Dzięki nam pani Barbara odnalazła grób dziadka
Skontaktowała się z nami Barbara Kubiak spod Dębna Lubuskiego. Szeregowy Józef Szylko, bohaterski milicjant zamordowany w Rzepinie, o którym niedawno pisaliśmy – to jej dziadek...
Jesteśmy szczęśliwi. Odnaleźliście mojego dziadka. Nie sądziliśmy, że kiedyś się dowiemy, jak zginął i gdzie jest pochowany. Teraz możemy odwiedzić jego grób... Czuję tylko niedosyt, że nasz tata, a syn dziadka Józefa, tego nie doczekał... – mówi Barbara Kubiak, ściskając starą menażkę. Razem z bratem Krzysztofem od lat szukają wiadomości o dziadku.
Menażka, którą trzyma pani Barbara, to jedyna pamiątka po dziadku Józefie Szylce, żołnierzu Wojska Polskiego, który walczył o odzyskanie niepodległości. Przeżył wojnę i chciał nadal służyć ojczyźnie. 27 kwietnia 1945 roku został milicjantem w Rzepinie. Zginął 10 czerwca 1945 roku na dzisiejszej ul. Walki Młodych w Rzepinie, zastrzelony przez żołnierzy Armii Czerwonej, gdy stanął w obronie kobiety, którą chcieli zgwałcić. Zostawił żonę i ośmioletniego syna.
Paweł Besaraba walczył o pamięć
Zanim zaczniemy opowiadać, jak odnalazła się rodzina bohaterskiego milicjanta, przypomnijmy o tym, co pisaliśmy w maju. O szeregowym Józefie Szylce dowiedzieliśmy się od Pawła Besaraby, który walczy o jego pamięć. Besaraba nie jest rodziną ani kimś bliskim milicjanta pochowanego w Rzepinie. Sam jest policjantem, służbę rozpoczął w komendzie w Słubicach, a później pracował w komisariacie w Rzepinie. Właśnie tu razem z kolegami zanosił kwiaty i znicze na grób Józefa Szylki. O mogile dowiedział się przed kilkunastoma laty od kolegi, którego interesował dziwny krzyż wyryty na nagrobku. Nikt nie potrafił jednak odpowiedzieć na pytania: Kim był Józef Szylko? Dlaczego zginął? I dlaczego jest szeregowym? Bo to oznacza, że nie dostał pośmiertnego awansu, a napis na tablicy bez dat głosi tylko: „Cześć jego pamięci”. Besaraba zaczął szukać, pisać i przywrócił pamięć milicjanta.
Z materiałów zgromadzonych przez IPN dowiedzieliśmy się, że Józef Szylko urodził się w 1915 roku w Astrachaniu, był żołnierzem Wojska Polskiego, przeżył wojnę... Dowiedzieliśmy się też, kiedy i w jakich okolicznościach zginął.
Jestem wnuczką?
Kilka dni temu, dwa miesiące po publikacji artykułu „W tej mogile spoczywa zapomniany bohater”, zadzwoniła do nas Barbara Kubiak i powiedziała, że bardzo prawdopodobne jest to, że jest wnuczką Józefa Szylki. Że wszystkie wskazane w artykule fakty za tym przemawiają. Spotkaliśmy się w Grzmiradzu koło Dębna Lubuskiego, gdzie w 1947 roku powtórnie wyszła za mąż i zamieszkała jej babcia Eugenia.
– Babcia przyjechała tutaj ze swoim synem Tadeuszem. Urodził się on 7 lipca 1937 roku w Leszczanach – relacjonuje pani Barbara i pokazuje metrykę urodzenia ojca. – Ani babcia, ani ojciec nigdy nie chcieli mówić o dziadku Józefie. Powiedzieli tylko tyle, że zamordowali go Ruscy. Babcia wyszła ponownie za mąż, a temat poszedł w zapomnienie, choć ja zawsze chciałam poznać szczegóły – dodaje pani Barbara. W domu jest jej mama. Ma 79 lat i jest schorowana. Trudno z nią porozmawiać, ale na pytanie, czy pamięta, kim był teść, odpowiada: milicjantem. To kolejny argument na to, że Józef Szylko jest spokrewniony z tą rodziną.
Po rozmowie z panią Barbarą zadzwoniliśmy do IPN w Warszawie, żeby sprawdzić, czy dane, o których mówi kobieta i pokazuje na nie dowody w postaci metryk urodzenia i zgonów, pokrywają się z tym, co widnieje w dokumentacji IPN. Wszystko się zgadza. Żona Józefa Szylki miała na imię Genowefa i mieli syna Tadeusza urodzonego 7 lipca 1937 roku.
Nowe fakty
Paweł Besaraba nadal docieka historii Józefa Szylki. Chce złożyć wszystko w jedną całość. Dotarł do dokumentów ze śledztwa dotyczącego zabójstwa Józefa Szylki, które zachowały się w IPN. – Po zapoznaniu się z dokumentami można wysunąć śmiałą hipotezę, że Józef Szylko zginął, ponieważ wszedł pomiędzy układ ówczesnego burmistrza Rzepina i dowództwa żołnierzy Armii Czerwonej w Rzepinie – stwierdza Besaraba.
Poznajemy nowe fakty dotyczące śmierci milicjanta. Dokumenty ze śledztwa przedstawiają taki przebieg zdarzeń: Józef Szylko będąc na urlopie, 12 kilometrów od Rzepina, na dworcu kolejowym spotyka brata burmistrza Rzepina. Rozmawia z nim i mówi mu, że będzie również jechał do Rzepina 8 czerwca. Pozyskuje informacje, które przekazuje później w formie notatki przełożonemu, są to dowody, których nie znamy, a które zostały uznane przez jego ówczesnego przełożonego jako „pełnomocne”. Brat burmistrza wiedząc, że Józef Szylko będzie kierownikiem śledczym w Rzepinie, jedzie dzień przed nim i uprzedza swojego brata o przybyciu nowego kierownika śledczego. Do Rzepina przyjeżdża Józef Szylko i udaje się do komisariatu. Tam stwierdza, że poznał „nowego ptaszka”. Następnie idzie do burmistrza w celu pozyskania mieszkania lub gospodarstwa. Zostaje zauważony przez brata burmistrza, który po wyjściu Józefa Szylki zwraca się z drwiną do brata „Tadek, ratuj się!”. W dniu następnym odbywa się huczna zabawa, na której bawią się burmistrz, dowództwo Armii Czerwonej oraz panie narodowości niemieckiej. Józef Szylko przybywa zdziwiony, skąd i dlaczego ta zabawa. Osoby, które go zauważyły, uprzedzają, że przyszedł śledczy. Padają groźby typu: „My go jeszcze wyśledzimy”. 10 czerwca 1945 roku do mieszkania znajdującego się obok mieszkania Józefa Szylki przychodzą żołnierze Armii Czerwonej. Zamieszkuje tam Stanisława Kondracka. Żołnierze chcą ją zgwałcić i prawdopodobnie nakazują jej wołanie imienia Józef. Ona wiedząc, że zostanie zgwałcona i zabita, woła. Józef Szylko bierze automat, wychodzi z domu, kieruje się do jej mieszkania. Pada strzał, prawdopodobnie z rewolweru. Zostaje postrzelony w nogę. Wycofuje się na ulicę, pozostawiając za sobą ślady krwi. Za nim wychodzi żołnierz Armii Czerwonej i oddaje w jego kierunku całą serię z karabinu maszynowego, co widzi już świadek tego zdarzenia, żyjąca do dziś Zofia Rosołek (rozmawialiśmy z nią w trakcie zbierania materiału do poprzedniej publikacji, widziała śmierć Józefa Szylki i dokładnie tak samo ją nam opisała). Milicjanci prowadzą śledztwo. Proszą o wsparcie, ponieważ z uwagi na uwikłanie się w sprawę burmistrza i żołnierzy Armii Czerwonej nie mogą posunąć swoich działań. Ustalenia pozwalają na stwierdzenie, że okno u Stanisławy Kondrackiej zostało wyciągnięte i przez nie padł strzał, który ranił Józefa Szylkę. Ponieważ nie był śmiertelny, zostaje on zamordowany całą serią z karabinu maszynowego, po wyjściu na ulicę. Sprawców nie zatrzymano.
Została menażka
Po Józefie Szylce rodzinie pozostała menażka. Nie wiedzieli, gdzie jest grób. Nie wiedzieli, jak dokładnie zginął ich krewny. Nie wiedzieli, co tak naprawdę przeżył. Mieli tylko jego menażkę. Menażkę, którą najpierw ściskał w swych dłoniach syn Tadeusz, a teraz ściska ją wnuczka Barbara i wnuk Krzysztof.
– Ta menażka to naprawdę coś unikalnego, to artefakt. Syn odziedziczył ją po ojcu, którego zastrzelili żołnierze Armii Czerwonej. Miał wtedy zaledwie 8 lat – mówi Besaraba. – To jedyna pamiątka, jaka mu po nim pozostała, z którą przez całe życie się nie rozstawał. Właśnie to ten, na pozór nic niewarty kawałek metalu spaja historię rodziny Józefa Szylki. Dziś córka jego syna siedzi i w dłoniach trzyma właśnie tę menażkę. To jakby połączenie Józefa Szylki z żyjącymi. Przekaz dla potomnych. „To moja menażka z niewoli, pamiętajcie o mnie...”.
Na menażce widzimy wygrawerowany napis „Niewola 19 IX – 1939”, a wokół niego wygrawerowane, ale mniejszą czcionką, różne miejscowości i nazwiska. To prawdopodobnie inni żołnierze, którzy byli zniewoleni razem z Józefem Szylką. Widzimy też napis „Tadeusz Szylko”. Nie wiadomo, czy pojawił się on w momencie, kiedy ojciec przekazywał menażkę synowi, czy też wtedy, kiedy był w niewoli i tęsknił za synem. Tadeusz zmarł w 2014 roku. Nie poznał szczegółów historii ojca. Menażka trafia w ręce córki...
Można uzupełnić akta
Dzień po rozmowie z panią Barbarą dostaliśmy mejl od Renaty Soszyńskiej, głównego specjalisty Biura Upamiętnienia Walki i Męczeństwa Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie. „Pan Paweł Besaraba przekazał mi dobrą wiadomość, że zgłosiła się do Państwa redakcji krewna Józefa Szylko i podała dodatkowe informacje o swoim dziadku, który był żołnierzem Wojska Polskiego i brał udział w kampanii wrześniowej 1939 roku. Zachęcam rodzinę do kontaktu z archiwum IPN i zapoznanie się z dokumentami, które przechowuje poznański oddział archiwum IPN. Zgodnie z ustawą o IPN możliwe będzie potem dołączenie do akt oryginalnych dodatkowych wyjaśnień, sprostowań i uaktualnień. Życzę Państwu powodzenia w odkrywaniu kolejnych kart z życia Józefa Szylko. Jego przykład jest dowodem na to, że ludzkie postawy i życiowe wybory w tych trudnych powojennych czasach były bardziej złożone niż zwykliśmy uważać. Tragicznie zakończone życie szeregowego Józefa Szylko wymyka się utartym schematom” – czytamy w mejlu.
W tej chwili Biuro Historii i Tradycji Policji Komendy Głównej Policji w Warszawie prowadzi procedury związane z ewentualnym awansem milicjanta. – Do tej pory mieliśmy prośby o uhonorowanie policjantów II Rzeczypospolitej. Jeżeli chodzi o milicjantów, jest to pierwsza nasza taka sprawa. Zrobiliśmy wywiad w Rzepinie. O tym, że znalazła się rodzina, dowiedzieliśmy się od dziennikarza „Gazety Lubuskiej”. Na pewno będziemy bazowali na wiedzy dziennikarza i z chęcią dotrzemy do potomków, bo sprawa naprawdę nas interesuje – podkreśla podinspektor Robert Horosz.
Grób Józefa Szylki jest na cmentarzu komunalnym w Rzepinie. To mogiła, na której stoi komunistyczny nagrobek z palem zamiast krzyża i tablicą z wyrytym czarnym krzyżem. Tablica informuje o tragicznej śmierci szeregowego milicjanta w 1945 roku.