Drużyna Michasia. Dopadł ich wirus... pomagania
W ciągu niespełna pół roku ludzie wpłacicli na konto chorego na SMA typu 1 Michałka Boguckiego z gm. Nur, ponad 9,5 mln złotych. Dalsze działania medyczne należą do służby zdrowia. Jednak w trakcie niezwykle intensywnych działań narodziło się coś bardzo pozytywnego i optymistycznego, coś, co osoby zaangażowane w zbiórkę określają jako „wirus pomagania”.
Nie sposób określić dokładnie, ile osób liczyła Drużyna Michasia. Wiele z nich pomagało anonimowo, często nieformalnie, a jedynym śladem ich wsparcia była rosnąca kwota (czasem artefakty na licytację). O efektach zarażenia „wirusem pomagania” nie chcą wypowiadać się pod swoimi nazwiskami. Mówią, że to nieważne. W ich wypowiedziach dominują: duma pomieszana z lekkim niedowierzaniem (najlepiej podsumowana okrzykiem Onufrego Zagłoby: „Nie znaliśmy własnego męstwa!”) i plany wykorzystania nabytego doświadczenia przy kolejnych akcjach charytatywnych. Co mówią? Przytaczamy kilka wypowiedzi wolontariuszy.
To było prawdziwe pospolite ruszenie. Ludzie pomagali indywidualnie, ale zbiórka była też impulsem do powstawania różnych organizacji.
Jeżeli nawet jako mieszkańcy małych miejscowości z pogranicza Mazowsza i Podlasia mieliśmy jakieś kompleksy, to już ich nie mamy. Nasza akcja objęła państwa na dwóch kontynentach. Można? Można!
Piękną sprawą był wybuch kreatywności. Wiadomo, że na licytacje wystawia się odzież, książki, usługi, prace plastyczne, przetwory i słodycze, jakieś sprzęty gospodarstwa domowego, czasem biżuterię. Okazało się, że licytować można wszystko - dzień pracy w gospodarstwie i dzień pracy z wójtem, loty samolotem, przejażdżki nietypowymi pojazdami…. Nadspodziewanie dużym zainteresowaniem licytujących cieszyły się gadżety ekologiczne.
Przy okazji zbiórki zyskało także środowisko. Do śmietników nie trafiły miliony nakrętek, tysiące baterii i plastikowych butelek, tony makulatury i złomu, setki szklanych naczyń.
Nie zapominajmy o edukacji i integracji. Zbiórką owoców, kasztanów, góry grosza, przedmiotów na licytacje i kiermasze zajmowały się wszystkie pokolenia i wszystkie środowiska. Podobnie było przy zbiórce i segregowaniu nakrętek. Ludzie się kontaktowali, poznawali, zaprzyjaźniali, nominowali, namawiali do udziału w biegach - to jest super doświadczenie i z tego jeszcze będzie inny pożytek!
Już rozmawiamy o pomocy następnym dzieciom. Wsparcia potrzebują maluchy z innych stron, a my już wiemy jak pomagać. Pomaganie jest zaraźliwe jak wirus, ale tego nie powinno się leczyć - mówią wolontariusze.
Przypomnijmy, Michaś Bogucki z gm. Nur jest chory na SMA typu 1, czyli rdzeniowy zanik mięśni. To ciężka choroba genetyczna. Organizm nie produkuje białek potrzebnych do budowy komórek nerwowych w rdzeniu kręgowym, przez co neurony obumierają. Neurony odpowiadają za skurcze i rozkurcze wszystkich mięśni. Bez nich mięśnie zanikają, a organizm ma coraz więcej trudności z poruszaniem się, przełykaniem, oddychaniem... Szansą na walkę z SMA jest bardzo kosztowna terapia genowa.
- 12 stycznia kładziemy się na oddział do Białegostoku na podanie Spinrazy (to jest ten lek, który podaje się w kręgosłup). Później w czwartek lub piątek kierunek Lublin, w celu wykonania badań . Około miesiąca przed podaniem TG musimy być zdrowi, więc staramy się unikać wszelkich infekcji - powiedziała nam mama chłopca, Justyna Bogucka.
I dziękuje...
Wszystkim znajomym, przyjaciołom oraz rodzinie, która nie wątpiła w pomyślność całej akcji. Dziękuję za otwartość serc, hojność, za to że byliście i jesteście.