagle stanęli oko w oko z całą listą problemów związanych z wykorzystaniem sztucznej inteligencji w naszym codziennym życiu. Witamy w przyszłości, lekko na pewno nie będzie.
Największym gwiazdorem ostatniej konferencji Google I/O nie był żaden z obecnych na niej ludzi. Tym razem ta rola przypadła Google Duplex - botowi zdolnemu do prowadzenia rozmów telefonicznych w imieniu swego ludzkiego „pana”. Publiczność była naprawdę pod mocnym wrażeniem krótkiej prezentacji możliwości tej nowej formy sztucznej inteligencji - i to mimo, że sprowadzała się ona do realizacji naprawdę banalnych zadań. Docelowo Duplex ma stać się częścią Google Assistant - czyli odpowiednika Apple’owej Siri czy Microsoftowej Cortany a korzystać z niego będzie mógł każdy użytkownik zgodnego z Google Assistant urządzenia - jak nowsze telefony z Androidem, niektóre Smart TV czy urządzenia Google Home.
Podczas prezentacji, o której nie przestaje mówić i pisać cała branża technologiczna, Asystent Google wykonał zaledwie dwa zadania z pomocą Duplex i ulepszonych mechanizmów syntezy mowy. Najpierw zadzwonił do fryzjera, by umówić wizytę dla niejakiej Lisy. Jak to zwykle bywa - ten pierwszy, najbardziej wymarzony termin był już zajęty, więc Duplex natychmiast wdał się w krótkie negocjacje dotyczące planu B i z powodzeniem je zakończył. Publiczność parsknęła śmiechem, kiedy w pewnym momencie odpowiedział fryzjerce (czy też recepcjonistce w salonie fryzjerskim) twierdzącym „Mhmm” - naprawdę zupełnie jak człowiek. I w tej i w następnej rozmowie Duplex kilkakrotnie zresztą „zawieszał głos” a jego intonacja brzmiała wyjątkowo naturalnie.
Drugim wyzwaniem, które stanęło przed botem-asystentem było zarezerwowanie stolika w restauracji. Tu zaczęły się schody, bo kelnerka czy menedżerka knajpy zaczęła od pytania, czy chodzi o większą grupę. W tym akurat lokalu rezerwacje są przyjmowane od pięciu osób w górę. O dziwo, bot się w tym nie zagubił, co wyraźnie świadczy o tym, że jego możliwości znacznie wykraczają poza zdolność prowadzenia konwersacji według zero-jedynkowego skryptu. W dodatku zadał pracownicy knajpy „podchwytliwe” pytanie - ileż to w takim razie czeka się w restauracji na miejsce. Jego rozmówczyni upewniła się, że chodzi o środę, a nie ruchliwy weekend - i Duplex pożegnał się miło z wiedzą, że mimo braku rezerwacji, stolik na pewno się znajdzie.
W obu wypadkach ludzcy rozmówcy nie zorientowali się, że mają do czynienia z robotem (czy raczej botem) do końca pogawędki. Fryzjerka zarezerwowała wizytę, z kolei pracownica restauracji udzieliła informacji, a bot ją zrozumiał. Pożegnali się jak człowiek z człowiekiem.
Natychmiast pojawili się tacy, którzy zaczęli głosić, że Duplex ni mniej, ni więcej, tylko przeszedł w ten sposób słynny test Turinga, co byłoby pierwszym takim przypadkiem w historii. Ale na to wciąż jest za wcześnie. Pierwotne założenia sformułowanego przez Alana Turinga w 1950 roku testu mającego być sprawdzianem „prawdziwej sztucznej inteligencji” były następujące: człowiek ma prowadzić z inteligentną maszyną rozmowę w swoim naturalnym, natywnym języku (to ważne, by możliwie całkowicie wyeliminować możliwość przejęzyczeń czy nieporozumień) przez pięć minut, Jeżeli nie będzie w stanie rozstrzygnąć, czy rozmawia z robotem czy innym człowiekiem - wówczas maszyna przeszła sprawdzian. Dodajmy jeszcze, że współtwórca informatyki określił początkowo nawet temat rozmowy - miała być wzorowana na grze towarzyskiej, w której siedzący w różnych pomieszczeniach rozmówcy ukrywają przed sobą nawzajem swą płeć - zadaniem graczy jest zaś jej właściwe określenie z pomocą pytań omijających sedno sprawy.
Później zasady testu Turinga wielokrotnie modyfikowano i komplikowano, obecnie najpoważniejszą chyba propozycją jest ta stosowana w corocznym konkursie o nagrodę Loebnera, który jeszcze nigdy nie zakończył się przyznaniem głównej (i zarazem ostatecznie kończącej konkurs) nagrody w postaci medalu ze szczerego złota i 100 tysięcy dolarów. W konkursie Loebnera ludzcy sędziowie zadają (pisząc w najprostszym możliwym oknie czatowym) długie serie dowolnych pytań różnym rozmówcom, nie mając pojęcia, czy rozmawiają z podstawionymi ludźmi, czy napisanymi przez uczestników chat botami. Na koniec całodziennej rozgrywki mają określić, w którym momencie rozmawiali z ludźmi, a w którym z botami (zasady są takie, że na jednego bota, przypada jeden podstawiony rozmówca - człowiek). Zwycięzcy poszczególnych edycji konkursu (dostają brązowy medal i 3 tysiące dolarów) zdołali oszukać jak do tej pory poniżej 60 proc. sędziów.
Wróćmy do wynalazku Google. Podczas prezentacji Google Duplex nie przeszedł nawet najprostszej wersji testu Turinga - obie rozmowy trwały po kilkadziesiąt sekund, a nie 5 minut. W dodatku rozmówcy nie mieli pojęcia, że mają spróbować rozpoznać naturę swego rozmówcy. Czy to by im się udało - na razie nie wiemy. Tym bardziej nie wiemy, jak Duplex poradziłby sobie w roli uczestnika konkursu o nagrodę Loebnera.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień