Dziwny jest ten świat. Świeża krew
Już dawno nie było w polskiej polityce takiego szumu, jak ten wywołany pierwszym przemówieniem Adriana Zandberga w Sejmie. Na tle rytualnych, śmiertelnie przewidywalnych żalów dotychczasowych liderów opozycji żarliwe wystąpienie szefa Razem było jak głęboki powiew świeżego powietrza.
I wcale nie chodzi mi o socjalistyczne, czasem wręcz utopijne pomysły na Polskę. Bardziej myślę tu o podsumowaniu czterech lat rządów PiS, w trakcie którego w ławach koalicji panowała zawstydzająca cisza. Zandberg przygotował się doskonale do swej mowy, z pasją punktując PiS za programy społeczne, w których zabrakło miejsca na wyciągnięcie z ubóstwa nauczycieli, pielęgniarek i urzędników.
Jak też za uległość wobec zachodnich korporacji unikających płacenia w Polsce podatków czy wobec Stanów Zjednoczonych, którym jemy z ręki, a w razie kłopotów obejdą się z nami jak ostatnio z Kurdami. To wszystko Zandberg mówił z sercem, jakiego brakuje reszcie polskiej elity politycznej.
Oczywiście, problemem pozostaje, w jakim towarzystwie ten nowy trybun ludowy trafił na Wiejską. Trudno nie zauważyć nad nim cienia starego lisa Włodzimierza Czarzastego, naznaczonego aferą Rywina, czy też Roberta Biedronia, który lubi nas karmić miłymi dla ucha ogólnikami, ale do konkretnej roboty się nie nadaje, o czym najwięcej mogą powiedzieć mieszkańcy Słupska.
Kto wie jednak, czy nie była to tylko sprytna taktyka. Okopać się w Sejmie, pokazać Polakom, a za 4 lata zrzucić balast niechcianego towarzystwa. Inna sprawa, że z dotarciem do rodaków może być kłopot. Nagłaśnianie opinii Zandberga nie będzie na rękę ani rządowej TVP, ani liberalnym mediom prywatnym.