„Dziwny jest ten świat” Niemena miał swój początek w paryskiej Olimpii
Nigdy nie miałam poczucia, że żyję z legendą lub w jej cieniu, że mój ojciec był wyjątkowym człowiekiem. Bo nie był. Był wyjątkowym artystą - mówi Natalia Niemen, córka Czesława Niemena.
Gdyby Czesław Niemen żył, to 16 lutego skończyłby osiemdziesiąt lat. Dla nas to legendarny artysta, dla pani, po prostu, tata.
Dzieci rodziców obdarowanych szczególnymi talentami, żeby nie powiedzieć geniuszem, zazwyczaj czują niedosyt uczuć rodzicielskich. Zawsze im tych uczuć za mało. Ale ja szczęśliwie pamiętam Czesława Niemena przede wszystkim jako człowieka i tatę. To na pewno dobrze o nim świadczy.
Poświęcał dużo czasu rodzinie?
Nie zawsze go miał. Ale pomiędzy swoją pracownią, a kuchnią, w przerwach, które sobie robił od pracy, skupiał się na nas i zawsze zamieniał z nami kilka słów. Ojcowie są zazwyczaj zabiegani. I nie ma znaczenia, czy jest to Czesław Niemen, pan Tadzio ciężko pracujący jako kierowca, czy pan Patryk menadżer.
Czego tata panią nauczył?
To nie było tak, że tata brał mnie i siostrę na stronę, mówiąc: - Usiądźmy i porozmawiajmy. Uczyłyśmy się, obserwując go, słuchając. Wyciągając jakieś wnioski pomiędzy wierszami albo nawet z samych wierszy. Nauczył nas, że w życiu ważne są pewne filary. Jednym z nich jest prawość. Dla nas jest więc oczywiste, że bycie w życiu prawym, szczerym, przezroczystym w relacjach z ludźmi to bardzo ważne cechy.
I nauczył, że warto czasami iść pod prąd? Bo sam był niepokornym artystą.
Na mnie to przeszło w sposób wręcz metafizyczny. W moim przypadku to chodzenie czasami pod prąd nie jest przemyślane. Ten rodzaj wrażliwości nie jest wykalkulowany. Tak po prostu, mam. Trudno powiedzieć, czy odziedziczyłam to po ojcu, czy naoddychałam się tym jego „powietrzem”, jeśli tak można powiedzieć.
Dziecko czasami próbuje ścigać się z legendą rodzica.
Nigdy nie miałam poczucia, że żyję z legendą lub w jej cieniu, że mój ojciec był wyjątkowym człowiekiem. Bo nie był. Był wyjątkowym artystą. Może ludzie tak myślą, bo znają ojca tylko z mediów, ze sceny. I tworzą sobie jego obraz na podstawie wywiadów i koncertów. A bliscy widzą taką osobę w relacjach domowych, intymnych. Widzą ją w przysłowiowych gaciach, w sensie dosłownym i przenośnym. Dlatego też w mojej głowie nigdy nie wyświetlił się film pod tytułem: ścigam się z legendą.
Co w twórczości Czesława Niemena jest dla pani ważne? Bo my na hasło Niemen mamy zawsze ten sam odzew: „Dziwny jest ten świat”.
W moich oczach Czesław Niemen jest przede wszystkim wielkim kompozytorem i poetą. Ale paradoks polegał na tym, że im dalej kariera taty się rozwijała, tym on był coraz mniej popularny i tym mniej znana była jego twórczość z tego dojrzałego okresu. Jedną z przyczyn było to, że ludzie generalnie wolą piosenki lekkie, łatwe i przyjemne. Wybierają twórczość wpadającą w ucho, a nie taką, która skłania do głębszych refleksji, do zatrzymania się na chwilę i zastanowienia. Dobrze to rozumiem. Ale artysta, który się rozwija i nie zostaje na etapie pięciu hitów z początkowej dekady swojej kariery, ma prawo czuć się zawiedziony.
Tak było w przypadku pani taty?
Jego późniejsza twórczość miała nie najlepsze recenzje. Niektórzy recenzenci patrzyli krzywym okiem na te późniejsze „wybryki” twórcze Niemena. To się potem przekładało na ich gorszy odbiór przez publiczność. Myślę tu przede wszystkim o płytach: „Terra Deflorata” i „spodchmurykapelusza”. Razem z jeszcze „Postscriptum” stanowią moją trójcę ulubionych albumów, które mówią bardzo wiele o Czesławie Niemenie. I zaledwie garstka dozgonnych fanów, ślepo podążających za nim te albumy przyjęła. Moim zdaniem przekaz, który tata opakował w tych albumach, to kawał fantastycznej roboty. A już “spodchmurykapelusza” to Kaplica Sykstyńska w muzyce.
Ale to jednak Czesław Niemen został uznany przez Polaków za wykonawcę wszech czasów w plebiscycie tygodnika „Polityka”. Który z jego przebojów ma dla pani wartość sentymentalną?
Niestety żaden. To tylko piosenki, które wpadają w ucho. Bardzo dobre kompozycje. Ale dla mnie nic ponadto.
A „Dziwny jest ten świat”? To protest song wszech czasów, można powiedzieć.
To rzeczywiście świetna w warstwie tekstowej piosenka. Ale czy to jest protest song? Impulsem dla taty do napisania tego tekstu była bardzo nieprzyjemna sytuacja, której doświadczył w paryskiej Olimpii. Pod koniec lat 60. występował tam z grupą innych, polskich artystów. Pewien konferansjer, który podczas spotkań z ojcem był bardzo miły, uśmiechał się do niego i prawił mu komplementy, sądząc, że ojciec go nie słyszy, opowiadał komuś innemu za przepierzeniem garderoby wiele złych i nieprawdziwych rzeczy o tacie. Ta konkretna sytuacja stała się zapalnikiem do napisania tej piosenki. Ludzie myślą, że ojcu chodziło o świat, o to, że ludzie tak generalnie się nie kochają. Ale powód był bardzo prozaiczny. Tata jak wielu artystów był bardzo wrażliwym człowiekiem. I nawet kiedy miał świadomość swojego olbrzymiego talentu, przeżywał mocno, kiedy ktoś go zranił, podważając jego artystyczny poziom. „Dziwny jest ten świat” stał się protest songiem, używanym w wielu sytuacjach, na przykład po ataku nożownika na prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza ten utwór wybrzmiewał niemal wszędzie, nie tylko w przestrzeni internetowej. I to było piękne, że był użyty w takim pozytywnym znaczeniu, do łączenia.
Niemen nie ma swoich następców.
A powinien mieć? My mamy tendencję do szukania drugiego Niemena czy Wodeckiego. Sławek Uniatowski, z którym mam przyjemność współpracować, jest ciągle porównywany a to do Wodeckiego, a to do Zauchy. On się z jednej strony cieszy, bo to są miłe porównania. Ale z drugiej strony się przed nimi broni. Janusza Radka też próbowano wcisnąć do szuflady z napisem następca Niemena. To są artyści z wielkimi głosami. I mają też do powiedzenia coś od siebie. Ale żeby być następcą Niemena, trzeba być nie tylko świetnym wokalistą, ale też genialnym kompozytorem, wybitnym poetą multiinstrumentalistą, malarzem, grafikiem, stolarzem, mechanikiem samochodowym, murarzem, a nawet krawcem.
Dużo rzeczy umiał robić.
To był taki prawdziwy chłop starej daty. Złota rączka. Dzisiaj, niewielu facetów potrafi drwa porąbać. A wśród muzyków, to już w ogóle ze świecą szukać takich, co nie baliby się sobie rąk pobrudzić.
W związku z okrągłą rocznicą urodzin ruszyła seria koncertów pod hasłem „Niemen inaczej”. Między innymi w Gdyni będzie taki koncert 23 marca. Pani jest współorganizatorem?
Nie. Zostałam zaproszona jako jeden z wykonawców. I nie mam nic wspólnego z „prowodyrstwem” w tej sprawie.
Razem z panią w tym koncercie występują tacy wokaliści jak: Stanisław Sojka, Kuba Badach, Sławek Uniatowski i Janusz Radek.
Tak i jest to dla nas ogromna radość wspólnie muzykować dzięki Niemenowi. Bardzo się cieszę, że tak zdolni koledzy zgodzili się wziąć udział w tym projekcie. Ja śpiewam w zasadzie to, co śpiewałam pięć lat temu podczas pierwszej trasy „Niemen inaczej”. Wtedy reżyser Marcin Kołaczkowski chciał, żebym na pewno wykonała „Dziwny jest ten świat” i „Płonącą stodołę”. A mnie zależało bardzo na tym, żeby też pojawiły się utwory z tych wspomnianych wcześniej najpóźniej wydanych albumów. I dzięki temu mogłam zaśpiewać, na przykład, „Zezowatą biedę” z płyty „Terra Deflorata” oraz tytułowy utwór „spodchmurykapelu-sza”. Ponieważ podczas tegorocznej trasy jestem wśród śpiewających jedyną kobietą i takim najbardziej ryczącym wokalistą z całej naszej piątki, musiałam przyjąć utwory, w których koledzy nie czuliby się tak dobrze jak ja, np. „Bema pamięci rapsod żałobny”. Ale za to oddałam Kubie Badachowi „spodchmury-
kapelusza”, bo miałabym za dużo piosenek podczas koncertu. Musiałam mierzyć siły na zamiary, żeby nie paść pod koniec. Wzięłam na siebie też flagowe utwory jak „Dziwny jest ten świat” czy „Płonąca stodoła”. Bardzo chciałam też wykonywać piosenkę „Moje zapatrzenie”. I udało się. To przepiękny poetycko-muzyczny utwór, który mój tata napisał dla mojej mamy Małgorzaty.
Pani żyje na własnych warunkach w muzycznym świecie, nie walcząc specjalnie o karierę. Dlaczego?
Chętnie robiłabym więcej muzycznie, ale życie mi się tak poukładało, że to dla mnie trudne. Mieszkam od lat w Poznaniu, z mężem i trójką dzieci. Bardzo trudno jest człowiekowi rozwijać się muzycznie, kiedy nie ma współpracowników za miedzą. Kiedy jest matką na całym etacie i nie chce się tych spraw, mówiąc kolokwialnie, „olewać”. Ta moja nienachalność jest spowodowana tak naprawdę sumą plączących się losów. Myślę, że było mi to potrzebne, a już na pewno było potrzebne moim dzieciom. Nienawidziłabym siebie, gdyby zamiast skupiać się na rodzinie, poświęcałabym się głównie twórczości i karierze. Chociaż przez te lata miewałam też koncerty. Mąż zostawał z dziećmi, a ja wyjeżdżałam. Nie jestem w żadnych szołbiznesowych układach, nie jestem pod opieką firmy fonograficznej. Tak sobie sama skrobię swoją rzepkę. Może to się wkrótce zmieni. Mam tyle pomysłów muzycznych i plastycznych, zbieranych latami. Bo plastyka jest także moim konikiem. I czuję, że już nadchodzi czas, kiedy mogę się wziąć za realizację tych pomysłów. Jestem już po czterdziestce i to jest dobry czas na realizowanie się.
Dzieci już dorastają, mąż pomaga.
Ale z artystami jest tak, że kiedy nie mogą swoich artystycznych ciąż „urodzić” to ta przenoszona ciąża znacznie pogarsza ich jakość życia. Teraz trzeba zdecydować i pozwolić sobie na to, aby te pomysły odeszły albo, po prostu, zakwitły.
[reklama]
Przegląd najważniejszych wydarzeń ostatnich dni:
POLECAMY NA DZIENNIKBALTYCKI.PL: