Były współpracownik Erdogana Fethullah Gulen oskarża prezydenta o zainscenizowanie puczu. Ponad 260 osób straciło życie w czasie starć z wojskiem, teraz władza wtrąca do więzienia przeciwników.
Czy turecki prezydent Erdogan sam zainscenizował pucz? Turecki kleryk muzułmański, który od lat przebywa w USA twierdzi, iż to prezydent Turcji zainscenizował zamach stanu, by usprawiedliwić ograniczanie praw cywilnych w kraju.
Fethullah Gulen dodał jednocześnie, iż oskarżenia Erdogana pod jego adresem, że to on stał za puczem są kłamliwe, zdecydowanie odciął się od sprawców tragicznych zdarzeń, które w nocy z piątku na sobotę wstrząsnęły Turcją. Fethullah Gulen, który jest byłym współpracownikiem Erdogana oskarżany jest przez Ankarę o używanie swoich kontaktów do tworzenia „równoległych struktur” w Turcji, by obalić rząd.
Jak twierdzi wiele tytułów jest coś na rzeczy w tej tezie, skoro jedną z pierwszych odpowiedzi na nieudany pucz władze tureckie aresztowały 2745 sędziów i prokuratorów, których lojalność została zakwestionowana. Aresztowano też 2839 wojskowych, w tym szefa armii w Stambule, generała Erdala Ozturka.
Premier Turcji Binali Yildrim określił pucz, który kosztował utratę życia 161 cywilów i około setki wojskowych, jako ciemną plamę na demokracji Turcji.
A podczas wystąpienia Erdogana w sobotę w Stambule tłum skandował, by przywrócić karę śmierci dla tych, którzy winni są śmierci ludności cywilnej podczas puczu.
Erdogan był uśmiechnięty, wyglądał na zrelaksowanego, mówił że zamach chciała przeprowadzić garstka wojskowych. – Wojsko jest nasze, jestem jego dowódcą - grzmiał Erdogan, który wcześniej zaapelował do władz amerykańskich, by wydały Gulena.
Przebywający w Luksemburg Sekretarz Stanu USA John Kerry powiedział, że żaden wniosek od Turcji w tej sprawie nie wpłynął, jeśli tak się stanie, zostanie rozpatrzony. - To spokojne, a ja cieszę się tu wolnością - mówił ze swojego domu w Pensylwanii Gulen, który dodał: zawsze się modlę za siebie i za niego (miał na myśli Erdogana).
Jak podają zachodnie media rozwścieczony tłum, który na apel Erdogana wyszedł na ulice miast, by bronić demokrację dokonywał samosądów na pojmanych żołnierzach. Nie wiadomo, ilu wojskowych w ten sposób straciło życie.
Jeden z przypadków opisuje gazeta „Mirror”, kiedy to tłum wyciągnął z pojazdu jednego z czołgistów zabezpieczających w Stambule most nad Bosforem. Nie dano szans żołnierzowi, miał niemal kompletnie odciętą głowę. Inny z otoczonych wojskowych przez szczelinę w czołgu podał kartkę z informacją, że jego żona jest w ciąży. Gdyby nie interwencja policji jego też spotkałby podobny los.
Ale w piątek wieczorem sytuacja była dramatyczna dla tureckich władz. Wojskowi oznajmili, iż przejęli pełnię władzy w kraju. Stało się to zaraz po tym, jak turecki premier poinformował o próbie zamachu stanu ze strony wojskowych.
W oświadczeniu odczytanym w tureckiej państwowej telewizji NTV, przedstawiciel buntowników oświadczył, iż władza przeszła w ręce wojskowych. Wcześniej, jak podawała stacja Sky do gmachu telewizji w Ankarze wkroczyli żołnierze, którzy kazali pracownikom oddać telefony komórkowe.
A turecka państwowa agencja prasowa podawała, iż wielu wysokich generałów było przetrzymywanych przez zbuntowanych wojskowych w kwaterze głównej w Ankarze. Erdogan na wieść o wojskowym puczu przerwał urlop i poprzez internetowe łącza wystąpił z apelem do obywateli, by wyszli na ulice w obronie demokracji. Gmach publicznej telewizji w był już w rękach wojska, stąd konieczność skorzystania przez prezydenta z innej możliwości kontaktowania się ze społeczeństwem. Apel zadziałał, tysiące ludzi wyszło na ulice, podczas starć z wojskiem wielu straciło życie. Ale z każdą chwilą to ulica była w tym pojedynku górą.
Zachodni dziennikarze opisywali, że wielu żołnierzy biorących udział w puczu było przerażonych, kiedy doszło do konfrontacji z tłumami. Tak było m.in. na moście nad Bosforem w Stambule. Byli tam młodzi żołnierze, na pewno nie z oddziałów specjalnych, nie stawiali praktycznie oporu, kiedy natarł na nich tłum i szybko zostali rozbrojeni.
Sytuacja była jednak nadal napięta, dlatego prezydent Erdogan wezwał ludność, by pozostała czujna na ulicach, a generałowie dodawali, że władza jest zdeterminowana „wyczyścić” , jak to określiła „równoległe struktury” w wojsku zaangażowane w pucz.
Przebywający na wygnaniu przedstawiciele syryjskiej opozycji pogratulowali władzom powstrzymanie puczu. Narodowa Syryjska Koalicja z siedzibą w Turcji wydała komunikat, że udało się uratować demokratyczne instytucje państwa. Szef tureckiej policji, Celalettin Lekesiz, raportował, że 16 puczystów zabito podczas starcia w kwaterze głównej policji w Ankarze. Przez kilka godzin w rękach zamachowców przebywał w bazie koło stolicy kraju generał Hulusi Akar. Jak podała agencja Anadolu szybko go uwolniono i stanął on na czele operacji przeciwko puczystom.
Przez pewien czas nieznany był też los szefa wywiadu, okazało się, że był w jednej z kryjówek i szybko nawiązał kontakt z prezydentem. Sytuacja w Turcji nadal jest tak napięta i przedstawiciele wielu państw odradzali obywatelom podróż do tego kraju. Takie zalecenie wydał m.in. Seul, zaś Iran zawiesił wszystkie loty do Turcji. - Służby państwowe są na posterunku, puczyści przegrali – oznajmił minister sprawiedliwości Bekir Bozdag.
Zwolennicy Erdogana świętują, ulica przyszła prezydentowi z pomocą, sprawiła, że pozostał on przy władzy. Już wcześniej zachodnie stolice słały wyrazy poparcia dla legalnie wybranej władzy. Teraz wszyscy zastanawiają się: jaki kurs obierze prezydent Erdogan: czy zdoła pogodzić naród czy skupi się na zemście, by rządzić niepodzielnie jak dyktator.
Autor: Kazimierz Sikorski