Edukacja wyszła na ulice! Szkoła Mobilna przyciąga tłumy dzieci [WIDEO]
Przepis na dobrą szkołę? Powinna ważyć trochę ponad 250 kilogramów. Mieć prawie 12 metrów długości, ponad 350 wymiennych paneli oraz... kształt skrzyni. To ważne: szkoła koniecznie musi posiadać kółka - najlepiej z oponami, bo wtedy łatwiej się ją przewozi z podwórka na podwórko. Tak właśnie wygląda Mobilna Szkoła, która w dwóch bytomskich dzielnicach - Bobrku i Rozbarku - przez 6 miesięcy, również w wakacje, przyciąga dzieci i nastolatków.
Streetworkerzy z Grupy Pedagogów Ulicy UNO tę chęć zdobywania wiedzy, której nieraz brakuje dzieciom w roku szkolnym, tłumaczą następująco: dla nich to forma zabawy, nawet nie wiedzą, że się uczą. Dokładnie tak jest. Bowiem 7 - letni Sebastian, rezolutny, śmiały i gadatliwy mieszkaniec Bobrka, pytany czy lubi się uczyć w Mobilnej Szkole nie ma zielonego pojęcia o czym mówimy. - W jakiej szkole? Przecież lekcje zaczynają się we wrześniu - tłumaczył. Dopiero kiedy wskazaliśmy palcem na wielką, zieloną skrzynię z wysuwanymi tablicami zorientował się o co chodzi. - Przy tym lubię się bawić, najbardziej kręcić planszami i szukać ludzi w okularach - opowiadał.
- Sebastian mówi o ćwiczeniach rozwijających spostrzegawczość - tłumaczy Monika Cieślar koordynatorka Grupy Pedagogów Ulicy UNO, którzy działają przy Centrum Misji i Ewangelizacji Kościoła Ewangelicko – Augsburskiego. - Szkoła zaprojektowana jest w taki sposób, by za każdym razem oferować dzieciom coś nowego, dlatego rozwija na różnych płaszczyznach - dodaje.
Niech nikogo nie zmyli wyraz „szkoła”. Ta, o której piszemy to nie budynki, rzutniki czy kąciki zabaw. A duża, zielona skrzynia na kółkach, zbudowana ze starodawnych tablic szkolnych, które można wysuwać i pisać po nich kredą. Tworzą ją też wymienne panele. Bytomscy pedagodzy mają ponad 350 różnych elementów. Panele mają trzy poziomy trudności - dla trzech grup wiekowych (poznamy je po kolorach). Znajdziemy na nich zadania z zakresu nauki pisania, czytania, geografii, matematyki, ochrony środowiska, higieny osobistej, profilaktyki przeciwalkoholowej czy narkotykowej. Są też panele, które mówią o różnicach w religiach świata czy prawach dzieci. - Chyba nie ma dziedziny nauki, która zostałaby pominięta – przyznaje Cieślar.
Bytom jest trzecim miastem w Polsce, po którym streetworkerzy ciągną skrzynię. Pierwsza była Warszawa, później Kraków. Pojawili się u nas w 2010 roku. Pracę zaczęli na Rozbarku. Jednak jak mówią tam na początku im nie szło. Po dwóch miesiącach przenieśli się na Bobek. Gdzie jeszcze do zeszłego roku stał drewniany kościółek ewangelicki, ale został. Dziś streetworkerzy z Ulicy UNO pracują na zajęciach z chłopcem oskarżonym o podpalenie. W zeszłym roku wrócili też na Rozbark. Sam pomysł wyjścia do dzieci z edukacją w takiej formie zrodził się w latach 90. w Ameryce Łacińskiej. Dziś organizacja budująca Mobilne Szkoły ma swoją siedzibę w Belgii. Obecnie na świecie działa ponad 30 szkół w ponad 20 państwach. Są to między innymi Afryka, Azja, Grecja, Ameryka Południowa czy Rumunia.
- Bobrek był nam bliski z uwagi na kościółek ewangelicki. Dla nas był to niejako łącznik z dzielnicą, poza tym na Bobrku działał już Program Aktywizacji Lokalnej, który zaprosił nas do partnerstwa na rzecz mieszkańców Bobrka. Było nam łatwiej rozpocząć tam działania. Z powodu braku takich możliwości, nie udało się nam właśnie ruszyć w pięć lat temu na Rozbarku - wyjaśnia koordynatorka pedagogów.
Pani Monika zaznacza też, że głównym celem Mobilnej Szkoły nie jest nauka, a wzbudzanie w dzieciach poczucia własnej wartości, otwarcie ich na świat. - Przez regularne zajęcia na podwórkach widzimy efekty z tygodnia na tydzień - dodaje. Dzieci nie są w żaden sposób oceniane. Nikt nie krzyczy, jeśli coś pójdzie źle. Same sprawdzają czy udało im się rozwiązać zadanie. Mają też nieskończoną ilość prób. Nagrodą za dobrze wykonane zadanie jest przybicie piątki z pedagogiem. – To rodzaj motywacji i pokazania, że bardzo dobrze mu idzie – wyjaśnia Katarzyna Kukucz, koordynatorka Szkoły Mobilnej.
Jednak pani Monika zaznacza, że szkoła jest tylko narzędziem zachęcającym do działania. Bardzo dobrze pomyślanym, które przykuwa uwagę, angażuje i pozwala diagnozować braki, ale jednak narzędziem. Lwią część pracy wykonują streetworkerzy.
- Szkołę Mobilną tworzą ludzie. Oni budują odpowiednią atmosferę, organizują zabawy. To wszystko wpływa na zachowanie dzieci. Żeby uzyskać jak najlepsze rezultaty musimy nabrać dystansu do siebie. Inaczej maluchy od razu wyczują w nas fałsz – komentuje pani Kasia.
Ten dystans to jedna z wielu zasad, o których nigdy nie powinni zapominać streetworkerzy. Zanim udało im się nawiązać tak dobry kontakt z najmłodszymi mieszkańcami dzielnicy minęło trochę czasu. – Korzystanie z zielonej skrzyni pozwala nam na nawiązywanie wspólnych relacji, kiedy te robią się mocniejsze, dzieci zaczynają otwierać się. Opowiadają swoje historie, nieraz takie, które leżą im głęboko na sercu – opowiada pani Monika. Zazwyczaj są to smutne opowieści, bo streetworkerzy wybrali sobie do pracy wyjątkowo trudne dzielnice.
– Pamiętajmy, że zanim zaczniemy oceniać, wejdźmy w cudze buty. Zobaczmy dlaczego ktoś zachowuje się tak a nie inaczej. Dzieci na Bobrku są niesamowicie zaradne życiowo. Mam wrażenie, że bardziej niż niejeden dorosły. Sytuacje, z jakimi na co dzień się spotykają wymusiły na nich takie umiejętności – podkreśla pani Monika. I jak dodaje, ma to swoje plusy i minusy. Dzieciństwo nie jest po to, by rozwiązywać problemy za dorosłych. Na to jeszcze przyjdzie czas. Z drugiej zaś, to dla nich bezcenna lekcja życia. Dorosłe lata rozpoczną z ogromnym doświadczeniem życiowym.
Pedagodzy ulicy wiedzą też, że dzieci nie wolno zmieniać od ręki, „rach, ciach, rozstawiamy szkołę i zaczynamy wymagać”. – Nie oczekujemy od naszych podopiecznych, by w jeden dzień przestali brzydko mówić czy źle się zachowywać. Jeśli bylibyśmy w tek kwestii nachalni, drugi raz nie weszlibyśmy ze skrzynią między familoki. Nikt by nas tu nie chciał – tłumaczy pani Monika. – Długo dochodziliśmy do tego, by nie wymagać od nich zmian na „już”, a i tak nie mamy gwarancji, że nasza praca przyniesie jakiekolwiek efekty. Choć ja mówię, że efektem jest już fakt, że w czasie kiedy są z nami robią różne kreatywne rzeczy – dodaje.
Szkoła pojawia się na podwórkach na Bobrku i Rozbarku po trzy razy w tygodniu. Chętnych do korzystania z niej nigdy nie brakuje. Na każde spotkanie przychodzi po 30 - 40 osób. Od października zaczynają pracę w małych grupach z dziećmi z wymagającymi bardziej indywidualnego podejścia.
Bytomski pomysł spotkał się z bardzo pozytywnym odbiorem wśród innych pedagogów. - Dzisiaj wśród dzieci króluje pasywny model spędzania czasu, czyli siedzenie przed telewizorem czy komputerem - podkreśla Magdalena Wieczorek, konsultant z Regionalnego Ośrodka Metodyczno - Edukacyjnego Metis w Katowicach. - Jeśli przypomnimy sobie, że nie mają też za wiele miejsc, w których mogłyby aktywnie spędzać wakacje, Mobilna Szkoła jest dla nich ciekawą alternatywą. Która jak widać sprawdza się - dodaje.
Przypominamy też, że pedagodzy cały czas poszukują wolontariuszy chętnych do pracy przy projekcie Mobilna Szkoła. Osoby zainteresowane mogą pisać na adres Barbary Posłusznej: barbara.posluszna@cme.org.pl