Z moralnego punktu widzenia, a więc w kategoriach dobra i zła, istnieją tylko dwie drogi, z których jedna jest drogą życia, a druga drogą śmierci. W jakiś sposób we wszystkich religiach - ale także we wszystkich systemach etycznych, także i w tych, które nie odwołują się do Boga, jako do najwyższego ustawodawcy i stróża naturalnego prawa moralnego - dostrzegają i przyjmują jakieś kryteria dobra i zła i według nich oceniają człowieka.
Od tysiąca pięćdziesięciu lat, dla większości Polaków, drogowskazem moralnym była i jest Ewangelia, przekazująca Boże objawienie w Osobie i nauczaniu Chrystusa oraz Tradycja pielęgnowana wiekami w Kościele. Zasady moralne zawarte w Dekalogu i w Ewangelii mają charakter normatywny, niezmienny i obowiązują w sumieniu. One też stanowią właściwą drogę życia i to do życia wiecznego. Odrzucenie tych zasad lub ich poważne naruszanie w życiu człowieka oznacza, że wybrał on drogę śmierci.
Odrzucanie tych zasad jest jednak dzisiaj na porządku dziennym. I czynią to nie tylko indywidualne osoby, ale całe systemy prawne, bazujące na odmiennym pojmowaniu wolności. Systemy wyznające, że wolność człowieka to nic innego, jak tylko uświadomiona konieczność, zawsze odwoływały się do tego, że to człowiek jest panem i twórcą wolności. A więc może ją ukształtować w ten sposób, że jakaś grupa osób, legalnie lub nielegalnie, zdobędzie władzę i zmusi pozostałych obywateli do posłuszeństwa, tak w sprawach obywatelskich, jak i w dziedzinie zachowań moralnych, objętych sumieniem.
Czy upadek totalitarnych reżimów niczego świata nie nauczył?
To, że sumienie jest praktyczną normą moralności, to prawda, ale z tej prawdy wynika, że praktyczna norma moralności może być nieco inna, a nawet sprzeczna z obiektywną normą, osadzoną w naturze ludzkiej. I co wtedy? Zwolennik zniewolonej wolności, czyli tej, która jest uświadomioną koniecznością, nie będzie miał żadnych skrupułów i żadnych zastrzeżeń o to, że narusza obiektywną normę moralności, bo po prostu neguje istnienie takich niezmiennych norm.
Na tej zasadzie działał komunizm. Boga się nie bał, a ludzi nie wstydził. Po prostu wykonywał to, co mu kazano, a gdyby podjął jakieś decyzje zgodne z religijną normą moralną, zostałby natychmiast napiętnowany, jako wstecznik, fanatyk, nierozumiejący dzisiejszego świata.
Niestety, podobny błąd popełnia dzisiaj prawie cały świat, czując się wyzwolonym od Dekalogu. Jeżeli nikogo nie obowiązują zakazy: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie mów fałszywego świadectwa, to nie można się dziwić, że malwersanci, złodzieje, kłamcy i zabójcy nie zostaną osądzeni i sprawiedliwie ukarani, bo zawsze znajdą jakąś lukę w przepisach i wyjdą na cało.
Niektórym ludziom ciągle śni się możliwość rządzenia światem, na który tylko oni sami mają pomysł i za wszelką cenę dążą do tego, by plany te zrealizować. Tych, którzy się sprzeciwiają, a nawet tylko inaczej myślą, trzeba wykarczować, a przynajmniej uciszyć.
Czyżby upadek totalitarnych reżimów ostatnich pięćdziesięciu lat nie nauczył współczesnego świata, że to się kończy tragedią?
Chroń nas Panie od przyjaciół, bo od nieprzyjaciół sami się ochronimy!