Elektryczno-solarny samochód pana Wiesława
Wiesław Kmieć od dwóch lat nie tankował samochodu. Jak to możliwe? Dzięki panelowi słonecznemu zamontowanemu na dachu jego tico. Skonstruował też ciągnik z części malucha, poloneza i fotela dentystycznego.
Panu Wiesławowi, konstruktorowi-złotej rączce z Krasnegostawu, do jazdy potrzebna jest tylko bezchmurna pogoda i odpowiednie nasłonecznienie. - Temperatura jest nieistotna, liczy się tylko słońce. Na wsi zadymienie jest mikroskopijne. W mieście nawet nie widać np. dymu z rur wydechowych - tłumaczy właściciel daewoo tico. Jego auto od dwóch lat jeździ z panelem słonecznym na dachu. Energia, którą udaje się w ten sposób zgromadzić, może wystarczyć nawet na pokonanie 90 - 100 kilometrów.
Nieprzypadkowy był też wybór modelu samochodu pod ten wynalazek. Pan Wiesław tłumaczy: - Tico w porównaniu do innych aut tej klasy ma najdłuższy dach. Żeby taka bateria wystarczyła, auto powinno mieć odpowiednią wagę w stosunku do ilości energii. Pojazd zużywa ok. 1 kilowata na kilometr. Panel produkuje 250 watów. Ten prąd wystarczy, żeby jechał np. rower z pasażerem. Rower jednak jest lżejszy i jedzie ok. 30 km/h. Żeby zwiększyć zasięg i proporcjonalnie moc takich paneli, powinno ich być na dachu nie jeden, a przynajmniej kilka. Na osobowym samochodzie nie da się tego zrobić. Samochód waży ok. 700 kg, czyli stosunkowo dużo (standardowa waga deawoo tico z tego rocznika to ok. 915 kg - przyp. red.). Wyjąłem z niego silnik spalinowy, a włożyłem akumulatory z meleksów. Mają one dużą żywotność i pojemność w porównaniu do samochodowych. Z auta wyjąłem wszystko, co niepotrzebne, czyli m.in. rurę wydechową, chłodnicę i bak. Konstrukcja jednak została nienaruszona, są wszystkie inne urządzenia: skrzynia biegów i hamulec. Kierownica, sprzęgło i inne mechanizmy działają dokładnie tak samo, jak w fabrycznych modelach tico - tłumaczy właściciel auta.
Jednocześnie uparcie odmawia pozowania do zdjęcia. Woli, żeby ludzie patrzyli na jego wynalazek niż na niego.
Energia ze słońca to oszczędność
Pan Wiesław paneli używa też do… ogrzewania wody. Na budynkach gospodarczych przy domu pomysłowego konstruktora wcześniej wisiało ich osiem.
- Płacę za prąd, korzystam z energii elektrycznej, ale to dodatkowe źródło energii. Woda to największy pożeracz kosztów. Na dachu wisi teraz 7 paneli, które ogrzewają 300 litrów wody. Latem woda ma 70 stopni. Za pomocą paneli ładuję też akumulatory i baterie. W domu mam światło, nawet gdy podczas burzy dostawa energii jest przerwana - tłumaczy pan Wiesław.
Ósmy panel jeździ obecnie na dachu daewoo tico.
- Jego koszt to około 1000 zł, trzeba było dokupić jeszcze akumulatory i sterownik, co kosztowało ponad 2 tysiące złotych. Auto było warte ok. tysiąca złotych, więc łącznie daje to ok. 5 tysięcy. Samochód jeździ od dwóch lat i jeszcze się nie ze-psuł, a co więcej, ludzie dopiero po chwili zauważają, że auto jeździ bardzo cicho, nie wydając dźwięków znanych nam ze zwykłych, nieelektrycznych silników spalinowych - opowiada pan Wiesław.
Ciągnik mknie jak strzała
Po daewoo tico pan Wiesław planuje zamontować panel na samochodzie, który specjalnie do tego celu będzie importowany z Francji. Są też plany, aby słoneczne baterie znalazły się na ciągniku, który pan Wiesław skonstruował razem z synem.
- Zarówno tico, jak i ciągnik zostały zarejestrowanie i dopuszczone do ruchu drogowego. Auto ma także ubezpieczenie. Jego konstrukcja pozostała nienaruszona. Ciągnik skonstruowaliśmy z części od malucha, poloneza i fotela dentystycznego. Był tak szybki, że na drodze można nawet wyprzedzić skuter. Trzeba było aż założyć „blokadę” prędkości, ze względu na ograniczenia dotyczące tego typu pojazdów. Ciągnik pędził nawet ponad 80 km/h - zapewnia pan Wiesław.
Daewoo można też ładować prądem. Samochód jest nieco wolniejszy niż jego fabryczny odpowiednik. Auto pana Wiesława na piątym biegu rozpędza się do ponad 50 km/h. Ma jednak inną zaletę. Podczas gdy kupowane w salonie samochody elektryczne dzięki prądowi mogą przejechać tylko część pokonywanej trasy - daewoo tico pana Wiesława korzystając tylko z energii słonecznej przejeżdża nawet do 100 kilometrów.
- Naładowane akumulatory wystarczą, by przejechać trasę z Krasnegostawu do Lublina i z powrotem. Gdyby do samochodu udało się włożyć dwa razy tyle akumulatorów, tę samą odległość moglibyśmy przejechać w cztery osoby - informuje pomysłodawca samochodu na słońce.
By naładować baterie za pomocą gniazdka, tico musi być podłączone ok. 4 godzin. Silnik auta ma moc ok. 35 koni mechanicznych. Przebieg samochodu to ponad 2 tysiące kilometrów.
Chętnych na jego wynalazki nie brakuje
Z rozmaitymi prośbami do pana Wiesława regularnie zwracają się mieszkańcy okolicznych miejscowości.
- Chodzi m.in. o elektryczne pojazdy. Proszą o nie zazwyczaj ludzie starsi, którzy mają problemy z chodzeniem lub chcą nieco zaoszczędzić na bardzo drogiej przecież benzynie. Myślę, że takich samochodów na naszych ulicach byłoby mnóstwo, jest jednak jedna przeszkoda - pieniądze. Panel to ok. 1000 złotych, a dochodzi do tego jeszcze koszt kabli i sterowników, które kosztują nawet kilka tysięcy złotych. Ja sam, gdyby tylko były środki, jestem w stanie zamontować taki „napęd” do każdego samochodu - twierdzi konstruktor.
Takimi remontami samochodów pan Wiesław zajmuje się hobbystycznie od ponad 20 lat. Oprócz meleksa, który od kilku lat bez żadnych usterek służy swojemu właścicielowi, pan Wiesław wymieniał napęd w kilku maluchach.
Niedawno pan Wiesław wystawił swoje daewoo na aukcję na jednym z polskich portali. Można je kupić już za 3 tysiące złotych. Czy ten wynalazek ma przyszłość? Dla porównania - cena używanego tico z napędem na benzynę to koszt tylko 500 - 800 złotych niższa, a nowy samochód elektryczny może być warty nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.