Dzięcioł: - Zapukam do Nowoczesnej [rozmowa]
- Przewidziałem dramatyczną sytuację w Grudziądzu i szpitalu. Wracam do polityki - deklaruje były parlamentarzysta.
Otwieram internet i czytam: „Janusz Dzięcioł wraca do polityki”...
Myślałem o tym od dawna i zdecydowałem się na ten krok. W tej chwili jeszcze pracuję zawodowo, ale pilnie śledzę to, co dzieje się w Grudziądzu i analizuję sytuację. Nie ukrywam, że bardzo martwią mnie problemy finansowe miasta i szpitala, ale z drugiej strony mam satysfakcję.
Jaką satysfakcję?
Taką, że to wszystko co mówiłem w kampanii samorządowej ubiegając się o fotel prezydenta - okazało się prawdą. Dług szpitala jest nawet większy, niż kwoty, które wówczas przytaczałem. Prezydent Robert Malinowski tłumaczy się, że nie wiedział o tak poważnej sytuacji szpitala. Jak to nie wiedział? Ja o tym informowałem publicznie, a potem musiałem za to jeszcze przepraszać po rozprawie sądowej.
Wraca pan, żeby posprzątać bałagan? Do lokalnej polityki?
W Grudziądzu nie będę już startował w wyborach samorządowych. Ze względu na wynik, który osiągnąłem. Grudziądzanie nie wybrali mnie, więc szanuję ich decyzję. Myślę raczej o powrocie do parlamentu. I będę się starał znaleźć jakąś drogę, aby wrócić do pracy jako poseł. Potrzebny jest taki parlamentarzysta, który władzy grudziądzkiej, ale też tej centralnej, uważnie patrzyłby na ręce.
Ale z jakiego ugrupowania, komitetu pan wystartuje? Legitymację PO przecież pan rzucił.
Nie wiem. Zastanawiam się jeszcze nad tym. Przyznam szczerze, że interesuje mnie Nowoczesna Ryszarda Petru. Chciałbym wystartować z ich list. Ale czy to się uda? Zobaczymy.
Prowadzi pan już rozmowy z liderami partii albo z kołem w Grudziądzu?
Jeszcze nie prowadzę, ale mam nadzieję, że wnet się do tego zabiorę.
Wybory parlamentarne to jednak dosyć odległa perspektywa...
Tak, jak i samorządowe. Ale im człowiek jest starszy, tym czas szybciej leci. Nie będzie mi się dłużyło.
Rozmawiał Łukasz Ernestowicz.