W Gorzowie mówi się, że urząd chce wyciąć 150 drzew. To nie plotka. Tyle że pod topór pójdzie ich nie 150, a dokładnie 172!
Wiadomość jest pewna, bo o wycinkę zapytał radny Ludzi dla Miasta Grzegorz Musiałowicz, a zamiar likwidacji drzew potwierdził zastępca prezydenta Artur Radziński.
Nam udało się jeszcze ustalić, że siekierezada zacznie się już, teraz, lada moment, na początku października.
– Drzewa powinno się sadzić, zamiast wycinać! To są nasze płuca! – mówiła nam w piątek Hanna Miłoszak, którą spotkaliśmy na skwerze przy pomniku Adama Mickiewicza.
Jedni chcą wycinać drzewa, bo pylą i zasłaniają słońce. Inni piszą listy w ich obronie
Ma 100 proc. racji, ale... miasto zapewnia, że dokładnie przemyślało wycinkę i po-zbędzie się tylko drzew chorych, zagrażających zawaleniem albo niebezpiecznych dla chodników czy dróg.
Suche jak wiór
Takich jak kompletnie wysuszony i martwy głóg dwuszyjkowy koło kamienicy przy ul. Kosynierów Gdyńskich 103. Ma 62 cm w obwodzie, ale w środku jest... pusty. Można dosłownie przez niego patrzeć. – Oczywiście każdego drzewa jest szkoda. Ale z tego faktycznie nic nie będzie i ciężko go żałować – mówiła nam w piątek pani Daria, która mieszka po drugiej stronie ulicy i martwy głóg widzi codziennie.
Inne egzemplarze do wycinki? To m.in. olbrzymi (275 cm obwodu) kikut kasztanowca przy ul. Szkolnej koło III LO, wielka lipa koło wejścia do szkoły muzycznej przy ul. Teatralnej, robinia akacjowa koło murów obronnych na ul. Jagiełły czy mająca 333 cm obwodu topola na cmentarzu przy ul. Dobrej. Zniknie też jeszcze klon stojący na wprost starostwa powiatowego (przy parkingu) czy topola przy ul. Sportowej (na wprost budynku 3A-3B).
Budzą emocje
O tym, że lepiej wycinać drzewa w wątpliwym stanie, najlepiej świadczą wypadki sprzed roku, gdy podczas wielkiej wichury powalone zostały m.in. te w parku Wiosny Ludów. Niektóre były kilkunastometrowej długości i runęły prosto na alejki. Szczęśliwie nocą, gdy nikt tamtędy nie chodził.
Drzewa w naszym mieście budzą wielkie emocje. Jedni chcą ją wycinać. Tego m.in. domagali się ludzie z bloku przy ul. Szwoleżerów (koło SP 13), którym prosto w okna pylą olbrzymie topole. Miały też niszczyć chodnik. Miasto na
wycinkę się nie zgodziło. Oceniło, że drzewa są zdrowe, szkód nie robią i nadają się najwyżej do podcięcia.
O wycinkę walczyli też lokatorzy z ul. Wawrzyniaka (kamienicę zasłaniają 40-metrowe topole). Zremb na ich prośbę wyciął nieco gałęzi. Z kolei naszej Czytelniczce z Fabrycznej gałęzie dosłownie „wchodziły” do domu i nie mogła otworzyć okna. Po naszej interwencji doczekała się przycinki (zamiast wycinki).
Z drugiej strony są obrońcy drzew. Niedawno Czytelniczka pomstowała na siekierezadę przy ul. Matejki – drzewa zostały wycięte przy ziemi. Dwa tygodnie temu publikowaliśmy też list psychoterapeutki Apolonii Górniak w obronie niszczejącego buka na rondzie Ofiar Katynia (drzewo obumiera, urząd daje mu czas do wiosny
– potem zdecyduje, co dalej).
Dlatego miasto nie tylko wycina, ale i dosadza. W przyszłym roku odnowienia doczeka się m.in. ciąg drzew na pasie zieleni wzdłuż al. 11 Listopada.
Największa szkoda
Przypomnijmy: do dziś największe kontrowersje wzbudza historia wycinki wzdłuż deptaka na ul. Chrobrego. W 2002 r. na polecenie urzędników od zieleni wycięto 78 drzew, głównie klonów. W zamian posadzono 125 wiśni piłkowanych, z których niemal wszystkie obumarły.
Przez lata miasto wracało z pomysłem posadzenia nowych drzew, ale nigdy planu nie zrealizowało. Dopiero od kilku miesięcy na deptaku znowu jest zieleń – ale drzewa rosną w wielkich donicach, a nie bezpośrednio w ziemi. a ą