Ekolog na polowaniu, czyli aktywiści kontra myśliwi
Myśliwi śledzą zwierzynę, oni śledzą myśliwych. Stają na linii strzału, żeby uniemożliwić zabicie dzika czy sarny. Blokady polowań dotarły na Lubelszczyznę. Zobaczyliśmy je, rozmawialiśmy z każdą ze stron. Punktów wspólnych - brak.
W niedzielny poranek na leśnej drodze w lesie otaczającym miejscowość Bójki spotykamy kilka osób. Na pierwszy rzut oka można by uznać ich za zwykłych spacerowiczów, gdyby nie fakt, że trzech z nich niesie broń. Odróżniają ich też kamizelki - część ma pomarańczowe, część - jaskrawożółte. Pierwsi to myśliwi, drudzy - aktywiści, którzy przyjechali, żeby zablokować polowanie.
Pięcioro młodych ludzi w milczeniu podąża za myśliwymi. - Nie chcemy wdawać się w kłótnie, nastawiamy się na milczący sprzeciw - tłumaczy Olga. Trzech myśliwych też zachowuje spokój. - Mamy swoje plany łowieckie i je realizujemy. Ciekawe, kto będzie płacił rolnikom za szkody w uprawach? My czy ci ludzie? - mówi jeden z zapytanych przez nas mężczyzn (nie chce, żeby podawać jego nazwisko). Myśliwi odbierają telefon od kolegów z informacją o tym, gdzie powinni się kierować. Zmieniają kierunek marszu, jedna z dziewczyn idzie w ich ślady. Jej cel - uniemożliwić oddanie strzału.
Z artykułu dowiesz się m.in.:
- o co walczą aktywiści?
- jakie są argumenty myśliwych, a jakie ekologów?
- czy dojdzie do rezygnacji z polowań zbiorowych?
Zachęcamy do czytania!
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień