Dźgał sąsiada nożem w głowę, szyję, oczy...
- Stałam przy konającym ojcu, a ten kat tylko powiedział „Niech sku....l zdycha” i spokojnie odszedł - płacze Edyta Marczenia.
Był 17 grudnia 2014
- Razem z kolegą z patrolu pojechaliśmy na wezwanie do ugodzenia nożem człowieka - opowiadał 14 grudnia przed zielonogórskim sądem policjant z Kożuchowa. Patrol ruszył do Borowa Wielkiego. - Wiedzieliśmy jedynie, że ktoś miał zostać raniony nożem - podkreślał funkcjonariusz.
Zeznaniom ze spokojem przysłuchiwał się 32-letni Sylwester S.
Siedział w klatce z kuloodporną szybą i siatką na suficie, w asyście dwóch policjantów. Ręce i nogi miał skute kajdankami. Co jakiś czas spoglądał w kierunku członków swojej rodziny.
Sylwester S. jest oskarżony o zabójstwo sąsiada, 62-letniego Stanisława Marczeni. Został zatrzymany 17 grudnia 2014 w Borowie Wielkim. Chwilę wcześniej tego dnia mijał go sołtys. - Szedł i głośno mówił „Zaj...łem go, zaj...łem - zeznawał gospodarz wsi. Sylwester S. zmierzał w stronę domu swojej matki. Na podwórzu zatrzymali go policjanci z Kożuchowa. Nie był agresywny. W tym samym czasie przed blokiem, gdzie doszło do tragedii, był już patrol policji kryminalnej. A ekipa pogotowia ratunkowego reanimowała pana Stanisława. Niestety, bezskutecznie. Ofiara miała wiele ran, zadanych w brzuch, klatkę piersiową, głowę, szyję, oko... - Widziałam tatę, jak jeszcze stał na nogach, po chwili upadł i potem było już bardzo dużo krwi - wspomina Edyta Marczenia, córka pana Stanisława. Sylwester S. stał wtedy obok. - Powiedział do mnie „Niech sku....l zdycha” i doszedł jakby nic się nie stało - płacze kobieta.
Kolejni wezwani na miejsce policjanci zaczęli szukać narzędzia zbrodni
Nie znaleźli ani tego dnia, ani następnego. Nie pomógł wykrywacz metalu. Sylwester S. nie potrafił wyjaśnić, gdzie ukrył czy wyrzucił nóż. Zeznał jedynie, że to był scyzoryk. - Ostrze nie było większe od szerokości mojej dłoni - pokazywał przed sądem. Choć wcześniej mówił jednak, że był to nóż sprężynowy.
Co wydarzyło się 17 grudnia 2014 w Borowie Wielkim?
Bezpośrednich świadków tragedii nie ma. Z ustaleń śledczych wynika, że między mężczyznami trwał sąsiedzki konflikt. Pan Stanisław zeznawał przeciwko Sylwestrowi S. w sprawie o znęcanie się nad babcią. Sylwester S. od dawna miał odgrażać się rodzinie i innym mieszkańcom bloku. - Mówił, że nas wysadzi w powietrze - opowiada wdowa po panu Stanisławie. W dniu tragedii Sylwester S. miał awanturować się przed blokiem. - Krzyczał, przeklinał. Trwało to dłuższy czas - dodaje pani Edyta. Słyszący to pan Stanisław ubrał się i wyszedł z mieszkania. Po chwili już nie żył...
Sylwester S. przyznał się do zadania ciosów nożem, ale twierdzi, że zrobił to w obronie koniecznej. Utrzymuje, że został zaatakowany przez sąsiada, 62-letniego emeryta dorabiającego na pół etatu jako woźny w szkole. Mężczyźni mieli się szarpać i przewrócić. To jedyne zeznania oskarżonego, któremu grozi nawet dożywocie.