Z jednej strony – historia lubi się powtarzać. Ale z drugiej – „Wojownicy” jeszcze nigdy nie byli tak mocni. Czas na wielki finał NBA!
W czerwcu 2016 fani koszykówki emocjonowali się rywalizacją Golden State Warriors – Cleve¬land Cavaliers w finale NBA. Minął rok i mamy powtórkę z rozrywki. Wróćmy jednak na chwilę do tego, co działo się na finiszu ubiegłego sezonu. „Wojownicy” raz za razem przechodzili do historii ligi. Tych „przejść” było kilka, ale przypomnijmy dwa najbardziej spektakularne – z różnych biegunów. Sezon zasadniczy zakończyli bilansem 73 zwycięstw i 9 porażek, poprawiając rekord Chicago Bulls (72 i 10). W finale zaś prowadzili już 3:1 i zostali pierwszą w historii NBA drużyną, która... w takiej sytuacji nie wywalczyła tytułu mistrzowskiego.
Latem doszło do „trzęsienia ziemi” i do Golden State ściągnęli Kevina Duranta, wielką gwiazdę, koszykarza kompletnego. I to on ma zrobić różnicę w zbliżającym się finale. Czy zrobi?
Thomas Kelati ze Stelmetu BC Zielona Góra, zapytany o faworyta najważniejszej konfrontacji w NBA, nie odważył się go wskazać. Powiedział, że będzie to niesamowita seria, bo spotkają się dwa doskonałe zespoły. Zdradził jednak, że będzie trzymał kciuki za „Wojowników”.
Filip Matczak ze Stelmetu, który z reprezentacją Polski wywalczył tytuł wicemistrza świata do lat 17, także miał problem z typowaniem. – Myślę, że wygra Cleveland. Chociaż po przyjściu Kevina Duranta... – zawahał się. – Ale przecież LeBron James też zbudował świetną ekipę. To będzie bardzo fajny finał. I decydować może dyspozycja dnia.
Pewne jest, że dla tych meczów warto zarwać niejedną nockę. Nawet siedem, bo rywalizacja toczy się do czterech zwycięstw. A finałowy rozkład jazdy przedstawia się następująco: 1/2 czerwca (noc z czwartku na piątek naszego czasu), 4/5 czerwca, 7/8 czerwca, 9/10 czerwca oraz ewentualnie 12/13 czerwca, 15/16 czerwca i 18/19 czerwca. Bardziej przedłużyć serii – niestety – już się nie da. A my stawiamy na 4:3 dla „Kawalerzystów”.