Dwóch się bije, a klient korzysta
Największe dyskonty „płacą” za zakupy u nich. I na tym nie koniec walki o nasze portfele.
- Zrobiłam zakupy za ponad 100 zł w Lidlu przy ulicy Gdańskiej w Bydgoszczy i dostałam bon o wartości 20 zł - opowiada pani Ewa z Wtelna. - Wcześniej usłyszałam reklamę, że po 29 sierpnia rabat zwiększy się do 30 zł, więc zapytałam kasjerkę czy mój talon będzie jeszcze ważny. Wtedy ona przekreśliła 20 zł i poprawiła na 30 zł.
- Owszem, takie bony będą nadal aktualne - potwierdzają w biurze prasowym Lidla.
Wygląda na to, że Biedronka musiała zaskoczyć Lidla, oferując więcej, bo 25 zł, choć za zakupy o wartości minimum 199 zł. Niemiecka firma nie zdążyła nawet rozdać wszystkich kuponów 20-złotowych. Dlatego pozostaną one ważne również w przypadku nowej oferty. Tym samym niemiecka sieć o 5 zł „przebiła” ofertę Jeronimo Martins. Czy na tym koniec?
Walka między największymi dyskontami jest teraz wyjątkowo zacięta. Oficjalnie żaden z nich nie chce jej komentować. Otrzymaliśmy jedynie informacje o zasadach promocji.
- Na tym bitwa na pewno się nie skończy - uważa Edyta Kochlewska, redaktor naczelna portalu dlahandlu.pl. - Trzeba być bardzo czujnym i na bieżąco śledzić pomysły konkurencji. Żaden dyskont nie może sobie pozwolić na spokojny sen. Powód jest prosty: Polacy nie są lojalnymi klientami. Odwiedzają w miesiącu kilkanaście różnych sklepów. Handel jest bardzo zróżnicowany. Mogą iść na zakupy zarówno do znanych sieci handlowych, jak i mają do dyspozycji sporo sklepików osiedlowych.
Dlatego nie muszą być wierni ani Biedronce, ani Lidlowi. Zdaniem Kochlewskiej, agresywna polityka dyskontów na pewno odbije się na ich rentowności: - Dokładają 20, 25 czy 30 zł do zakupów. Oczywiście, obrót mają wyższy, skoro klient musi wydać wyższą kwotę niż normalnie, aby dostać kupon. Jednak przy zakupach za 200 zł co najmniej 10 proc. pochłania bon. Taki urodzaj więc kosztuje.
Podobnie o rentowności znanych sieci myślą cytowani przez portal dlahandlu.pl analitycy Banku Haitong. Wyjaśniają ponadto, że start akcji promocyjnych w sierpniu nie jest przypadkowy, gdyż moment powrotu uczniów do szkoły po wakacjach to ważny okres dla detalistów.
Eksperci zwracają też uwagę, że przy okazji walka toczy się o dochody z programu „Rodzina 500 plus”.
Obie firmy rywalizują również o pracowników. Płacą im najwięcej ze wszystkich sieci handlowych. Oficjalnie początkujący w Biedronce mają po 2250 zł brutto miesięcznie, w Lidlu - 2400 zł. Gdzie indziej wynagrodzenia są niższe.
- Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, którzy pracownicy rzeczywiście lepiej zarabiają - mówi Edyta Kochlewska. - Wielu jest zatrudnionych na niepełny etat lub muszą spełnić dodatkowe warunki, jak choćby mieć pełną obecność w miesiącu, by otrzymać wypłaty we wskazanej wysokości.
Lidl i Biedronka ścigają się także w wydatkach na reklamy. Według danych firmy Nielsen, tylko w okresie od 15 do 21 sierpnia Lidl zainwestował w nie ponad 8 mln zł, czyli najwięcej ze wszystkich sieci. Biedronka wydała niespełna 3 mln zł (mniej niż np. Carrefour czy Żabka).
- Sytuacja jest podobna jak w przypadku promocji. Żeby sieci mogły na nich zarobić, każdy klient w Polsce musi o nich usłyszeć. Stąd nie szczędzą milionów na reklamy, bo te zwracają się potem w wyższych koszykach zakupowych czy liczbie klientów - podsumowuje redaktor naczelna portalu dlahandlu.pl.