Dziękujemy ci, chciwy Ryanairze
Nic tak nie cieszy konsumenta, jak porażka korporacji, która przejechała się na własnej chciwości. Choć w tym przypadku raczej pasowałoby słowo „przeleciała”, bo chodzi o linię lotniczą Ryanair, czyli już wkrótce całkowitego monopolistę na łódzkim lotnisku.
Ryanair wprowadził dodatkową opłatę, jeśli dwoje lub więcej pasażerów chce podczas lotu przebywać w sąsiednich fotelach. Jeśli opłata nie zostanie wniesiona, elektroniczny system odprawy „rozrzuca” bliskich po całym samolocie. Zaraz po wprowadzeniu nowej opłaty system robił to raczej sporadycznie, ostatnio - pewnie w związku z rozpoczynającym się sezonem wakacyjnych podróży - w przypadku zdecydowanej większości lotów.
W efekcie na pokładzie Ryanaira, jeszcze zanim samolot rozpocznie start, albo, gdy już go zakończy - i można odpiąć pasy - zaczyna się polskie kombinowanie. Ania pyta, czy przypadkowy sąsiad nie przesiadłby się kilka rzędów dalej, tam gdzie system rzucił jej narzeczonego Zenka. Sąsiad podróżuje samotnie, więc nie ma nic przeciwko, a po wylądowaniu okazuje się, że Ania z Zenkiem mają na parkingu przy lotnisku auto, więc nowego znajomego chętnie podrzucą do miasta. Podróż, zamiast droższej, staje się tańsza. Personel pokładowy macha ręką na polskie przesiadki, bo niby co ma z nimi począć, zwłaszcza, że ich skala dotyczy połowy samolotu. Im szybciej Polacy skończą się przesiadać, tym prędzej będzie można zacząć sprzedawać zdrapki i perfumy z wózka. A podróżni przekonują się o wzajemnej życzliwości. Dziękujemy ci, chciwy Ryanairze.