Dzień Wszystkich Świętych - Dlaczego czas ucieka zbyt szybko, a wieczność jest za krótka
Tempus fugit, aeternitas manet – czas ucieka, wieczność pozostaje – mówi łacińska sentencja. Na konstruowanych niegdyś zegarach często pomijano tę drugą część. Może dlatego, że z czasem wiadomo, jak jest, ale gdzie szukać wieczności? Może na starym zdjęciu?
Nie przypadkiem mówimy, że coś uwieczniliśmy aparatem czy smartfonem. W 1839 roku Louis Daguerre, pionier fotografii, wykonał osobliwe zdjęcie, które przeszło do historii. Zatłoczony zwykle paryski bulwar du Temple jest na jego fotografii niemal całkowicie opustoszały. Niemal, bo na chodniku utrwalił się wizerunek przechodnia i ulicznego czyścibuta. Zostali utrwaleni przypadkiem, tylko dlatego, że Daguerre naświetlał płytę siedem minut. Być może tyle właśnie trwało czyszczenie butów. Czymże jest siedem minut wobec historii? A jednak szybsi od historii okazali się przechodnie na du Temple, pochłonięci swoimi sprawami, i pędzące dorożki. Ten codzienny pośpiech sprawił, że przemknęli przez kadr i zniknęli, jak gdyby nigdy ich nie było.
1 listopada jest tym momentem, kiedy się jednak zatrzymujemy. Cmentarze, zwykle puste jak bulwar du Temple na starej fotografii, 1 listopada zapełniają się ludźmi, którzy – jakie to dzisiaj rzadkie – nigdzie się nie spieszą. Zachowaliby się na zdjęciu, nawet gdyby pan Daguerre miał ich fotografować przez całe siedem minut.
Mimo że czas ucieka, a wieczność pozostaje, na co dzień ją lekceważymy. Co tam wieczność – codzienność jest ważniejsza. 18 czerwca 1757 roku w bitwie pod Kolinem między Austrią i Prusami żołnierze pruscy tak ociągali się z atakiem, że w końcu sam Fryderyk II się wściekł i krzyknął: „Przeklęte łajdaki, chcecie żyć wiecznie?!”. Zarzut chęci życia wiecznego podziałał, poszli do ataku. W przegranej bitwie do wieczności przeszło 14 tysięcy pruskich żołnierzy. I oczywiście okrzyk Fryderyka II.
Czas ucieka, wieczność pozostaje nieosiągalna. Może dziś jesteśmy od niej nawet dalej niż 50 czy sto lat temu. Mnogość i łatwość uwieczniania, te miliony selfie zamieszczanych w internecie, sprawiły, że wieczność się zdemokratyzowała i zawęziła. Każdy woli swoją małą wieczność od większej, ale cudzej, co na bieżąco widać na Facebooku.
1 listopada jest tym dniem, kiedy do prawdziwej wieczności się zbliżamy, ale tylko zbliżamy. Przy grobach i w domach wracają wspomnienia o naszych zmarłych, z reguły te same co roku. O wujku Kaziku, który każde imieniny kończył grą na skrzypcach, o dziadku Staszku, który jak nikt potrafił parodiować sąsiadów i rodzinę, o mądrej babci Jance, która do śmierci pukała się w czoło, gdy ktoś wspominał, że ludzie polecieli na Księżyc.
Te wszystkie rodzinne opowieści, powtarzane na okrągło, stają się taką małą wiecznością, która trwa i trwa. Jak długo? A jak długo trwa pamięć o człowieku, takim zwykłym, żyjącym z dnia na dzień, którego trudno odnaleźć w Wikipedii? Dwa, może trzy pokolenia. Dopóki trwają jeszcze te wszystkie opowieści, dopóki jeszcze żyją ludzie, którzy przychodząc na jego grób, potrafią powiedzieć coś więcej niż to, jak się nazywał.