Dyrektor nie jest już „Misiewiczem”. Wykreślono go
Grzegorz Smytry, dyr. bydgoskiej ANR, został usunięty z listy „Misiewicze”. - Przeprosiłem pana Grzegorza - mówi Michał Stasiński, poseł Nowoczesnej.
- Na liście z nazwiskami siedemnastu osób, które zdaniem Nowoczesnej otrzymały w Kujawsko-Pomorskiem intratne posady, choć zabrakło im kompetencji, byłem wpisany jako pierwszy! - mówi Grzegorz Smytry, który jest szefem bydgoskiego oddziału Agencji Nieruchomości Rolnych. - To nieporozumienie!
- We wtorek spotkałem się z panem Grzegorzem - przyznał Michał Stasiński, poseł Nowoczesnej. - Przeprosiłem go. To jest człowiek merytoryczny. Nie ulega jednak wątpliwości, że jego nominacja miała partyjny charakter.
Mniej więcej to samo znalazło się w sprostowaniu rozesłanym wczoraj do redakcji. Napisano w nim m.in., że Smytry posiada „niezbędne doświadczenie i wykształcenie”.
- Do spotkania doszło z mojej inicjatywy - twierdzi Smytry.
Poseł dodaje zaś, że za Smytrym wstawili się pracownicy bydgoskiego oddziału ANR: - Otrzymaliśmy e-maile w jego sprawie, odebraliśmy telefony. Pracownicy mówili, że to świetny dyrektor, troszczy się o ludzi.
- To miłe, ale nie wiem, kto się za mną wstawił - twierdzi sam Smytry.
- Nowoczesna mogła sprawdzić, zanim wpisała nazwisko naszego dyrektora na listę - mówi pracownik ANR w Bydgoszczy (nazwisko znane redakcji). - Przecież to kompetentna osoba. Wiele lat przepracował w agencji, zna branżę rolną, nawet ma doktorat z nauk rolniczych. Wpisanie go na tę listę to była chybiona decyzja.
Temat pracy doktorskiej Grzegorza Smytrego obronionej na Wydziale Rolnictwa bydgoskiej Akademii Techniczno- -Rolniczej brzmi: „Kierunki zagospodarowania i użytkowania gruntów z Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa”.
Zatem napisał o tym, czym zajmował się w agencji. Bo w latach 1994-2003 był zastępcą dyrektora w bydgoskim oddziale ANR, a później jeszcze przez trzy lata kierownikiem Sekcji Gospodarowania Zasobem w ANR.
- Przepraszam z ogromną przyjemnością, jeżeli popełniłem błąd - dodaje poseł Stasiński.
- Dramatu w moim życiu z powodu wpisania na listę nie było, ale zostałem narażony na utratę zaufania - twierdzi Grzegorz Smytry. - Przecież nie każdy musi znać mój życiorys. A na liście znalazły się też błędne informacje, że jestem radnym powiatowym PiS. Potem zmieniono to na działacza lokalnego PiS. Do PiS-u należę, ale przecież to nie jest karalne!
Poseł podkreśla, że tylko to jedno nazwisko zniknie z kujawsko-pomorskiej listy „Mi-siewicze”.
Jednak sprostowanie w sprawie listy „#Misiewicze w kujawsko-pomorskim”, pod którym podpisał się poseł Michał Sta-siński, dotyczy nie tylko dyrektora ANR.
„(...) Jednocześnie informuję, że Pan Szymon Durlak wska-zany przez nas Dyrektor Agencji Mienia Wojskowego i komendant Straży Leśnej w Nadleśnictwie Gołąbki to dwie różne osoby.
W związku z tym chciałbym przeprosić Pana Grzegorza Smy-trego i Pana Szymona Durlaka, komendanta Straży Leśnej w Nadleśnictwie Gołąbki, za zaistniałą sytuację i niezawinioną koincydencję zdarzeń”.
Czy przeprosiny zostały przyjęte?
W Nadleśnictwie Gołąbki zdziwiono się, że w sprostowaniu jest mowa o komendancie Straży Leśnej, ponieważ osoba przepraszana przez posła nie pracuje w nadleśnictwie od kilku lat. Poza tym już na liście „Misiewicze” pisano o byłym strażniku leśnym.
- To zamieszanie z nazwiskami jest efektem niechlujstwa Nowoczesnej - ocenia Smytry.