Dziesiątki milionów dolarów za dzieła sztuki na targach Art Basel w Bazylei. Bardziej niż pieniądze liczyły się jednak emocje
Największe na świecie targi sztuki Art Basel w Bazylei wróciły w pełnym wymiarze. Największe galerie przywiozły swe najcenniejsze dzieła, a kolekcjonerzy nie wahali się płacić wielomilionowych sum. Nad imprezą wisiał jednak cień rosyjskiej agresji na Ukrainę
Pająk ma wysokość prawie 3,5 metra i jest długi na ponad 6 metrów. Jego cienkie odnóża utrzymują położony w centralnym punkcie tułów, który od dołu wypełniony jest wyrzeźbionymi w metalu jajami. Ta rzeźba, wykonana przez amerykańską artystkę Louise Bourgeouis od lat 90. znajdowała się w kolekcji Ursuli Hauser, matki założycieli jednej z największych galerii sztuki na świecie, Hauser&Wirth. Galeria została założona w Zurychu, ale ma oddziały w największych miastach świata. 14 czerwca tego roku Hauser&Wirth poinformował, że rzeźba została sprzedana za 40 milionów dolarów podczas inauguracji największych targów sztuki Art Basel, odbywających się co roku w Bazylei.
To było bardzo mocne otwarcie imprezy, która w ciągu 52 lat z lokalnych targów artystów ze Szwajcarii zmieniła się w największy artystyczny kiermasz świata. Odwiedzać tam można nie tylko stoiska największych światowych galerii sztuki, ale przede wszystkim na żywo zetknąć się z dziełami największych współczesnych malarzy, rzeźbiarzy, performerów i twórców innych dziedzin sztuk plastycznych. I to przyciąga nie tylko najbogatszych kolekcjonerów, choć ceny liczone w milionach dolarów czy euro zapłacono w tym roku na Art Basel wielokrotnie za inne dzieła sztuki.
W ciągu niespełna tygodnia od 14 do 19 czerwca Art Basel odwiedziło w tym roku 70 tysięcy ludzi: sprzedających, kupujących i przede wszystkim zwykłych obserwatorów, pragnących podziwiać sztukę, którzy mogli oglądać dzieła wystawiane przez 289 galerii z całego świata. W tym roku obecne były także galerie z Ukrainy, które otrzymały specjalne zaproszenie od organizatorów. A wśród 300 instytucji publicznych, które wysłały swoich przedstawicieli, były takie muzea jak paryskie Centre Pompidou, Metropolitan Museum of Art z Nowego Jorku, galeria Tate z Londynu czy też warszawska Zachęta.
„Wróciła energia”
Bazylea tonęła w słońcu i upale w tym czerwcowym tygodniu. Tramwaje sunące powoli od Dworca Głównego, nieopodal starego miasta w kierunku Messeplatz po drugiej stronie Renu codziennie były zatłoczone. Taki widok dla mieszkańców miasta położonego na styku trzech krajów: Szwajcarii, Niemiec i Francji był czymś normalnym w czerwcu aż do czasu wybuchu pandemii COVID w 2020 roku. Później nastąpiła przerwa. Zeszłoroczne targi odbyły się w nietypowej porze - we wrześniu - i miały mniejszy wymiar niż przed pandemią. W tym roku wszystko wróciło do normy. Choć również nie do całkowitej, gdyż w rozmowach przewijał się temat trwającej wojny na Ukrainie.
Szef Art Basel Marc Spiegler, średniego wzrostu pewny siebie mężczyzna z króciutko ogoloną głową, od pierwszych godzin otwarcia targów jeszcze nie dla publiczności, ale dla VIP-ów i dziennikarzy, przechadzał się wśród stoisk poszczególnych galerii. - Jak dobrze was widzieć! Co słychać? - witał się ze starymi znajomymi, z których część nie mogła przybyć na zeszłoroczne targi z powodu obostrzeń covidowych.
Podczas konferencji prasowej rozpoczynającej targi Spiegler był podekscytowany, ale też jakby nieco spięty. - To ekscytujące, że Art Basel w tym roku powraca z całą swoją mocą i w oryginalnym, czerwcowym terminie i w obecności największych galerii - mówił. - Jednak bądźmy szczerzy - to wciąż nie są normalne czasy. Wszystko odbywa się dziś w cieniu brutalnej agresji Rosji na Ukrainę, pierwszej wojny na pełną skalę na europejskim kontynencie od 31 lat - mówił.
Być może dlatego nie było wielkiej euforii podczas otwarcia targów, ale jednak mimo wszystko dało się zaobserwować, że świat rynku sztuki czekał z utęsknieniem na możliwość działania w pełnej skali.
Już od pierwszego dnia widać było więcej kupujących sztukę niż w ubiegłym roku. Przy obrazach, rzeźbach, przy stolikach trwały rozmowy i negocjacje. Na stoisku nowojorskiej galerii Davida Nolana panował dobry nastrój, a na stoliku leżała kartka z wymownym dużym napisem „Et in Arcadia ego”. Dla galerii sztuki pojawienie się na Art Basel to jak trafienie do raju.
- Jest energia! - cieszył się z atmosfery David Nolan, właściciel nowojorskiej galerii nazwanej od jego imienia i nazwiska. - Jest więcej niż w ubiegłym roku kupców ze Stanów Zjednoczonych, są kupcy z Europy i Azji - mówił. Już pierwszego dnia jego galeria sprzedała kilka obrazów w cenach od 40 do 200 tysięcy dolarów. Zapytany, jakiego rodzaju dzieła cieszą się największą popularnością, odparł, że te związane z amerykańską popkulturą lat 60.
O tym, że po latach covidowych na Art Basel wróciła „dobra energia”, mówiła mi też Géraldine Convent z galerii Air de Paris. - Jest bardzo dobra sprzedaż - dodawała.
Nic dziwnego, że wystawcy, właściciele galerii cieszyli się z większego niż w poprzednim roku napływu gości imprezy. - Odnowiliśmy kontakty z wieloma kolekcjonerami z całego świata, z którymi nie mogliśmy się przez długi czas spotkać osobiście - mówił Marc Glimcher, reprezentujący amerykańską galerię Pace Gallery.
Najcenniejsze klejnoty
I to właściwie było najważniejsze dla organizatorów Art Basel. Bo chociaż niektórzy zarzucają, że na targach komercja zbyt silnie wdziera się do dziedziny sztuki, to - jak mówił mi Thaddaeus Ropac, właściciel jednej z czołowych szwajcarskich galerii - w Bazylei miłośnicy i kolekcjonerzy sztuki mogą znaleźć w jednym miejscu największy wybór dzieł. - Oni poszukują z jednej strony uznanych artystów i słynnych dzieł historycznych, które tu znajdują, ale także pragną odkrywać młodych, dobrze zapowiadających się twórców. Temu służy między innymi ta impreza - dodaje.
I rzeczywiście każda galeria reprezentuje konkretne grono artystów i również pragnie wypromować własnych. Ponadto w tym roku, po dwóch chudych latach galerie przywiozły na Art Basel, jak podkreślają eksperci z magazynu „Art News”, swoje najcenniejsze klejnoty.
To nie tylko sprzedany za 40 mln dolarów pająk Louise Bourgeouis, ale choćby wystawione przez inną wielką galerię - David Zwirner - dzieło kubańsko-amerykańskiego artysty i aktywisty Félixa Gonzáleza-Torresa: rzeźba świetlna z 1992 roku, „Bez tytułu”, przedstawiająca pojedynczy przewód elektryczny z 42 żarówkami zwisający z gwoździa zawieszonego pod sufitem. Została kupiona za 12,5 miliona dolarów przez kolekcjonera z Azji.
Dwa obrazy Marlene Dumas, malarki z RPA, zostały sprzedane przez tę galerię za 8,5 i 2,6 mln dolarów do kolekcji w Europie. Galeria Thaddaeus Ropac sprzedała m.in. za 3,5 mln dolarów dzieło Roberta Rauschenberga z 1985 r. pt. „Kontrakt uliczny”. Z kolei mieszcząca się w Brukseli galeria Xavier Hufkens sprzedała za 1,2 mln dolarów już pierwszego dnia targów „złotą rzeźbę z brązu” pod tytułem „Power Tower” artystki Lyndy Benglis.
Wspomniana galeria Hauser&Wirth sprzedała także kilka innych wielkich dzieł, m.in. za 5,5 mln dolarów pracę Arshile’a Gorky’ego na papierze, która była próbą do jego obrazów „Zaręczyny” z lat 40., obraz Francisa Picabii przedstawiający kąpiących się z początku lat 40. (4 miliony dolarów) czy dzieło „Cobra” z (2022) Marka Bradforda za 3,5 miliona dolarów.
Według Thaddaeusa Ropaca, którego galeria poprzednie trudne dla rynku sztuki lata bardzo aktywnie angażowała się w inne targi sztuki na całym świecie, nie ma wątpliwości, że Art Basel są samym topem wszystkich innych imprez związanych z handlem sztuką. - Bardzo dobrze, że Art Basel wróciły do formy sprzed pandemii - ocenił.
- Wspaniale jest znów zobaczyć Art Basel na wysokich obrotach. Sprzedaż była bardzo dobra, a atmosfera w godzinach otwarcia przypominała stare dobre czasy przed pandemią - stwierdził Thiago Gomide z galerii Gomide&Co w São Paulo.
Polska sztuka obecna
Od wielu lat polscy artyści i polskie galerie są również obecne na Art Basel. Wśród instytucji zainteresowanych nowymi dziełami sztuki była między innymi warszawska Zachęta. Dla uczestnika z Polski sympatycznym był fakt, że kilka galerii z Europy wystawiało w tym roku m.in. prace Wilhelma Sasnala czy Małgorzaty Mirgi-Tas. Prace obojga artystów - m.in. obraz „Bez tytułu” Sasnala i połączenia techniki akrylowej z patchworkiem Mirgi-Tas - pokazywała warszawska galeria Foksal. Aleksandra Ściegienna z tej galerii właściwie potwierdzała w rozmowie ze mną to, co mówili także wystawcy z innych krajów. - Jesteśmy bardzo zadowoleni. Sprzedaż jest bardzo dobra, atmosfera taka jak dawniej - mówiła już pierwszego dnia targów, podczas którego galeria Foksal sprzedała dzieła w cenach od 40 do 100 tys. dolarów.
Zauważona w mediach była także galeria Dawida Radziszewskiego. W swej głównej ekspozycji Dawid Radziszewski pokazał rzeźby z drewna artysty performera Jerzego Beresia. W sekcji Unlimited - gdzie przedstawiana jest sztuka często wymykająca się utartym ramom - Radziszewski i Eve Pressenhuber pokazali natomiast wielkoformatowe dzieło „Tête-à-tête” w technice PCV i Fotoshopa szwajcarskiej artystki Louisy Gagliardi. Dzieło naturalnie zostało zauważone przez szwajcarską prasę.
Sztuka wobec sprawy ukraińskiej
Podobnie jak wiele aspektów dzisiejszego życia w Europie, również targi Art Basel odbywały się także w cieniu wojny na Ukrainie. Pytania o wsparcie sprawy ukraińskiej, a także o ewentualny bojkot artystów rosyjskich rozbrzmiewały nie tylko w rozmowach pomiędzy stoiskami. To ostatnie pytanie Marcowi Spieglerowi zadała na konferencji prasowej inaugurującej imprezę dziennikarka francuskiej Agence France-Presse. Czy wzorem innych dziedzin, choćby sportu, potencjalni wystawcy i artyści rosyjscy dostali zakaz wstępu na Art Basel?
Dyrektor Marc Spiegler zaprzeczył, choć stwierdził przy tym, że wystawców z Rosji nie ma, gdyż już co najmniej od 10 lat się tu nie pojawiali. Z dziełami artystów rosyjskich jednak sprawa ma się inaczej. - Po pierwsze, nie dyskryminujemy ludzi ze względu na miejsce urodzenia - odparł Spiegler. - Co ważniejsze jednak, znam wielu rosyjskich artystów i wszyscy oni są przeciwni tej strasznej wojnie wywołanej przez Putina. Wielu z nich chciałoby wyjechać z Rosji, a za głośne wyrażenie sprzeciwu wobec wojny grozi im nawet do 15 lat więzienia - mówił Spiegler.
Przypomniał też, że w ramach imprez towarzyszących targom Art Basel zaplanowano w Bazylei występ rosyjskiego antyputinowskiego zespołu punkowego Pussy Riot, który miał nieść przekaz sprzeciwiający się rosyjskiej agresji. Występ Pussy Riot oglądało w Bazylei kilkaset osób, a przychody z koncertu miały zostać przeznaczone na pomoc walczącej Ukrainie.
Za wspomnianą wypowiedź o artystach z Rosji dyrektor Art Basel otrzymał brawa od zgromadzonych na konferencji prasowej kilkudziesięciu osób. Zapewne w Polsce czy w krajach Europy Wschodniej, gdzie pamięta się o poparciu 70 proc. społeczeństwa rosyjskiego dla wojny na Ukrainie, odbiór tej wypowiedzi byłby inny. W Szwajcarii, podobnie jak w Europie Zachodniej stosunek do kwestii bojkotu wszystkiego co rosyjskie jest bardziej zniuansowany.
Pomimo braku bojkotu dzieł rosyjskich artystów Art Basel niosło jednak zdecydowane przesłanie przeciwko rosyjskiej agresji i brutalnej wojnie na Ukrainie oraz wydatnie wsparło artystów z Ukrainy i samą sprawę ukraińską. Art Basel jako instytucja przekazała 110 tysięcy franków szwajcarskich na pomoc poszkodowanym w wojnie Ukraińcom. Pieniądze trafiły do trzech organizacji humanitarnych zajmujących się niesieniem tej pomocy.
Kolejną formą pomocy Ukrainie było zaproszenie na targi bez opłat dwóch ukraińskich galerii z Kijowa - Naked Room i Galerii Wołoszyn. Jak mówiła dziennikarzom „The Art Newspaper” Maria Lanko, reprezentująca tę pierwszą galerię, już przed kilkoma laty starała się dostać ze swoimi pracami na Art Basel, jednak bezskutecznie. Tym razem w kwietniu Art Basel samo zgłosiło się do niej z propozycją wystawienia prace bez żadnych opłat. Jak mówiła, przed wojną jej galeria sprzedawała najwyżej 10 procent swoich prac klientom spoza Ukrainy. Dziś, kiedy z powodu wojny została całkowicie zamknięta w Kijowie, sto procent kupujących to klienci zagraniczni.
W związku z wojną pojawiało się, oczywiście, jeszcze jedno pytanie - w jaki sposób tragiczne wydarzenia dziejące się na Ukrainie wpłyną na kreacje artystów. Thaddaeus Ropac mówił mi, że wojna dotyka każdego, także galerie oraz artystów. - Dlatego artyści odpowiedzą swoimi pracami na te wydarzenia, ale nie zrobią tego natychmiast. Na to potrzeba im czasu i refleksji - mówi Ropac.
Emocje
Art Basel przyciąga co roku dziesiątki tysięcy miłośników sztuki z całego świata, ale są też osoby, które czują rezerwę do tych targów jako imprezy komercyjnej. Ci, którzy jednak przybywają, chcą skorzystać z okazji, że przez jeden tydzień w roku w jednym miejscu na świecie zebrane i pokazywane jest to, co najświeższego i najbardziej cenionego w sztuce pojawiło się w ostatnim czasie. I poczuć dreszcz emocji związanych z obcowaniem z najlepszą sztuką współczesną.
Na targach Art Basel są bowiem także nietypowe instytucje zajmujące się wysoką sztuką. Taką jest choćby Fundacja Beyeler (Fondation Beyeler) z położonego pod Bazyleą przedmieścia Riehen. Założona przez Ernsta Beyelera, który na przełomie lat 80. i 90. zbudował budynek tego muzeum na zakupionym terenie w parku Berowergut i przeniósł tam własną kolekcję malarstwa, dziś jest jedną z najważniejszych sal wystawowych Europy. Podziwiać tam można zresztą nie tylko sztukę, ale też piękne sielskie widoki tuż obok galerii: pole kukurydzy, łąkę, na której pasą się krowy i zbocze pobliskiego wzgórza porośnięte krzewami winogron.
Tuż przed otwarciem Art Basel w Fondation Beyeler otwarto świetną wystawę „Ewolucje Mondriana”. Olivia, która pracuje w dziale sprzedaży Fondation Beyeler, mówiła mi wprost, że w sprzedaży dzieł sztuki chodzi o sprzedaż emocji, jakie one wywołują. I w gruncie rzeczy nie tylko dla wystawców i kolekcjonerów, ale po prostu dla miłośników sztuki impreza Art Basel sprowadza się do poczucia tych estetycznych emocji.