Duże i małe świąteczne radości. Komentarz Dziennika Łódzkiego
Jest tyle rzeczy, które mogą nam popsuć świąteczny nastrój. A to biała kiełbasa nie taka, a to jajka wyszły nie w tym kolorze, a to wiatr, który złośliwie zrywa serwetkę z koszyczka, wreszcie ci wszyscy bliźni, którzy przyszli ze święconym, i dobrze, ale pchają się przed nas.
Nie mówiąc już o pogodzie, która jakoś nie chce dopasować się do święta, a przecież powinna nieść ze sobą symbolikę odrodzenia.
Co gorsza, dobrze wiemy, że zasłużyliśmy na lepszą białą kiełbasę, na lepsze jajka i lepszą pogodę. A jak człowiek zasłużył, to trudno mu się pogodzić z tym, że nie dostał. Bo teraz są czasy, kiedy wszystko trzeba dostać.
Cóż, wielu z Państwa pewnie pamięta te dawne święta, jeszcze w PRL, kiedy człowiek nie myślał, czy na coś zasłużył, czy nie. Chyba wtedy jakoś bardziej umieliśmy się cieszyć znacznie mniejszymi rzeczami niż dziś. Choćby tym baleronem uwędzonym gdzieś pokątnie, białą kiełbasą spod lady, starym westernem puszczonym w pierwszym lub drugim programie Telewizji Polskiej, bo więcej nie było.
Ale może ta kiełbasa, jajka i pogoda nie są wcale gorsze niż przed laty, tylko my już nie potrafimy się tak radować? To dlatego, że... Państwo wybaczą, kiełbasa mi się przypala.