Energetyczne zawirowania
Rządzący nie obawiają się protestów lekarzy, nauczycieli, sędziów, pracowników budżetówki… Truchleją jedynie na myśl, że do Warszawy przyjadą górnicy domagać się podwyżek i to w trakcie kampanii wyborczej. Dlatego władza uległa i górnicy zarobią więcej, choć tego, co oferują, nikt nie chce kupować, nawet państwowe elektrownie, a podobno nasza energetyka na węglu stoi.
Choć jego hałdy przy kopalniach rosną, to rząd wstrzymuje budowę elektrowni węglowej w Ostrołęce, w którą wpompowano ponad miliard złotych. Kolejnych nikt nie chce pożyczyć, nawet państwowe banki, bo to kiepski interes. Dlaczego więc rząd uczepił się - jak pijany płotu - budowy odkrywkowej kopalni węgla brunatnego w Złoczewie? Kilkadziesiąt kilometrów od elektrowni Bełchatów, więc transport węgla kosztowałby krocie jak i prąd z niego wytwarzany. Dodatkowo budowa elektrowni oznacza likwidację 33 wsi i przesiedlenie kilku tysięcy mieszkańców. Gdzie? Tego nikt nie wie, jak również skąd wziąć na to pieniądze.
Jeżeli rząd szuka kolejnej wielkiej dziury w ziemi, by zasypać ją węglem z polskich kopalń, to jest ich kilka bliżej Śląska. Upieranie się przy energetyce opartej na węglu doprowadzi nas do gospodarczego kryzysu. Nie dlatego, że prąd będzie coraz droższy, nam go po prostu zabraknie z braku wody! Ta jest niezbędna do chłodzenia bloków i przy niskim stanie rzek, elektrownie trzeba wyłączyć. W ubiegłym roku większość musiała latem z tego powodu ograniczyć produkcję - także ta w Bełchatowie, a w tym roku lepiej nie będzie, w kolejnych też nie. Prądu już nam brakuje i musimy go importować. Sytuacja byłaby lepsza, gdyby nie zakaz budowy lądowych siłowni wiatrowych, wprowadzony w 2016 roku. Teraz rząd chce z niego się wycofać, tylko czy znajdą się inwestorzy, którzy w to uwierzą?
Heinz Riesenhuber przestrzegał: problem polityków polega na tym, że za dużo mówią, w związku z czym mało słuchają innych, a już zupełnie nie starcza im czasu na myślenie. Można mu wierzyć, bo sam był politykiem.