Dwa lata kradzieży, 3 mln i włamanie do domu Pyżalskich
Prawie dwa lata włamywali się do domów i mieszkań. W tym czasie ukradli przedmioty o wartości ok. 3 mln zł, a wśród poszkodowanych była m.in. Izabella Łukomska-Pyżalska, prezes Warty Poznań.
Paweł K., Artur J., Artur C. i Saulius B. przez prawie dwa lata mieli ukraść przedmioty o łącznej wartości blisko 3 mln zł. Najwięcej na sumieniu ma Paweł K. To prawdopodobnie on przekazywał większość kradzionych przedmiotów paserom i rozdawał wspólnikom „zarobione” pieniądze. Wspólnikom, z których każdy był już w przeszłości karany. Żaden nie miał też stałej pracy. Utrzymywali się z prac dorywczych, lecz w praktyce przede wszystkim z okradanych przez siebie domów i mieszkań. Poznańska prokuratura oskarżyła każdego z nich o udział w zorganizowanej grupie przestępczej i kradzieże z włamaniem. W przyszłym tygodniu w końcu powinien ruszyć ich proces.
Milionowe łupy
- W grupie zwykle ustalony był podział ról. To mogło się zmieniać, ale najczęściej było tak, że to Paweł K. wchodził do domu. Czasem sam, a czasem ktoś, zwykle ja, wchodził z nim. Kiedy jeździł z nami Artur C., to on najczęściej czekał w samochodzie
- zeznawał w prokuraturze Artur J. To jedyny z mężczyzn, który przyznał się do wszystkich zarzutów postawionych przez prokuraturę. Pozostali mężczyźni zaprzeczyli, by okradali domy i odmówili składania wyjaśnień.
Artur J. opowiedział prokuraturze o sposobie działalności grupy oraz w jaki sposób były typowane domy i mieszkania do okradania. Mężczyźni najczęściej robili sobie „objazdówkę” po danym regionie.
„Patrzyli, jak wyglądają domy, gdyż po domu widać, czy mieszkają w nim bogaci ludzie”
- pisała w akcie oskarżenia prokurator Ewa Zawadzka z Prokuratury Rejonowej Poznań-Wilda, która prowadziła śledztwo.
- Czasami zdarzało się, że ktoś nam „wystawiał” domy. Tak było w Kamionkach, Chybach, Borówcu czy Skrzynkach. Ktoś przychodził z informacją do Pawła K., gdzie „warto wejść” - mówił prokuraturze Artur J.
Z akt sprawy, do których dotarliśmy, wynika, że po każdym skoku skradzione rzeczy zabierał najczęściej Paweł K. lub Artur C.
- Oni mieli swoje punkty, gdzie się tego pozbywali. Pieniądze zawsze były dzielone od razu po równo dla wszystkich, chyba że robota była zlecona. Wtedy zleceniodawca dostawał 25 procent łupu, a pozostałe 75 procent było dla nas
- opowiadał Artur J.
Mężczyźni mieli też z góry ustalić, że w jednym miejscu okradają domy maksymalnie przez dwa tygodnie. Potem mieli zmieniać teren działalności. Oskarżeni mieli się też umówić, by po kradzieżach w jednym regionie, przez rok już na niej nie „pracować”. - Jednak ta zasada była najczęściej łamana - przyznawał Artur J.
On sam włamywał się od października 2013 roku do marca 2014 roku. W tym czasie ukradł przedmioty o łącznej wartości prawie 2 mln zł. Jeszcze lepsze „wyniki” mieli jednak jego wspólnicy. Artur C. miał działać od kwietnia 2013 roku do maja 2014 roku. W tym okresie miał ukraść rzeczy warte łącznie ponad 2,5 mln zł. Z kolei Paweł K. od sierpnia 2013 roku do maja 2014 miał ukraść przedmioty o łącznej wartości prawie 3 mln zł. Najkrócej z grupą miał współpracować Litwin Saulius B. Po raz pierwszy miało to być w okresie od kwietnia do października 2013 roku. Później Litwin trafił do więzienia, w którym spędził kilka miesięcy. Po wyjściu na wolność miał znów dołączyć do grupy i kraść od marca do maja 2014 roku. Przez ten czas miał pomóc w kradzieży przedmiotów o wartości ponad 600 tys. zł.
Okradli prezes Warty Poznań
O kradzieżach dokonywanych przez mężczyzn pewnie nie byłoby tak głośno, gdyby nie jedna z poszkodowanych rodzin. A byli nią Jakub Pyżalski ze swoją żoną Izabellą Łukomską-Pyżalską, która jest prezesem piłkarskiej Warty Poznań. Włamanie do ich domu nastąpiło już na sam koniec działalności grupy na przełomie kwietnia i maja 2014 roku. Pyżalscy wykorzystali wtedy majówkę i na kilka dni wyjechali poza Poznań. Kiedy wrócili do domu, okazało się, że zniknęły cenne zegarki i biżuteria. Złodzieje ukradli dziewięć męskich zegarków o wartości ok. 200 tys. zł oraz dziewięć zegarków damskich i biżuterię o wartości ok. 240 tys. zł.
Z ustaleń śledczych wynika, że informację o możliwości włamania do domu Pyżalskich miał przekazać Saulius B. On sam miał się o tym dowiedzieć od Rafała M. (ps. „Durszlak”). Pozostali członkowie grupy uwierzyli Litwinowi, który miał opowiadać, że Rafał M. i Jakub Pyżalski byli kiedyś przyjaciółmi, lecz w pewnym momencie się pokłócili i stracili kontakt. Mężczyźni sądzili, że „Durszlak” chciał się teraz zemścić na swoim dawnym znajomym. Sam Saulius B. podczas przesłuchania zaprzeczył, by przekazywał jakiekolwiek informacje o włamaniu do domu Pyżalskich. Z kolei Rafał M. przekonywał, że Jakub Pyżalski jest jego dobrym znajomym i nie ma z nim żadnego konfliktu.
Jakub Pyżalski od razu po włamaniu zgłosił sprawę na policję. Początkowo, podobnie jak Izabella Łukomska-Pyżalska, mówił, że nie ma pojęcia, kto mógł się włamać do ich domu. Dopiero po kilku tygodniach, gdy policjanci zaczęli go pytać o Rafała M., stwierdził, że spodziewał się, że to on mógł zaplanować włamanie.
- Jestem pewien, że to on zorganizował kradzież. O jego planach wiedziałem od roku od osoby, która była z nim w więzieniu we Wronkach
- mówił policjantom.
Zaledwie miesiąc po włamaniu Jakub Pyżalski odzyskał wszystkie zegarki. Zostały one podrzucone w reklamówce prawdopodobnie przez złodziei. Były w nienaruszonym stanie. W reklamówce nie było za to zegarków i biżuterii I. Łukomskiej-Pyżalskiej.
Proces Pawła K., Artura J., Artura C. oraz Sauliusa B. miał się rozpocząć w grudniu ubiegłego roku. Na pierwszej rozprawie pojawił się jednak tylko Artur C., który został doprowadzony z zakładu karnego we Wronkach. Pozostali oskarżeni nie przyszli do sądu, usprawiedliwiając się na różne sposoby. Sąd wyznaczył więc nowy termin na początek lutego. Jednak i wtedy nie udało się rozpocząć procesu, gdyż rozprawa została ostatecznie odwołana. Kolejny termin wyznaczono na przyszły tydzień.