Dziesięć lat po aferze z logo nowojorskich gejów i lesbijek przez Białystok przejdzie Marsz Równości
Oba te wydarzenia nie dowodzą otwartości miasta czy jego zapóźnienia w podejściu do LGBT. Dzielący je czas odzwierciedla jednak inne białostockie dysonanse.
O historii z żółto-czerwonym słoneczkiem dziś już niewielu pamięta. Przed dziesięcioma laty rozpalała wyobraźnię białostoczan. Znak, którym miasto zamierzało się promować, okazał się łudząco podobny do logo używanego w przeszłości przez organizację skupiającą m.in. homoseksualistów i biseksualistów z Nowego Jorku.
Według agencji przygotowującej strategię promocyjną Białegostoku, podobieństwo było niezamierzone i przypadkowe. Po trzech tygodniach ogólnomiejskiego poruszenia (wybuchło w Wigilię Bożego Narodzenia 2008 r.) z odpryskiem na Polskę, władze miasta wycofały się z umowy. Jak tłumaczył prezydent Tadeusz Truskolaski decyzja została podjęta
w związku z zaistnieniem okoliczności poddających w wątpliwość dalsze funkcjonowanie logotypu miasta w jego obecnej formie.
Ostatecznie prawnicy stwierdzili, że nie doszło do plagiatu, a władze miasta odetchnęły z ulgą. Bo w całym tym zamieszaniu kładły nacisk na aspekt prawny. Tyle że sprawa plagiatu była kompletnie drugorzędna. Najważniejsze było samopoczucie mieszkańców, a logo - po wybuchu skandalu - białostoczanom kojarzyło się fatalnie. Mieliśmy swoisty dysonans: rozdźwięk między celami urzędników a oczekiwaniami mieszkańców.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień