Dworzec PKS pożegnany. Wkrótce zostanie zburzony (zdjęcia, wideo)
- Szpetny, zaniedbany. Taki jest dworzec PKS w Białymstoku. - To miejsce ma swój klimat - mówi Leszek Gorbacz, który przez lata sprzedawał tutaj zapiekanki. Za kilka tygodni moloch zostanie rozebrany. A w jego miejscu, w połowie 2017 roku, stanie nowy obiekt.
Jak się czuję? Jakby ktoś wyrwał mi zdrowego zęba. Pracowałem tutaj przez 25 lat, bardzo przywiązałem się do tego miejsca - nie kryje żalu Leszek Gorbacz. Na dworcu PKS sprzedawał hot dogi, zapiekanki i kebaby.
We wtorek pan Leszek też pracował, ale nad rozbiórką swojego kiosku. Tak, jak Łukasz Łupiński, który przez ponad trzy lata handlował kebabem.
- Z jednej strony szkoda, że to miejsce na zawsze zniknie. Ale z drugiej - dobrze, bo powstanie tutaj coś nowego, bardziej atrakcyjnego. Bo niestety, za ten dworzec musieliśmy się wstydzić - uważa pan Łukasz.
Andrzej Lechowski, dyrektor Muzeum Podlaskiego, przypomina, że moloch przy ul. Bohaterów Monte Cassino został wybudowany w latach 80. ubiegłego wieku. I był dumą miasta.
- Trzeba wyraźnie powiedzieć, że gdy oddano go do użytku, to był high life. Dworzec przeniósł się z Jurowieckiej. Tam to dopiero była kompletna Azja i dzicz. Nic tam nie było, stała jakaś buda z lat 60. - opowiada Andrzej Lechowski.
A na dworcu przy ul. Boh. Monte Cassino, jak na tamte czasy, były luksusowe warunki. Przestronna hala, toalety dla podróżnych, podziemne przejście na perony, bufet, a nawet świetlica, w której dzieci czekające na autobus mogły odrabiać lekcje.
- Obiekt robił naprawdę wrażenie. A potem już nie wytrzymał upływu czasu - przyznaje Andrzej Lechowski. - I stał się niechlubną wizytówką naszego miasta.
Tak wyglądał dworzec PKS Białystok przed rokiem
Brudny, zaniedbany, szpetny.- Niektórzy żałują na toaletę i sikają w przejściu podziemnym. Z resztą nie tylko sikają - oburza się pracownica WC. Na szczęście toaleta, chociaż ma już 30 lat, jest czysta.
Pasażerowie nieraz skarżyli się, że nie czuli się tutaj bezpiecznie.
- Strach było przechodzić obok przesiadujących tutaj pijaków. Zaczepiali ludzi, żebrali o pieniądze, papierosy - mówi pani Anna, którą spotkaliśmy na dworcu.
- Kiedyś, jak miałem 16 lat, trzech osiłków zabrało mi w przejściu podziemnym czapkę z daszkiem. Później do autobusu chodziłem tylko górą, przez perony, ale za to można było dostać mandat - wspomina 36-letni teraz Paweł z Siemiatycz.
Już niebawem moloch przejdzie do historii. I na zawsze zniknie z powierzchni ziemi. Trwają ostatnie przygotowania do inwestycji.
- Spodziewamy się, że prace rozbiórkowe ruszą w ostatnim tygodniu października - ocenia Cezary Sieradzki, prezes PKS Białystok.
Rządy w spółce przejął po Marku Nazarce, byłym burmistrzu Michałowa, który nieoczekiwanie zrezygnował z pracy. Przed Sieradzkim stoi ogromne wyzwanie. Musi wybudować nowy dworzec, który wreszcie stanie się wizytówką miasta. Prezes zakłada, że ta ogromna i szumnie zapowiadana inwestycja, rozpocznie się już pod koniec tego miesiąca. Władze spółki czekają na ostateczne zezwolenia.
- Decyzję i dokumenty z urzędu miasta powinniśmy dostać w ostatnim tygodniu października - przypuszcza Sieradzki.
Zapewnia, że nowy gmach zostanie oddany do końca czerwca przyszłego roku. To oznacza, że warszawska firma Budner, która wygrała przetarg, musi go wybudować w ciągu siedmiu miesięcy. Czy zdąży na czas?
- Obecnie termin inwestycji nie jest zagrożony - uspokaja Cezary Sieradzki.
Co ważne, przyjeżdżający do stolicy województwa podlaskiego podróżni będą mogli korzystać z autobusów bez problemu. Już w najbliższy poniedziałek rozpocznie się budowa tymczasowego dworca. Staną tu poczekalnia, kasy i pomieszczeni socjalne dla kierowców.
- Ich montaż potrwa około dwóch tygodni - mówi szef spółki PKS.
Wiadomo, że autobusy będą odjeżdżały z czterech peronów. Tak ma być na czas budowy nowego dworca.
A będzie to inwestycja z umiarkowanym rozmachem. Zgodnie z projektem, na powierzchni 1500 mkw. znajdą się kasy i poczekalnia, a także biura i zaplecze socjalne. Powstaną m.in. nowe perony, wiaty autobusowe oraz stacja obsługi taboru i parking dla autobusów. W pobliżu zostanie wybudowana galeria handlowa, a właściwie dwie mniejsze. Prace mają pochłonąć 13 mln 600 tys. złotych.
Jednak w nowym obiekcie zabraknie miejsca dla tych, którzy przy Bohaterów Monte Cassino pracowali przez lata. Były tutaj kioski i drogerie. Można tu też było tanio i szybko zjeść. Właściciele lokali musieli opuścić dworzec.
- Liczyłem, że coś mi zaproponują. Że będę mógł dalej tutaj pracować. Byłem nawet u prezesa w tej sprawie. Ale bez efektu. Nic nie dały te rozmowy - mówi rozżalony Konrad Kapla, który od 25 lat sprzedawał drożdżówki oraz inne słodkości.
Zaczynał od punktu na dworcu PKP. Do rozkręcenia biznesu na sąsiednim PKS namówiła go znajoma, która handlowała butami. Nie wahał się ani chwili. Zresztą, na brak klientów wtedy nie narzekał.
- Miałem tutaj kilka kiosków spożywczych. Potem interes szedł coraz gorzej. Więc musiałem się ich pozbyć. Pozostała mi tylko ta cukierenka - zamyśla się pan Konrad.
A teraz musi się stąd wynieść. - No trzeba odejść. To już koniec. Pół życia tu spędziłem - wzdycha kupiec.
Zapewne wyląduje na bezrobociu. Do emerytury jeszcze mu trochę brakuje, bo nie ma nawet 60 lat. A pomysłu na nowy biznes też nie ma. Zresztą, przyzwyczaił się do pracy na dworcu PKS.
- Bo to miejsce miało swój urok i klimat - uśmiecha się Leszek Gorbacz, właściciel kolejnego lokalu gastronomicznego.
I cofa się do początku lat 90. ubiegłego wieku. To były czasy gospodarczych zmian w kraju. Pan Leszek wrócił z saksów w Niemczech. Nadarzyła się okazja, by zacząć sprzedawać hot dogi.
- Nie byłem szkolony w dziedzinie gastronomii. Po prostu, życiowa sytuacja wymusiła to na mnie. Nie miałem żadnej pracy. Musiałem z czegoś żyć - opowiada pan Leszek.
Początki były trudne. Zaczynał od budki. Hot dogi musiał przygotowywać sam. Potem rozwinął swój biznes. Zbudował większy lokal, zatrudnił ekspedientki, poszerzył asortyment. Bo i chętnych na przysmaki rodem z USA także nie brakowało. Później przyszła moda na dania bardziej orientalne. - Było tutaj centrum kebabowe. Żeby smacznie zjeść, przyjeżdżali do nas ludzie z całego miasta - przypomina Łukasz Łupiński. Punkt gastronomiczny z kebabami prowadził od ponad trzech lat.
We wtorek na drzwiach powiesił kartkę z napisem „Już się nie martwcie. W piątek otwarcie”. Pan Łukasz przenosi się do lokalu przy ul. św. Rocha, w pobliskim Centrum Handlowym „Park”. Tak, jak Leszek Gorbacz.
- Ale lepiej na pewno nie będzie, bo lepszego miejsca od tego na dworcu nigdzie nie ma w Białymstoku - nie ma wątpliwości pan Leszek.
- Mimo, że ten remont uderzy we mnie, to bardzo dobrze, że on będzie. Nie oszukujmy się, przecież to było najgorsze miejsce w mieście - uważa Tadeusz Murawski, który 26 lat zajmował się sprzedażą m.in. zapiekanek.
Wypowiedzenie umowy najmu dostał pod koniec sierpnia. Pan Tadeusz już od dawna się tego spodziewał.
- Już od kilku lat mówiło się o remoncie dworca. Dlatego przy Białówny otworzyłem nowy punkt. Żeby była jakaś alternatywa - dodaje Murawski.
Przygodę z gastronomią zaczął 26 lat temu - od przyczepki kempingowej na dworcu PKP. Po roku przeniósł się na PKS. Wcześniej przez 15 lat pracował w hucie szkła. Ale pewnego dnia zaryzykował. Zwolnił się i otworzył swój biznes. Najpierw miał zakład poligraficzny, ale po dwóch latach go zamknął.
Strzałem w dziesiątkę okazały się zapiekanki. - Pracowałem codziennie od rana do wieczora. W ciągu roku może miałem pięć dni wolnego - wspomina Murawski.
Z biegiem czasu interes szedł coraz lepiej. Pan Tadeusz rozbudował kiosk i zatrudnił kilka osób. On także we wtorek zabijał deskami drzwi do swojego kiosku.
- Jest mi żal, bo mam wiernych klientów, którzy już dopytują, czy znowu wrócę na PKS - mówi. I nie ukrywa, że bardzo chciałby. Dlatego niedawno złożył wniosek. Prosi, by w nowej galerii handlowej pozwolono mu sprzedawać fastfoody.
Prezes PKS przyznaje, że niewiele w tej sprawie może zrobić.
- Przewidziane są dwa miejsca na działalności handlowe - pierwsze z prasą dla pasażerów, drugie - to minikawiarenka, gdzie będzie serwowana jakaś kawa, być może kanapka - tłumaczy Sieradzki.
Przypomina, że galeria handlowa będzie należała do inwestora. - Kto chciał porozmawiać o przyszłości handlowej w galerii, to miał taką możliwość. Co z tych rozmów wynikło, na to nie jestem w stanie odpowiedzieć - dodaje.