Dwaj kierowcy ranni, potrącony koń padł
Nocny wypadek na ul. Brzezińskiej. Młoda klacz z pobliskiej stajni wbiegła pod samochód. Właścicielka zwierzęcia mówi, że wykradziono je ze stajni.
Do nietypowego, a przy tym fatalnego w skutkach wypadku, doszło w nocy z wtorku na środę na ul. Brzezińskiej. Było przed godz. 3, gdy na przód mercedesa C200, jadącego od strony Nowosolnej w kierunku Łodzi, na wysokości posesji nr 127 wpadł... koń. 21-letni kierowca auta nie miał czasu, by zareagować - na ul. Brzezińskiej jest nocą bardzo ciemno, zobaczył zwierzę na ułamek sekundy przed zderzeniem. Na ominięcie go, co cudem udało się kobiecie w aucie jadącym przed nim, nie miał już szans. Wierzchowiec przetoczył się po dachu samochodu i spadł za nim na ulicę. Najechał na niego jeszcze kolejny samochód, jadący w tym samym kierunku, mercedes C190, prowadzony przez 60-latka.
Oba auta zostały poważnie uszkodzone, szczególnie mercedes, który uderzył w konia. Obaj jadący nimi mężczyźni doznali obrażeń wymagających szpitalnej diagnostyki. Trafili do szpitala Centrum Kliniczno--Dydaktycznego, 21-latek z urazem głowy, 60-latek z podejrzeniem urazu kręgosłupa szyjnego. Po niezbędnych badaniach i opatrzeniu ran obaj zostali odesłani na rekonwalescencję do domów.
Koń, a właściwie 1,5-roczna klacz, nie przeżył wypadku. Jego ciało zostało przewiezione do utylizacji.
Skąd wzięło się zwierzę nocą na ul. Brzezińskiej?
Kilkadziesiąt metrów od miejsca wypadku, przy ul. Brzezińskiej 144, działa stajnia „U Edyty”. Prowadząca ją (oraz zajazd „Góralska Chata”) Elżbieta Ojrowska wyklucza, żeby zwierzę mogło samo wydostać się z zamkniętej stajni. Jest przekonana, że „Czankę”, jak nazywała się klaczka, wyprowadził ze stajni sąsiad, który już niejednokrotnie dawał się właścicielce gospodarstwa we znaki.
- To jest młody, 35-letni mężczyzna, leczący się psychiatrycznie. Wcześniej jednej z naszych kóz obciął rogi, ukradł mi też busa, powybijał w nim szyby, zniszczył ogrodzenie padoku... Złożyłam skargę na policję, więc pewnie się zemścił. Zresztą był na miejscu, widziałam go, pokazywał środkowy palec i śmiał się w najlepsze. A to był taki kochany konik, chowany od małego - kobieta nie może powstrzymać łez na wspomnienie ukochanej klaczki.
Gdy zobaczyła ją leżącą nadrodze, zasłabła.
Pani Elżbieta podejrzewa, że kłopotliwy sąsiad wkradł się pod osłoną nocy do stajni, wziął „Czankę” na sznur i wyprowadził poza gospodarstwo. Tam klaczkę albo wypuścił, albo zerwała mu się ze strachu i wpadła na jezdnię, uciekając przed nieznaną osobą.
Jak było naprawdę, wyjaśni postępowanie prowadzone przez wydział przestępstw i wykroczeń w ruchu drogowym łódzkiej drogówki.