Dwugłos: mecenas Marek Borówka i poseł Jerzy Polaczek w rozmowie o procesie Amber Gold
Rozpoczął się wreszcie proces w sprawie Amber Gold. Oszukanych zostało prawie 19 tysięcy osób. Czy pokrzywdzeni mogli przewidzieć, że zostaną oszukani?
TAK
Mecenas Marek Borówka, katowicki adwokat
Ofiary Amber Gold powinny mieć pretensję głównie do siebie?
W dużej mierze tak. „Ignorantia iuris nocet” - nie można tłumaczyć się nieznajomością prawa. Od ludzi, którzy chcą świadomie zarządzać swoimi pieniędzmi, należy wymagać zwyczajnej staranności, a w tym przypadku mamy do czynienia z daleko idącą lekkomyślnością.
Co zaniedbali klienci Amber Gold?
Nie sprawdzili wiarygodności spółki, która jest parabankiem. Wystarczyło zajrzeć na strony internetowe Komisji Nadzoru Finansowego, by zobaczyć ostrzeżenia na temat jej działalności. Były to przecież ostrzeżenia instytucji najbardziej wiarygodnej na rynku finansów.
Kto zagląda na strony KNF?
Jeśli się inwestuje w jakieś przedsięwzięcie nawet kilkaset tysięcy złotych, to jednak należy dołożyć zwykłej staranności. Oczywiście, jest pytanie, na ile wiedza o komunikatach KNF była dostępna dla odbiorcy, dostatecznie rozpropagowana.
Reklamy były przekonujące…
Kto wierzy bezkrytycznie w reklamy? Reklamę może wykupić każdy i zachwalać jakiś produkt, usługę, zyski z lokat.
Amber Gold obiecywał zysk na poziomie nawet 16,5 proc. w skali roku (i to bez podatku Belki), gdy w bankach wynosił ok. 4 proc. Inwestorom zabrakło rozsądku?
To była wręcz naiwność, że tak wysokie oprocentowanie jest w ogóle możliwe. Wizja szybkiego pomnożenia gotówki przeważyła nad zdrowym rozsądkiem.
Właściciele Amber Gold mogą teraz powiedzieć: mieliśmy dobry plan, ale coś nie wyszło? W biznesie to się przecież zdarza.
Nie znam materiału dowodowego, ale na podstawie ogólnie dostępnej wiedzy wydaje się, że Amber Gold zawierając umowę z klientami liczył się z tym, że obiektywne nie ma możliwości wywiązać się z niej. Postępowanie dowodowe powinno wykazać, czy spółka a priori założyła oszustwo.
NIE
Poseł Jerzy Polaczek, minister transportu w latach 2005-2007
Co zawiodło?
Instytucje państwa, skoro można było wyprowadzić miliony złotych Amber Gold poprzez firmy lotnicze OLT Express, a z drugiej strony doprowadzić do pokrzywdzenia 19 tysięcy Polaków. Lokowali oszczędności w firmie, która nie była objęta systemem gwarancji, jakie obowiązują w bankach, ale skala tego przedsięwzięcia była tak ogromna, że nie powinna ujść uwadze polskich służb. To jedna z największych kompromitacji aparatu państwowego ostatnich lat.
Co konkretnie pana zaniepokoiło w działalności Amber Gold?
Choćby gwałtowny rozrost placówek, które pojawiły się nawet w małych miasteczkach, co było ewenementem na rynku usług finansowych. Poza tym instytucje państwowe wiedziały, że Amber Gold lokuje olbrzymie pieniądze w linie lotnicze i też nie zareagowały.
Kto powinien zareagować?
Przepływy pieniędzy między Amber Gold a OLT Express powinny być analizowane w Ministerstwie Finansów. Mieliśmy do czynienia ze świadomym, przestępczym działaniem. Liczba statków powietrznych prywatnej firemki urosła w ciągu kilku miesięcy niebotycznie; z dwóch małych samolotów do wielkości porównywalnej z narodowym przewoźnikiem. I nikogo to nie zaniepokoiło? W każdym państwie europejskim byłby to powód do wszczęcia z urzędu na nowo postępowania o udzielenie licencji na przewozy pasażerskie, z uwagi na znaczące rozszerzenie działalności gospodarczej. A jednak Urząd Lotnictwa Cywilnego nie podejmował żadnych energicznych działań. I Ministerstwo Finansów, i ULC zareagowali dopiero wtedy, kiedy, spółka nagle zamknęła działalność.
Skoro nie reagowało państwo, to co mogli klienci Amber Gold?
Można tylko im współczuć. Stracili pieniądze, które mogli ulokować w instytucjach bezpiecznych na rynku.