Egzamin dojrzałości [komentarz]
Już sam nie wiem, czy bardziej mnie irytuje, czy smuci nieporadność polskiej dyplomacji w stosunkach z Rosjanami. Piszę: z Rosjanami, nie z Rosją, choć tuzy naszej dyplomacji nie są w stanie uczynić takiego rozróżnienia.
Obawiam się, że za ten międzynarodowy sznurek pociągają z Warszawy ludzie, którzy nigdy w Rosji nie byli i nigdy nie mieli okazji zasiąść z Rosjanami przy stole. Mnie się przydarzyło, więc nie wyobrażam sobie prowadzenia polityki historycznej bez tego rozróżnienia.
Można prowadzić najostrzejsze spory z władzami Rosji, ale marnowanie kapitału, jakim jest (a może była) sympatia Rosjan do Polski i jej kultury jest gorzej niż sabotażem, jest głupotą.
Tym razem głupotą wiceprezesa IPN Pawła Ukielskiego, który tak oto wyjaśnia likwidację pomników wdzięczności: „Pod fałszywym płaszczykiem wdzięczności [pomniki] kryły prawdziwą symbolikę - zniewolenia Polski i uzależnienia jej od totalitarnego Związku Sowieckiego. (…) Warunkiem dobrych relacji sąsiedzkich jest wzajemne zrozumienie, które musi opierać się na prawdzie”.
Najpierw trzeba jednak z pokorą podejść do prawdy, panie prezesie. A prawda jest taka, że w czasie II wojny światowej zginęło więcej Rosjan niż liczba wszystkich obywateli polskich. Z każdego tysiąca maturzystów, którzy na ochotnika wstępowali do wojska, wracało do domu 15. Niemal na każdej syberyjskiej chacie można naleźć pordzewiałą czerwoną gwiazdkę. Albo dwie, albo pięć. Każda z nich upamiętnia domownika, który nie wrócił z wojny - dla Rosjan najważniejszej wojny w historii. Owszem, nie można pomijać stalinowskiego terroru, fali grabieży i gwałtów. Dotknęły one również moją rodzinę. Na podwórku przy domu moich dziadków rosyjski oficer rozstrzelał dwóch szeregowców, którzy dopuścili się ataku na kobiety. Pan Ukielski powinien mieć świadomość, że prawda ma różne oblicza. Nie tylko kagebisty, ale i maturzysty.