Dziś nie potrzeba lidera, żeby się organizować [rozmowa]
Rozmowa z dr Wojciechem Kuleszą, psychologiem z Uniwersytetu SWPS w Warszawie, o tworzących się ruchach społecznych.
Co decyduje dziś o sukcesie ruchów społecznych?
Po raz pierwszy widzimy zmiany w zasadzie funkcjonowania takich ruchów. Kiedyś ruch powstawał wokół wielkich ludzi, choćby wokół Nelsona Mandeli czy Lecha Wałęsy. Kiedyś zmiana następowała wokół lidera. Obecne za zmianami społecznymi nie stoją liderzy. W Polsce mówi się o przywódcy KOD, ale tak naprawdę możemy mówić o rodzaju franczyzy - nie potrzeba lidera, aby się organizować.
Dlaczego?
Jeśli ktoś planuje zorganizować manifestację pod hasłami KOD np. w Berlinie czy Brukseli, po prostu to robi w porozumieniu z KOD. Ale nie musi tam być szef KOD czy zatwierdzony przez „kierownictwo” lider. Trudno jest przecież wskazać, kto jest szefem danego wydarzenia. Przykładów ruchów społecznych bez lidera, które się skrzykują, jest obecnie bardzo dużo. Proszę zauważyć, że nie kojarzymy, kto był szefem wybitnie krajowych akcji zakończonych dużymi sukcesami: antyNC+, antyACTA - notabene to był międzynarodowy sukces Polaków. To, że nie ma liderów, to jest ta pierwsza zmiana. Druga polega na tym, że są one szybkie i totalne. Kiedyś zmiana następowała powoli. Solidarności zbudowanie struktur i osiągnięcie sukcesu zajęło wiele lat, a antyACTA powstało w kilka dni. Proszę zauważyć, że przywoływany tu już wcześniej KOD też powstał, na dobrą sprawę, w kilka dni.
Co ma największe znaczenie w funkcjonowaniu ruchów?
Zasadniczy jest obecnie wpływ internetu jako formy komunikacji między ludźmi. Sieć daje możliwość zobaczenia, ilu ludzi jest się w stanie skrzyknąć w imię wspólnych zasad. To jest ta przewaga nad tradycyjnym modelem powstawania ruchów społecznych. Podam przykład: wrzucamy do sieci jakąś petycję i okazuje się, że pod nią podpisuje się kilka, kilkanaście tysięcy osób. Jest już podstawa do działania, do skrzyknięcia się najpierw w internecie, a potem na ulicach wielu miast. Innym przykładem jest akcja „Ratuj Maluchy”. To, że potrafiono to nagłośnić, a ludzie przyklasnęli tym pomysłom, utożsamili się z nimi, świadczy o sile takich ruchów.
Czasy organizacji powstającej na podwórku są już za nami?
Powiem obrazowo: jeśli ja i pan oraz nasz sąsiad skrzykniemy się na podwórku, nikt o nas nie usłyszy. Natomiast jeśli założymy bloga, napiszemy petycję i umieścimy ją w sieci, jest szansa na propagację naszych postulatów - może nie będzie nas trzech, ale znacznie więcej. I tym samym pojawia się szansa na sukces naszej akcji.
A co z udziałem polityków w demonstracjach ruchów społecznych?
Politycy biorą w nich czynny udział. Ale zwolennicy ruchu nie pozwalają na przejęcie inicjatywy. Jeszcze raz podkreślę, że takie ruchy społeczne nie potrzebują autokarów, dyspozycji co do udziału w manifestacjach.
To się dzieje spontanicznie, ludzie skrzykują się za pośrednictwem internetu, a dokładniej - poprzez media społecznościowe.
Możemy zdefiniować słowa klucze, zwroty określające powstanie i sukces nowoczesnych ruchów społecznych?
To zdecydowanie: „czas”, „bez liderów”, „przez internet” lub „sieć elektroniczna”. W rozprzestrzenianiu prym wiodą Facebook, Twitter czy fora internetowe. Ważne, że ludzie mogą się po prostu zrzeszać, ci dobrzy i ci źli.
Jakie widzi pan zagrożenia w sytuacji ewentualnej kontroli sieci, zapowiadanej przez rządzących?
To spowodowałoby ograniczenie czy wręcz „wykastrowanie” ruchów społecznych. Zobaczmy, że ewentualnie przyjęta ustawa spowoduje strach internautów przed wyrażaniem swoich poglądów, w obawie przed ewentualnymi reperkusjami. Wyłączenie sieci uniemożliwi skrzyknięcie się w konkretnym celu. To mogłoby źle się skończyć dla ruchów społecznych. I dla demokracji, bo hydrze łatwiej będzie podnieść głowę. Nieważne, jakie będzie ona miała barwy polityczne.
Autor: Tomasz Dereszyński