Energetyka inna niż węglowa
W Polsce płacimy coraz więcej za prąd, ponieważ wytwarzamy go głównie w elektrowniach węglowych emitujących CO2, za co płacimy kary.
Węgiel przez dziesiątki lat był naszym głównym zasobem energetycznym, więc było logiczne, że z niego korzystaliśmy. Ale warunki się zmieniły i obecnie jesteśmy pod presją, żeby energetykę przestawić na inne źródła. Nie jest to łatwe!
Oczywiście zmierzamy do tego, żeby jak najwięcej energii produkować ze źródeł odnawialnych. Mamy obecnie prawodawstwo przyjazne dla wiatraków. Bardzo mnie to cieszy, bo zawsze byłem ich zwolennikiem. Ciekaw jestem, czy ktoś jeszcze pamięta, że pięć lat temu, dokładnie 8.6.2016 publikowałem w Gazecie Krakowskiej felieton „Czy należy walczyć z wiatrakami?” w którego puencie odpowiedziałem na tytułowe pytanie: „Tak, ale po ich stronie!”.
Ogromnie mnie cieszy szybko rosnąca liczna instalacji fotowoltaicznych widocznych na dachach polskich domów. To skutek mądrej polityki różnych ulg i preferencji. Świetny jest zwłaszcza program „Czysta energia blisko Krakowa”. Dobrze pomyślany i skutecznie realizowany. Bardzo się to opłaci w przyszłości!
Ale sam wiatr i słońce nie wystarczą do zaspokojenia naszych energetycznych potrzeb. Dlatego ze smutkiem obserwuję, że nie mamy w Polsce ani jednej elektrowni jądrowej, bo wciąż dominuje strach przed ich budową i wykorzystaniem. Tymczasem inne kraje Europy bardzo mocno postawiły na energetykę opartą na reaktorach atomowych i dobrze na tym wychodzą. Pisałem na ten temat dziesięć lat temu w felietonie „Polska energetyka jądrowa?” zamieszczonym w Gazecie Krakowskiej w dniu 4.5.2011.
Debata na temat polskiej elektrowni atomowej toczy się od lat, ale stale unosi się nad nią wspomnienie promieniotwórczych chmur po wybuchu w Czarnobylu i fobie przed wszystkim, co atomowe, rozbudzone w okresie ziemnej wojny. Próbowałem z tym polemizować w artykule „Czy bać się elektrowni jądrowych?” (Gazeta Krakowska 21.10.2020) ale obawiam się, że nikogo nie przekonałem. Jednak spróbuję jeszcze raz, wskazując na to, co w sprawie energetyki jądrowej dzieje się w różnych krajach Europy.
Gdyby zapytać człowieka z ulicy, kto ma najwięcej elektrowni jądrowych, to zapewne odpowie, że Rosja. Tymczasem to nieprawda! W Rosji pracuje 38 reaktorów, podczas gdy Francja ma 58. Przekłada się to również na procentowy udział energii z atomu w całości energii produkowanej w tych krajach. Rosja pokrywa energetyką jądrową 11,97% swoich potrzeb, a Francja 70,6%.
Boimy się elektrowni jądrowych na naszej ziemi, a tymczasem na Ukrainie jest ich 15, w Czechach 6, w Niemczech też 6, a w niewielkiej Słowacji 5. Nasi południowi sąsiedzi energią atomowa zaspokajają ponad połowę swoich potrzeb (dokładnie 53,9%).
Gdyby ktoś zastanawiał się, jaki kraj jest najczystszy – to z pewnością przyjdzie mu na myśl Szwajcaria. Ale w tym kraju 40% energii pozyskuje się z atomu!
Zwykle patrzymy na kraje skandynawskie jako na te, w których dba się o przyrodę. A Szwecja ma 7 reaktorów atomowych, które pokrywają 34% jej zapotrzebowania na energię. Jeszcze więcej energii jądrowej wykorzystuje Finlandia (34,7%).
W okresie komunizmu często porównywaliśmy się z innymi krajami RWPG dumnie twierdząc, że jesteśmy od nich bardziej uprzemysłowieni. A tymczasem Bułgaria, gdzie energia słoneczna i wiatrowa jest łatwiej dostępna niż w Polsce, 37,5% swojej energii produkuje z atomu. Jeszcze większy udział energetyki jądrowej mają Węgrzy (49,2%) i Rumuni (48,5%). O Ukrainie, Słowacji i Czechach była już mowa.
No cóż, możemy nie zważać na to, co robią inne kraje i szukać własnej drogi wyjścia z energetycznej pułapki. Ale o energetyce jądrowej warto myśleć racjonalnie, a nie emocjonalnie.