Emerytka walczyła o drzwiczki. Skończyło się sprawą o kciuk
Choć nie otrzymała takiego odszkodowania, jakiego się domagała, z wyroku jest zadowolona. - A już myślałem, że sprawiedliwości za życia się nie doczekam - mówi emerytka Feliksa Perkowska.
O jej nietypowej sprawie pisaliśmy na naszych łamach w ub.r. Kobieta zamówiła nowe meble do kuchni. Ale nie była zadowolona z ich wykonania.
- W tym zakładzie stolarskim pomyśleli pewnie, że babci wszystko uda się wcisnąć - mówi.
Nie podobała jej się jakość wykonania drzwiczek. Szybko też okazało się, że jedna z szafek została zainstalowana nad kuchenką zbyt nisko. Palniki za bardzo nagrzewały okap, który wskutek tego po prostu się rozpadł.
Emerytka zażądała od wykonawcy, by usunął wady. Nie miała jednak szczęścia, bo albo szefa nie było, albo nie dostawała odpowiedzi na swoje pisma. Ostatecznie udało jej się doprowadzić do naprawy szafek po wielu miesiącach.
- Było dla mnie kwestią oczywistą, że będzie to w ramach gwarancji - tłumaczy. - Inaczej wzięłabym po prostu porządniejszych majstrów.
Dwaj pracownicy zakładu stolarskiego przyszli do jej mieszkania wczesną wiosną ub.r. Usunęli usterki, wymienili drzwiczki i... zażądali 400 zł. Jak twierdzili, wady powstały z winy użytkownika, więc gwarancja nie obowiązuje.
- Nie zapłacę ani grosika - emerytka twardo postawiła sprawę.
Chwilę potem jeden z majstrów zaczął odkręcać drzwiczki szafki. Stwierdził, że Perkowska je odzyska, gdy ureguluje rachunek. Emerytka próbowała to odkręcanie uniemożliwić. Wtedy pracownik zakładu miał przycisnąć jej rękę do szafki.
- Po tym wszystkim kciuk zaczął mnie mocno boleć - opowiada. - Poszłam do lekarza, a ten stwierdził uszkodzenie wiązadeł. Długo chodziłam z tym kciukiem na rehabilitację, ale za wiele to nie dało. Ból odczuwam do dziś.
Z obdukcją lekarską kobieta poszła na policję. Po pewnym czasie funkcjonariusze jednak umorzyli postępowanie. Dwaj stolarze zaprzeczali bowiem, iż doszło do przyciśnięcia ręki. A innych świadków nie było.
- Sama sobie ten kciuk uszkodziłam - ironizowała suwalczanka.
Wszystko opisaliśmy wtedy na łamach „Współczesnej”. Nie wiadomo, czy sąd, gdzie trafiło odwołanie od decyzji o umorzeniu, to czytał, czy nie, ale podzielił racje emerytki i nakazał wznowienie postępowania. Po kolejnych paru miesiącach prokuratura oskarżyła jednego z majstrów. Teraz jego winę uznał sąd. Skazał go na 2 tys. zł grzywny i wypłatę emerytce zadośćuczynienia. Ale nie w wysokości 10 tys. zł, których się domagała, lecz pięć razy mniej. Wyrok nie jest prawomocny. Oskarżony już złożył apelację.
- Mam nadzieję, że nie okaże się, iż ten kciuk to jednak moja sprawka - komentuje emerytka.