Dzieci uzależniają się od komórek z winy rodziców. Rozmowa z Elżbietą Powichrowską
60 proc. dzieci jedno- i dwuletnich korzysta z nowych technologii. Rodzice dają im telefony, by móc zająć się swoimi sprawami. 13 proc. takich maluchów ma swoje własne smartfony! - alarmuje Elżbieta Powichrowska z Młodzieżowego Ośrodka Terapii i Readaptacji Etap w Białymstoku. - I później ci rodzice przyprowadzają dzieci do naszej poradni i mówią: niech pani coś zrobi! Niech pani powie memu dziecku, by mniej czasu spędzało z komórką w ręku.
Mam wrażenie, że w czasie lockdownu media społecznościowe ratowały sytuację wielu ludzi, bo pozwalały na zachowanie dobrych relacji z bliskimi, z przyjaciółmi, znajomymi… Paradoksalnie to komórka czy laptop - o których mówi się, że zabijają chęć prawdziwych kontaktów - pomagały ludziom przetrwać pandemię.
Nowe technologie są i będą nam potrzebne w różnych dziedzinach życia. Czy można przez nie nawiązywać relacje? Pewnie, że można. Ważne tylko, by nie koncentrować się wyłącznie na mediach społecznościowych, by pamiętać o relacjach również w tym prawdziwym, realnym życiu. Bo w internecie możemy być kim chcemy, możemy wszystko napisać o sobie i swoich uczuciach. A jeśli coś nie wyjdzie, to łatwo jest się wycofać: łatwo jest kogoś wykasować, zadecydować, z kim chcemy rozmawiać, a z kim nie chcemy. W realu jest to dużo trudniejsze. Jednak te relacje w realu są bardzo ważne, bo pozwalają na kontakt wzrokowy, dotykowy z drugim człowiekiem, na pobycie ze sobą, a nawet na wspólne pomilczenie. Ta relacja w rzeczywistym świecie jest dużo głębsza, dużo bardziej wartościowa.
Tymczasem dzieci są coraz bardziej przywiązane do komórek. Co umknie tym, które nie nawiązują kontaktów społecznych w tzw. realu? Czego się nie nauczą? Jakich umiejętności będzie im brakowało w dorosłym życiu?
Mogą nie wiedzieć, jak to jest po prostu być z drugim człowiekiem. Nie będą potrafiły się tak zwyczajnie przyjaźnić. Nie docenią wspólnego spędzania czasu, obdarowywania siebie nawzajem tym, co w nas dobre. W sieci brakuje spojrzenia, uśmiechu, dotyku… Tego, że ktoś na nas patrzy, a sposób, w jaki to robi, dużo nam mówi o jego stosunku do nas. Pokazuje, czy nas lubi, czy nas słucha. W realu możemy wspólnie pośmiać się, ale też popłakać, poprzytulać. A w komputerze uczuć nie ma, nie ma komunikatów pozawerbalnych.
W czasach mojej młodości komputery nie były powszechne. Codziennością był za to kontakt z drugim człowiekiem. Teraz to się zmieniło. Wielu młodych ludzi spędza cały czas przed monitorami. Za pośrednictwem internetu nawiązują znajomości, prowadzą rozmowy. Wydaje się, że dla wielu z nich bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem wcale nie jest potrzebny. Co się stało? Dlaczego z tego rezygnują?
To prawda - często więcej siedzą w sieci niż w realu. Nasz świat pędzi. Mamy łatwy dostęp do wszelkich urządzeń. Dzieci idą na łatwiznę, ale też nowe technologie zaspokajają niektóre potrzeby dzieciaków. Naturalną potrzebą jest kontakt z drugim człowiekiem. Naturalną potrzebą jest poczucie własnej wartości. Dzieci chcą czuć, że są ważne, wartościowe, potrzebne. Że ktoś się nimi zachwyca, że ktoś widzi w nich coś pozytywnego. Te potrzeby w świecie realnym często nie są zaspokajane. Dzieci nie czują, że są ważne, wartościowe, że się je chwali, docenia. Dorośli zwyczajnie nie mają na to czasu, bo często - zamiast realnie pobyć z dzieckiem - sami siedzą w świecie wirtualnym.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień