Drwale myśleli, że to zwierzę, a znaleźli ciało [zdjęcia]
W procesie o zabójstwo Dariusza T. zeznawali pracownicy leśni, którzy znaleźli jego zwłoki. W sądzie opowiadał o nim również jego przyjaciel.
- Darek nie miał wrogów. On miał taki charakter, że raczej się wycofywał, unikał sytuacji konfliktowych - wczoraj w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy zeznawał świadek, znajomy nieżyjącego już Dariusza T.
Ciało tego mężczyzny znaleziono 27 czerwca 2015 roku w lesie w nadleśnictwie Gołąbek blisko Cekcyna.
Na początku to był taki głupi mój pomysł, żeby mieć w końcu spokój z Darkiem; żeby się go pozbyć. Tobiemu to się spodobało. Powiedział, że można go zastrzelić; że broń można załatwić. Zapytałem, czy on to mówi poważnie; a on na to, że tak. Spotkałem się z Michałem i powiedziałem, że Tobi może załatwić pistolet. Mówił, że nie; że to zbyt brutalne. Przedtem na ten temat tylko żarty były. Nikt oprócz Tobiego nie brał tego na poważnie.
- mówił w sądzie oskarżony Patryk R.
- Wiedziałem, że robił jakieś odszkodowania na samochodach - przyznał świadek. Odniósł się tym samym do tego, co śledczy wiedzieli już wcześniej - że zabitego i jego katów łączyły interesy. Wspólnie wyłudzali odszkodowania na sfingowane stłuczki. Z wcześniejszych zeznań tego samego mężczyzny - swoją drogą karanego, byłego więźnia zakładu między innymi w Potulicach - wynikało, że Dariusz T. wspólnie ze znajomymi wyłudzał świadczenia komunikacyjne również w innych państwach Unii Europejskiej.
Ostatnimi czasy miał trzymać się zasady: kupować nowe mercedesy coupe, wyszukiwać w Polsce ludzi, którzy godzili się meldować na terenie Niemiec, a następnie rejestrować auta na ich nazwiska.
Sam Dariusz T. mieszkał za Odrą od ponad 25 lat. Osiadł w Bremie, wcześniej mieszkał z rodzicami, jeszcze kilka lat temu z „dziewczyną”, a krótko przed śmiercią - samotnie. Pobierał też rentę.
W tej sprawie oskarżeni są Michael N., Patryk R. oraz Tobias B. To trzej koledzy. Wszyscy od lat żyją w Niemczech. Tam też poznali Dariusza T., który - jak wynika z ich zeznań - miał zaproponować im wspólne interesy. Razem przygotowywali i zarabiali na pozorowanych kolizjach drogowych. Z czasem trzej koledzy zaczęli jednak mieć dość - jak podkreślali w swoich zeznaniach - „nachalności” T., zamierzali się wycofać z procederu. Coraz bardziej też bali się, że policja w końcu wpadnie na ich trop. Tak powstał plan pozbycia się Dariusza T.
W garażu w miejscowości Cierznie (już po zabójstwie, przyp. red.) zostawiliśmy samochód Darka. (...) kazali mi szukać jakiegoś wiaderka. Nie znalazłem. Michał próbował rozpalić ogień w piecu, w kominku w domu. Piec znajdował się przy garażu. Nie mógł rozpalić. Powiedział, że musimy jechać na drugą działkę jego (rodziców, przyp. red.) w Człuchowie. Kazali mi wycierać krew w samochodzie. Za ścierkę brałem skarpetkę Darka. Tobi używał chusteczek nawilżonych.
- mówił w sądzie oskarżony Patryk R.
- Być może to ja pierwszy powiedziałem o pozbyciu się Darka. Ale rozwinięcie planu to już rzecz Michaela i Tobiego. Z początku to był żart. Tobias potraktował to serio - przyznał Patryk R. Te jego słowa padły w nagraniu z eksperymentu procesowego, jaki kryminalni z bydgoskiej KWP przeprowadzili w lipcu 2015 roku z udziałem podejrzanego. Wczoraj w sądzie odtworzono nagranie. R. razem z policjantami objeżdżał radiowozem miejsca związane z dokonaniem zabójstwa i ukrywaniem śladów zbrodni.
R. powiedział, że Tobias w Berlinie (gdzie mieszkali) zadzwonił do niego i powiedział, że może załatwić za 1600 euro broń do zabicia Dariusza T. Pozostali dwaj koledzy nie zgodzili się na taką propozycję. Ostatecznie T. został zwabiony do Polski, a w podróży na miejsce uśpiony tabletkami. Zamordowano go w lesie niedaleko Cekcyna.
Jak się przebrali, to spakowali wszystko (swoje brudne rzeczy, przyp. red.) do niebieskich worków. Michał później, w Berlinie opowiedział mi, że kluczyk od mercedesa Darka schował w garażu pod cegłą. Zdjął też tablice rejestracyjne auta i włożył je do kieszeni za siedzeniami. Pojechaliśmy stamtąd na działkę w Człuchowie.
- mówił w sądzie oskarżony Patryk R.
- Znaleźliśmy świeżo poruszoną ziemię, a na niej leżący czub sosny - mówił wczoraj w sądzie Kazimierz P., jeden z dwóch drwali, którzy 10 dni po morderstwie natknęli się w lesie na zwłoki T. - Na głębokości jakichś 40 cm było coś białego. Myśleliśmy, że ktoś świnię zakopał. Ale tam była ludzka stopa. Wezwaliśmy na miejsce policję.