Dzieci zagubione w cyfrowej dżungli. Co robić, by przeżyć ?
Pokolenie Z – tak mówi się o dzieciach, które dorastają w dobie Facebooka, Snapchata i Instagrama. One nie bawią się na podwórku, bo przecież i tak nie ma z kim... Ich rówieśników pochłonęła internetowa dżungla
Podwórka opustoszały, a dzieci coraz częściej spędzają czas wolny, siedząc przed monitorem komputera. Najbardziej pochłaniają je media społecz-nościowe: Facebook, Instagram, Snapchat. Trwa bitwa na polubienia. Choć czasami zdarza się również hejt.
Ale nie tylko media społecznościowe są zagrożeniem w internetowej dżungli. Dla dzieci w wieku od 6 do 11 lat bardzo często głównym źródłem rozrywki są gry komputerowe, a ich idolami gracze, którzy prowadzą swoje kanały na YouTubie: Stuu, Blowek czy reZigiusz. I być może nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że to często jedyna, wielogodzinna rozrywka. Z czasem zmienia się w uzależnienie.
Nałóg obserwuje się zresztą nie tylko u dzieci – niejednokrotnie nie radzą sobie nawet osoby dorosłe. W Stanach Zjednoczonych pojawił się już nawet zwyczaj, że będąc w restauracji, znajomi kładą na środek stołu telefony i odwracają je tak, by nie było widać ekranu. Po co to wszystko? Osoba, która nie wytrzyma, płaci rachunek za całą grupę.
Internet miał dać poczucie łatwej komunikacji, tymczasem okazało się to złudne.
Kiedy dziecko wpada w nałóg, liczba lajków na Facebooku nie gra roli – nastolatek traci kontrolę i mimo posiadania kilkuset znajomych czuje się samotny. Jak mają radzić sobie ze zbuntowanym i uzależnionym od internetu młodym człowiekiem rodzice, będący przecież przedstawicielami pokolenia Y? Z jednej strony sami są zachłyśnięci nowymi technologiami, a z drugiej w ich czasach posiadanie zwykłego telefonu komórkowego było już zaszczytem, a o smartfonach i tabletach nikt nawet nie marzył. Psychologowie łamią sobie głowy, szukając odpowiedzi na to pytanie, bo realne skutki dorastania w cyfrowej dżungli będziemy mogli zaobserwować za kilkanaście lat, gdy przedstawiciele pokolenia Z wejdą w dorosłość. Rodzice natomiast szukają sposobów, by internet nie stał się nałogiem dla ich pociech.
– Zajmuję dzieciom czas: oglądają ze mną na przykład różne filmy, które ich uwrażliwiają – mówi Arkadiusz Wojnarowski, producent filmowy, ojciec dwójki dzieci będących w wieku 7 i 10 lat. – Ustaliłem im też limit czasowy na gry na konsoli (godzina dziennie) oraz na internet (też godzina dziennie).
Czy to pomogło? – Teraz już oboje zaakceptowali ten limit, ale podczas ferii przyszli do mnie z kartką, prosząc, żebym się na niej podpisał, bo zbierają autografy – opowiada pan Arkadiusz. – Kartka była zwinięta. Kiedy ją rozwinąłem, okazało się, że był to kontrakt opiewający na 6 godzin dziennie internetu i jeszcze kilka innych rzeczy. Kiedy odmówiłem, poprosili mnie, żebym podpisał się na pustej kartce, po czym przynieśli tamtą kartkę z kontraktem sklejoną z tą drugą i powiedzieli, że właśnie zawarliśmy umowę. Musiałem wytłumaczyć, że ta umowa nie będzie nas obowiązywać.
Anna Gozdek uważa, że czasem wystarczy zaplanować coś, przez co dzieci nie będą miały czasu ani ochoty na sprawdzanie Facebooka albo gry.
– Staram się poświęcać dziecku więcej czasu: wspólne zajęcia, zachęcenie do aktywności fizycznej to najprostsze rozwiązanie – dodaje pani Anna, mama 13-letniego chłopca.
Jakub Kuś, psycholog z Uniwersytetu SWPS przeprowadził kiedyś eksperyment – prowadząc warsztaty w jednej ze szkół gimnazjalnych na Dolnym Śląsku, poprosił uczniów o odłożenie i wyłączenie telefonów na cztery godziny. Efekt? Początkowo był bunt, po godzinie jednak uczniowie zaczęli traktować to jako atrakcję. Musieli znaleźć sobie inne formy aktywności.
– Największym problemem jest to, że dziecko nie wie, co ma w tym internecie robić. Wrzucone na cyfrowe wody, nie mając żadnej podpowiedzi, jak z internetu korzystać, będzie się uczyło się nie najlepszych wzorców. Na lekcjach informatyki kształci się w zakresie obsługi podstawowych programów, ale nie mówi się o tym, jakie zagrożenia niesie ze sobą globalna sieć. A to właśnie z tych zagrożeń wynika agresja czy problemy z koncentracją – mówi Jakub Kuś.
Jego zdaniem najlepszym rozwiązaniem jest rozmowa z dzieckiem i zwrócenie uwagi na dobrą stronę internetu.
– Ona jest trudniejsza do znalezienia, ale istnieje – zapewnia. – Są wciągające gry edukacyjne, akcje charytatywne i społeczne. Internet naprawdę może być wykorzystywany do dobrych rzeczy, a nie wyłącznie do przerzucania się głupimi filmikami czy hejtu.
Hejt zabija
Niestety, zjawisko tzw. hejtingu, czyli wpisywanie komentarzy, często bezpodstawnych, ale mających na celu atakowanie innej osoby, to kolejny problem. Dzieci i młodzież uczestniczą dziś w pewnej konwencji, polegającej na tym, że sympatię bądź jej brak wyraża się także internetowo: lajkuje się tych, których się lubi, hejtuje tych, którzy nie należą do grupy.
– Istnieje ryzyko, że dziecko straci pewną grupę znajomych, jeśli nie dostosuje się do tej konwencji. Tu jednak znów wraca kwestia, jaką jest rozmowa rodzica z dzieckiem. Ja wolałbym, żeby ono miało mniej takich znajomych i nie wdrażało określonych, często agresywnych sposobów zachowania. Bo znajomi teraz są, jutro może ich nie być. Ale pewne przyzwyczajenia, sposób bycia wypracowujemy w sobie i to z nami zostanie – wyjaśnia psycholog.
Dobra strona internetu jest trudniejsza do znalezienia, ale istnieje – twierdzi psycholog Jakub Kuś
Wystarczy przypomnieć historię 14-letniego Dominika z Bieżunia (województwo mazowieckie), który powiesił się, bo czuł się zaszczuty przez rówieśników. Fala negatywnych komentarzy toczyła się jeszcze po jego śmierci. Jedna z osób miała po jego śmierci napisać w komentarzu: „Dobrze, że zdechł”. Takich historii jest niestety więcej. I trudno to przerwać.
Niektórzy proponują cyfrowy detoks – coś, jak w przedstawionym przez Pierre’a-Oliviera Labbé dokumencie o tym, co dzieje się, kiedy przez 90 dni nie ma się dostępu do internetu. Reżyser sam poddał się eksperymentowi. Chciał pokazać, że cyfrowy detoks może być sposobem na odbudowę stosunków międzyludzkich. Czy u przedstawicieli pokolenia Z takie rozwiązanie mogłoby się sprawdzić? Według Jakuba Kusia niekoniecznie, bo to dzieci, które dorastają w zupełnie innym świecie, niż ich rodzice. Dla tych młodych ludzi nowe technologie są czymś naturalnym. Czymś, co istnieje już od ich urodzenia. Dzieci widzą rodziców, sprawdzających co chwila swój smarfon i biorą z nich przykład. Niekoniecznie dobry... Samo funkcjonowanie w świecie, w którym nowe technologie są czymś naturalnym, powoduje, że nie można się od nich całkowicie odciąć, a cyfrowy detoks mógłby najprawdopodobniej przynieść efekty w przypadku osób o dużym stopniu uzależnienia. Choć i to nie jest pewne. Dlatego kampania „Wyloguj się do życia” odbiła się głośnym echem w mediach, ale nie przyniosła – jak potem stwierdzono – wymiernych korzyści. – To tak, jakby powiedzieć: „przestań oddychać i zacznij żyć” – twierdzi Jakub Kuś.
Dozwolone od lat...
To, że dzieci dorastają w świecie nowych technologii, nie powinno być jednak powodem, by zaczęły się z nimi oswajać już w pierwszych latach swojego życia. Zgodnie z badaniami neuropsychologii rozwojowej bezpieczny wiek na to, by wręczyć dziecku tablet lub smartfon, to 9-11 lat. Tak jest dlatego, że światło emitowane przez te urządzenia źle wpływa na korę przedczołową, która odpowiada za samokontrolę oraz na hipokamp odpowiedzialny za inteligencję emocjonalną oraz orientację przestrzenną.
– Rodzice, którzy dają dwuletniemu dziecku takie urządzenia, powinni być świadomi, że w wieku 8-10 lat ono nie będzie umiało funkcjonować w społeczeństwie i nie wykształci w sobie empatii. Efekt może być taki, że w dorosłym życiu będzie mieć problem z odczytywaniem emocji innych osób, jak też okazywaniem swoich własnych – mówił Jakub Kuś podczas prowadzonych we Wrocławiu warsztatów z rodzicami.
Światło emitowane ze smartfonów powoduje również, że słabiej wydziela się melatonina, która odpowiada z kolei m.in. za nasz zegar biologiczny. Właśnie dlatego nie powinniśmy sprawdzać Facebooka, zaglądając na ekran telefonu co najmniej na godzinę przed snem. Niedobór melatoniny sprzyja zaburzeniom pracy mózgu – występowaniu napadów padaczkowych i halucynacjom. Może też prowadzić od bezsenności, a nawet depresji.
Niektórzy rodzice twierdzą, że w dzisiejszych czasach oswajanie się dzieci już we wczesnym okresie z nowymi technologiami jest nieuniknione. Mało tego, w sklepach dostępne są już nawet tablety dla dzieci – z bajkami, grami edukacyjnymi itp. – Mimo że się staram, jak mogę, by urządzenia elektroniczne nie funkcjonowały jako zabawki, to uważam, że w dzisiejszych czasach ich wyeliminowanie z życia dziecka jest prawie niemożliwe – mówi Anna, mama dwójki dzieci (jej córka ma 2,5 roku, syn – prawie roczek). – Tak, jak kiedyś ja się bawiłam telefonem stacjonarnym babci, tak teraz moje dzieci od czasu do czasu korzystają z tabletu czy smartfonu. Robią to tylko w mojej obecności i w bardzo ograniczonym wymiarze czasu.
Anna (nazwisko do wiadomości redakcji) twierdzi, że zna wszystkie argumenty za tym, dlaczego nie można dzieciom organizować czasu przy elektronice. Ale wie również, że tak, jak we wszystkim, zdrowy rozsądek i umiar mogą przynieść więcej pożytku, niż szkody.