Emocje były do końca
Sensacje w Euro: Niemcy pokonali Danię i awansowali do półfinału, a Norwegia zwyciężyła Francję i także zagra w najlepszej czwórce turnieju.
Wielkie emocje towarzyszyły meczom Norwegii z Francją i Danii z Niemcami. Zarówno Norwegom i Duńczykom do zachowania pierwszego miejsca i awansu do półfinału wystarczyły remisy.
W grupie I gdzie grają także Polacy początkowo prowadzili Francuzi, którzy wygrywali 6:3, a kapitalną partię rozgrywał Daniel Narcisse, który zdobył 3 gole. Trójkolorowi mieli słabszy fragment gry pomiędzy 15. a 22. minutą, kiedy stracili 4 gole z rzędu. Norwegowie wyszli na prowadzenie, którego nie oddali do końca 1. połowy.
A początek drugiej należał, zdecydowanie, do „Kogutów”. W zaledwie 3 minuty doprowadzili do remisu 13:13, a za moment wyszli na prowadzenie za sprawą swego najskuteczniejszego zawodnika - Narcisse. Wydawało się wówczas, że drużyna Francji ustabilizowała grę i dalszy przebieg meczu zacznie kontrolować. Nic z tego! Norwegowie ani myśleli oddać inicjatywę w ręce przeciwników. Od 39 min. objęli prowadzenie. Utrzymywali jedno, dwu a nawet czterobramkową przewagę. Trójkolorowi nie czuli się w roli odrabiających straty najlepiej, choć ich bramkarz - Omeyer dokonywał, momentami, cudów, aby przewaga „Wikingów” nie wzrastała dalej.
Ostatecznie, Norwegia nie dała sobie wydrzeć wygranej i odniosła - sensacyjne - zwycięstwo, gwarantując sobie udział w półfinale ME!
Mecz Danii z Niemcami miał swój dodatkowy smaczek w postaci pojedynku na trenerskich ławkach dwóch Islandczyków - Gudmundura Gudmundssona i Dagura Sigurdssona.
Faworytem meczu byli Duńczycy, jedyny niepokonany do tej pory zespół w turnieju. Z kolei Niemcy z każdym kolejnym meczem prezentowali się coraz lepiej.
Spotkanie było niezwykle zacięte i trzymało w napięciu do ostatniej chwili. Żadnej z drużyn nie udało się wywalczyć większej przewagi niż 2 gole. Mecz rozstrzygnął się w ostatnich 8 minutach. Duńczycy do tego czasu prowadzili 23:21, ale potem nie potrafili pokonać świetnie dysponowanego Andreasa Wolffa. Z kolei w ataku Niemcy rzucili cztery gole z rzędu, nie tracąc żadnej i sensacja stała się faktem.
Środową rywalizację rozpoczęły najsłabsze zespoły w obu grupach. W grupie I osłabiona Białoruś (w składzie ledwie 13 zawodników i brak asa atutowego Siergieja Rutenki) pokonała Macedonię 30:29. Białorusinów do triumfu poprowadził niesamowity Borys Puchowski, który rzucił 11 goli. Na nic dla Macedonii zdało się 10 bramek zdobytych przez Kiryła Lazarowa. Bardzo dobrze w obu drużynach spisywali się bramkarze - Wiaczesław Sałdacenka i Borko Ristovski, którzy zanotowali 35-procentową skuteczność interwencji.
W grupie II Szwecja bez problemów pokonała Węgry 22:14. Kapitalne zawody zagrał bramkarz Trzech Koron - Mattias Andersson, który odbił aż 17 z 31 rzutów, osiągając 55 procent skuteczności obron. Tym samym Szwedzi zachowali szansę na grę o 7. miejsce, które zapewnia walkę o olimpijskie paszporty. Jednak, żeby zagrać o 7. pozycję Szwedzi musieli kibicować Hiszpanom w meczu z Rosją.