- Dotarłam do domu z 2 godz. opóźnieniem - mówi Czytelniczka
Kilka dni temu Barbara Ostrowska podróżowała z Warszawy do Zielonej Góry. Miała pecha. Pociąg skończył bieg w Zbąszynku. Stamtąd, wraz z pasażerami, jechała komunikacją zastępczą. Podróż zakończyła się co prawda w Zielonej Górze. Ale z 2 godz. opóźnieniem i zamiast na dworcu kolejowym… na autobusowym.
Jak się dowiedzieliśmy, jedną z przyczyn opóźnienia była kradzież trakcji. Dlatego od Zbąszynka pasażerowie musieli jechać autobusami.
- W nocy z 23 na 24 października pomiędzy stacjami Zbąszynek i Zielona Góra dokonano kradzieży sieci trakcyjnej - informuje Zbigniew Wolny z zespołu prasowego PKP S.A. - Dlatego byliśmy zmuszeni zatrzymać pociąg jadący z Warszawy Centralnej do Zielonej Góry.
Kierowca nie znał trasy
Pasażerowie skorzystali z komunikacji zastępczej. I właśnie do jazdy autobusem, od Zbąszynka do Zielonej Góry, nasza Czytelniczka ma najwięcej zastrzeżeń.
- Nie mogłam tak zostawić tej sprawy - mówi. - Przewoźnik naraził pasażerów na duży stres. W Zbąszynku wszyscy przesiedli się do autobusów zastępczych. Jazda nimi nie należała do przyjemności.
Pani Barbara twierdzi, pociąg był w Zbąszynku o godz. 23.21. Wtedy konduktor poinformował pasażerów, że pod dworcem czekają dwa autokary firmy Glob - Bus.
- Kierowca nie wiedział, którędy ma jechać - relacjonuje nasza Czytelniczka. - Na trasie ze Zbąszynka od Babimostu włączył nawigację, ale nie wiedział, jak wyjechać z miasta. Krążył po rondzie w Zbąszynku. A nawigacja cały czas mówiła: ,,zawracaj”. Na trasę S3 wjechał pod prąd. Na szczęście udało mu się zawrócić. W końcu, około 2 w nocy zostawił nas w Zielonej Górze, ale nie pod dworcem kolejowym, lecz autobusowym.
Firma odpowiada
Jednak przedstawiciel firmy, która feralnej nocy podstawiła zastępcze autokary nie zgadza się z zarzutami pasażerki.
- Nasze autobusy czekały pod dworcem w Zbąszynku punktualnie o godz. 23.22 - wyjaśnia Jerzy Polaczyński z firmy Glob-Bus. - Niestety pociąg z Warszawy miał prawie 40 min. opóźnienia. Zanim pasażerowie przesiedli się do naszych busów straciliśmy prawie godzinę.
Dodaje, że cały czas, obok kierowcy siedział konduktor, który wydawał instrukcje, co do kierunku jazdy.
- Kierowca musiał słuchać jego poleceń - mówi Polaczyński. - Pojechaliśmy do Sulechowa. Stamtąd kierowca dostał polecenie powrotu do Babimostu. Stąd takie duże spóźnienie. A jeśli chodzi o to, że pasażerowie podróż zakończyli pod dworcem autobusowym, a nie kolejowym - to właśnie taką decyzję przekazał naszemu kierowcy konduktor pociągu.
W PKP Intercity poinformowano nas, że w przypadku opóźnienia, każdy pasażer ma prawo złożyć reklamację.
- Jeśli pociąg spóźni się ponad godzinę, wtedy pasażerowi przysługuje zwrot 25 proc. wartości biletu - wyjaśnia Anna Zakrzewska z biura prasowego PKP Intercity. - Natomiast gdy opóźnienie przekroczy dwie godziny, pasażer ma prawo do zwrotu 50 proc. ceny.
Pani Barbara poinformowała reportera ,,GL’’, że już wczoraj złożyła reklamację w PKP Intercity.