Eksperci nie wierzą w sukces stoczni
Nie wszyscy w euforii po deklaracjach ministra i wicepremiera.
- Zapewnienie zamówień na statki oraz odwrócenie patologii ostatnich lat to najważniejsze wyzwania stojące przed Stocznią Szczecińską - tak mówił w poniedziałek Mateusz Morawiecki, wicepremier i minister rozwoju zapowiadając reaktywowanie Stoczni Szczecińskiej.
Więcej szczegółów podał Antoni Macierewicz, minister obrony narodowej, mówiąc o utworzeniu grupy stoczniowej, w skład której wejdzie też nasza.
Do deklaracji polityków rządu wiele osób podchodzi bardzo ostrożnie pamiętając blamaż rządu PO, który przywiózł do Szczecina „inwestorów katarskich”. Najostrzej wypowiada się w tej sprawie Dawid Krystek, szef SLD w mieście, który wraca do pomysłów komunalizacji terenów postoczniowych.
- Najlepszym zarządcą dla tych terenów byłby prezydent Szczecina bądź spółka powołana przez prezydenta Szczecina i marszałka województwa. A to, czego dziś jesteśmy świadkami i o czym mówił wicepremier Morawiecki, to jest tylko marketing polityczny i przełożenie Stoczni Szczecińskiej z lewej kieszeni do prawej. Nic nie zmienia się po przejęciu przez Fundusz Mars od Funduszu Silesia. Ten sam Skarb Państwa, ten sam właściciel.
- Nigdzie jeszcze na świecie nie udał się rządowi taki manewr - uważa Rafał Zahorski, szef Rady Interesantów Portu Szczecin. - Oczywiście, mogą przyjść zlecenia na promy czy okręty wojenne, można instytucje państwowe zmusić do zlecania budowy statków w naszej stoczni, ale wolny rynek szybko takie działanie zweryfikuje i nastąpi niemiłe przebudzenie.
I dodaje, podobnie jak poprzednik:
- Jeden państwowy podmiot przekazał majątek stoczni drugiemu podmiotowi, co nie świadczy o tym, że będziemy budować statki, albo że coś zmieniło się w sytuacji samej stoczni prócz nazwy.
Sceptyczny jest też Krzysztof Piotrowski, prezes nieistniejącej już Stoczni Szczecińskiej Porta Holding.
- Trzeba, mówiąc kolokwialnie, kręcić interes, aby stocznia mogła funkcjonować. Zlecenia państwowe są bardzo cenne, ale żeby utrzymać stocznię trzeba mieć tych zleceń dużo więcej, około dwudziestu, a nie jeden czy dwa promy, o czym dziś słyszę w deklaracjach. O wykwalifikowanym personelu nawet nie wspominam.