Epidemia Ebola w Kongu. Polski wirusolog: Ludzie wierzą, że to spisek mający wymordować rdzennych mieszkańców

Czytaj dalej
Fot. archwium Huberta Buczkowskiego
Leszek Waligóra

Epidemia Ebola w Kongu. Polski wirusolog: Ludzie wierzą, że to spisek mający wymordować rdzennych mieszkańców

Leszek Waligóra

- Część ludności wierzyła wręcz, że pomoc humanitarna była tak naprawdę spiskiem mającym na celu mordowanie rdzennej ludności - mówi polski wirusolog o problemach w zwalczaniu epidemii wirusa Ebola. Prawie 2 tysiące ludzi zmarło podczas epidemii wirusa Ebola w Demokratycznej Republice Konga. To druga z największych epidemii tego zabójczego wirusa w historii. Ta największa, sprzed pięciu lat, w Gwinei, Sierra Leone i Liberii zabiła ponad 11 tysięcy osób z ponad 28 tysięcy zarażonych. W Sierra Leone w ramach misji naukowo-humanitarnej pracował wówczas dr Hubert Buczkowski, pochodzący z Gniezna wirusolog, pracujący obecnie w Wielkiej Brytanii. Opowiada o epidemii serwisowi gloswielkopolski.pl: Każdy kraj ma swoje miejskie legendy i kraje afrykańskie nie różnią się pod tym względem od Polski. Trzeba zrozumieć, że sekwencja zdarzeń w przypadku choroby była bardzo bolesna, trudna do zrozumienia i często wzbudzała podejrzenia rdzennych mieszkańców. W przypadku wystąpienia podejrzanych objawów pacjent był zabierany przez ludzi w ubraniu zabezpieczającym do szpitala, do którego ze względu na środki epidemiologiczne rodzina nie miała wstępu i w przypadku jego śmierci, co było raczej regułą niż wyjątkiem, był grzebany jeszcze tego samego dnia na specjalnym cmentarzu, bez obecności rodziny.

Śmiertelność w Kongu jest jednak wyższa, w połowie sierpnia dane mówiły, że wirus zabija 70 procent zarażonych. Kongo jest zresztą kolebką wirusa. To tu, w 1976 roku, na brzegu rzeki Ebola, odnotowano pierwszą epidemię nieznanej wówczas gorączki krwotocznej. Od tego czasu choroba wywoływana przez wirusa stała się „bohaterką” masowej wyobraźni, stając się pożywką dla filmowych scenariuszy. I jest straszna. Jeszcze w lipcu epidemia w Kongu wydawała się niemal nie od opanowania, Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła alarm międzynarodowy. Wszystko się zmieniło, gdy okazało się, że dwie nowe szczepionki na wirus Ebola działają. Ograniczają śmiertelność choroby o 90 procent. Jeden z tych leków został opracowany na podstawie badań prowadzonych w 2014 roku, podczas najbardziej zabójczej epidemii w historii.

Większość ludzi zna wirusa Ebola tylko z filmów, jako przerażającą chorobę, przed którą nie można się obronić. Jak wygląda w rzeczywistości? Jak wyglądała walka z wirusem podczas tamtej epidemii?
dr Hubert Buczkowski: Ebola to tak naprawdę, według naszej obecnej wiedzy, sześć bliskospokrewnionych ze sobą gatunków, z czego cztery wywoływały epidemie tej choroby. Śmiertelność jest rzeczywiście bardzo duża i w poprzednich epidemiach wynosiła od 25 do nawet 90 procent. Wysoka śmiertelność i stygma otaczająca chorych sprawiają, ze choroba wywołuje przerażenie w dotkniętych nią społecznościach. Nasza praca dotyczyła tylko i wyłącznie wykrywania wirusa we krwi lub innych

Wirus Ebola. Epidemia w Kongo
archwium Huberta Buczkowskiego

płynach ustrojowych pacjentów szpitala polowego, przy którym zlokalizowane było laboratorium. Naszym zadaniem było zbadanie krwi pod kątem obecności wirusa do sześciu godzin od momentu jej otrzymania, po to żeby lekarze mogli możliwie szybko zająć się leczeniem pacjenta lub wypisać go ze szpitala. Byłem częścią zespołu, który przyjechał do Makeni w momencie, kiedy zaczęła się tam kolejna faza epidemii, w związku z czym nasz szpital został dosłownie zalany nowymi pacjentami. Nasze pierwsze dni były emocjonalnie dość trudne, ponieważ mieliśmy bardzo dużo pracy (laboratorium pracowało od godziny 6 rano do 1 w nocy), a jednocześnie większość pacjentów, których krew badaliśmy, umierała, pomimo wielkiej ofiarności i odwagi personelu medycznego naszego szpitala. Walka z wirusem przebiegała na wielu frontach: medycznym, naukowym, psychologicznym i politycznym. Do walki z epidemia potrzebni są bowiem nie tylko lekarze, pielęgniarki i naukowcy, ale również psycholodzy i antropolodzy, którzy pomagają zrozumieć postępowanie dotkniętej nią społeczności i co powoduje u niej określone reakcje, a także politycy, którzy zarządzają środkami publicznymi i koordynują współpracę z innymi rządami i organizacjami humanitarnymi i medycznymi.

Interesujesz się zdrowiem? Tu znajdziesz najważniejsze informacje:
Interesujesz się zdrowiem? Tu znajdziesz najważniejsze informacje

Podczas obecnej epidemii mówi się o tym, że walkę z nią utrudniają zabobony i ataki na lekarzy i personel medyczny. Podobnie było w Sierra Leone? Z czym mieliście tam do czynienia?

To prawda jeśli chodzi o zabobony, ale warto zrozumieć przyczynę tych zjawisk. W większości państw afrykańskich dostęp do lekarza jest tak trudny, że statystycznemu Polakowi trudno to byłoby sobie nawet wyobrazić. Ludzie natomiast chorują i muszą sobie jakoś radzić. Brak zaufania do białych lekarzy wywodzi się z wciąż bolesnej w Afryce kolonialnej przeszłości. To wszystko razem prowadziło do sytuacji, gdy chorzy szukali pomocy u zaufanych uzdrowicieli i zarażali ich wirusem. Śmierć takiej powszechnie szanowanej osoby przyciągała tłumy na obrzędy pogrzebowe, które z kolei przyczyniały się zarażania kolejnych osób. Taki śmiertelny cykl nazywa się fachowo „superspreading” czyli super-rozprzestrzenianie. Szacuje się, że tylko 3 procent ludzi odpowiadało za aż 60 procent infekcji podczas epidemii Eboli w zachodniej Afryce w latach 2013-16. Jeśli chodzi o wrogie nastawienie do personelu medycznego to jest to duży problem podczas obecnej epidemii w Demokratycznej Republice Konga, ale jest związane głównie z sytuacja polityczna tego kraju. W Sierra Leone nie było z tym problemu, a ludzie byli do nas przyjaźnie nastawieni.

Dlaczego tak trudno walczyć z wirusem Ebola?

Jednym z głównych powodów były wspomniane praktyki społeczne lokalnej ludności. W wielu państwach afrykańskich wielopokoleniowe rodziny mieszkają w tym samym domostwie i w przypadku choroby rodzina otacza opieką chorą osobę. Wirus Ebola w końcowej fazie choroby, podczas tzw. gorączki krwotocznej, jest obecny we krwi, pocie, łzach, ślinie i innych płynach ustrojowych, więc opieka nad chorym zwykle prowadzi do zachorowania większości lub wszystkich członków rodziny. Natomiast po śmierci mieszkańcy całej wsi biorą udział w obrządku pogrzebowym, który często polega namyciu i dotykaniu ciała zmarłego, co prowadzi do kolejnych infekcji. Z tego powodu jednym z głównych zadań personelu epidemiologicznego było przerwanie tych praktyk i grzebanie zmarłych w bezpieczny sposób.

Inne przyczyny były związane z brakiem zaufania do białych lekarzy. Część ludności wierzyła wręcz, że pomoc humanitarna była tak naprawdę spiskiem mającym na celu mordowanie rdzennej ludności. Każdy kraj ma swoje miejskie legendy i kraje afrykańskie nie różnią się pod tym względem od Polski. Trzeba zrozumieć, że sekwencja zdarzeń w przypadku choroby była bardzo bolesna, trudna do zrozumienia i często wzbudzała podejrzenia rdzennych mieszkańców. W przypadku wystąpienia podejrzanych objawów pacjent był zabierany przez ludzi w ubraniu zabezpieczającym do szpitala, do którego ze względu na środki epidemiologiczne rodzina nie miała wstępu i w przypadku jego śmierci, co było raczej regułą niż wyjątkiem, był grzebany jeszcze tego samego dnia na specjalnym cmentarzu, bez obecności rodziny. Wszystko to było spowodowane bezpieczeństwem sanitarnym, ale jednocześnie w swojej naturze było bardzo obce lokalnej tradycji, która nakazywała opiekę nad chorym, a w przypadku jego śmierci, rytualny pogrzeb i pochowanie w obecności całej rodziny na pobliskim cmentarzu. W obecnej epidemii w Demokratycznej Republice Konga na lokalne praktyki i uprzedzenia nałożyła się bardzo trudna sytuacja polityczna, w której personel humanitarny i medyczny stały się celem ataków rebeliantów.

Czy Ebola może stanowić również zagrożenie dla Europy?
Ebola to tzw. zoonoza czyli choroba, której czynnik infekcyjny krąży wśród zwierząt i od czasu do czasu powoduje chorobę u ludzi. Wirus Ebola jest najprawdopodobniej przenoszony przez niektóre gatunki nietoperzy, które nie występują w Europie, w związku z czym obecnie trudno sobie wyobrazić epidemie tej choroby na naszym kontynencie na większą skale. Dotychczas w Europie mieliśmy do czynienia z odosobnionymi przypadkami Eboli, które na ogół dotyczyły członków personelu medycznego lub humanitarnego, którzy zarazili się choroba podczas pracy w trakcie epidemii w Afryce Zachodniej. Dość

Wirus Ebola. Epidemia w Kongo
archwium Huberta Buczkowskiego

powiedzieć, że żadna z tych osób nie zaraziła kolejnej podczas leczenia w Europie. Ebola nie roznosi się na szczęście drogą kropelkową, jak np. wirus odry, i do zakażenia potrzebny jest bezpośredni kontakt z chorą osobą. Z punktu widzenia wirusologa, o wiele większym zagrożeniem dla Europy jest spadająca wyszczepialność przeciwko chorobom takim jak odra czy różyczka. Odra co roku zabija globalnie wielokrotnie więcej osób niż wszystkie epidemie Eboli razem wzięte odkąd odkryto tego wirusa w 1976 roku. Do niedawna przypadki odry były bardzo rzadkie, ale w ostatnich latach ruchy przeciwszczepionkowe doprowadziły do spadku zaufania pacjentów do szczepionek, co z kolei doprowadziło do epidemii odry w Europie.

Obecną epidemię uda się opanować, bo podczas poprzedniej opracowano szczepionkę. To prawda?
Szczepionka nie jest warunkiem koniecznym do opanowania epidemii Eboli, ale pomaga zdecydowanie przyspieszyć ten proces. Obecnie są dwie szczepionki przeciwko Eboli, a jedna z nich rzeczywiście była testowana podczas poprzedniej epidemii. Szczepionki te używa się do tzw. szczepień pierścieniowych, którym poddawane są osoby będące w bezpośrednim kontakcie z chorą osobą. W ten sposób przerywa się łańcuch infekcyjny wirusa, co jest niezbędnym krokiem do opanowania każdej epidemii. Na początku sierpnia ogłoszono również, że dwa badane leki zawierające syntetyczne przeciwciała przeciwko Eboli są w stanie ograniczyć śmiertelność do 10 procent w przypadku natychmiastowej interwencji przy podejrzeniu infekcji.

Czy Ebola przestanie być straszna?
Wierzę, że tak. Ludzkość dość dobrze radzi sobie z infekcjami wirusologicznymi. W poprzednim wiekach spustoszenie siała ospa prawdziwa, którą udało się wyeliminować dzięki znakomitej szczepionce. Podobnie rzecz się ma z polio, które dzięki szczepieniom występuje już tylko jednostkowych przypadkach w kilku wyizolowanych regionach na świecie. Postęp AIDS udało się natomiast powstrzymać dzięki nowoczesnej terapii antywirusowej. Należy jednak mieć świadomość, że na miejsce jednego wirusa w każdej chwili może pojawić się kolejny. Ocieplający się klimat powoduje, że zasięg występowania kilku niebezpiecznych tropikalnych chorób przesuwa się coraz bardziej w kierunku Europy i być może w ciągu najbliższych lat europejskie służby zdrowia będą musiały zmierzyć się z nowymi wyzwaniami.

W jaki sposób trafił Pan do Sierra Leone?
Pod koniec 2014 roku, będąc pracownikiem APHA (Ani-mal and Plant Health Agency), jednej z agencji naukowych brytyjskiego rządu, odpowiedziałem na maila wysłanego do wszystkich pracowników naukowych z zapytaniem czy są wśród nas osoby, które chciałyby pojechać do Sierra Leone w ramach pomocy humanitarno-naukowej. Naszym zadaniem byłaby praca w zarządzanych przez Public Health England (PHE, odpowiednik Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego) laboratoriach diagnostycznych, działających przy szpitalach polowych. Po odbyciu tygodniowego treningu w laboratorium PHE, zostałem wysłany razem z innymi ochotnikami do szpitala polowego w Makeni, położonym w centrum Sierra Leone.

Czym Pan zajmuje się na co dzień?
Obecnie mam kilkumiesięczną przerwę w pracy związaną z narodzinami córki. Do niedawna byłem pracownikiem naukowym Uniwersytetu Sussex w Wielkiej Brytanii, gdzie zajmowałem się badaniem rozprzestrzenienia wirusa Ebola i innych spokrewnionych z nim wirusów u różnych gatunków ssaków, w tym człowieka, w Ghanie - kraju położonym w zachodniej Afryce. Wcześniej pracowałem w Instytucie Pasteura w Paryżu nad wirusami dengue i Zika, a jeszcze wcześniej we wspomnianej agencji APHA nad wirusem wścieklizny i wirusami spokrewnionymi z wirusem odry.

Wirus Ebola. Epidemia w Kongo
archwium Huberta Buczkowskiego

Jak zostaje się wirusologiem?
W Polsce według mojej wiedzy nie ma studiów poświęconych wirusologii. Zawodu tego można się nauczyć wybierając odpowiednią specjalizacje na studiach biologicznych, biotechnologicznych lub medycznych. W moim przypadku zaczęło się od biotechnologii, którą studiowałem na obecnym Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu. Po studiach wyjechałem do Wielkiej Brytanii na doktorat z wirusologii i wakcynologii, czyli nauki o szczepionkach.

Interesujesz się zdrowiem? Tu znajdziesz najważniejsze informacje:
Interesujesz się zdrowiem? Tu znajdziesz najważniejsze informacje

Leszek Waligóra

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.