Rozmowa z dr. GRZEGORZEM KACZMARKIEM, socjologiem z UKW w Bydgoszczy, o tym, czy boimy się terroryzmu.
- Prawie codziennie dowiadujemy się o kolejnych zamachach terrorystycznych. Mają miejsce jak nie w Niemczech, to we Francji. Czy to powoduje, że my, Polacy, także zaczynamy się bać?
- Nasza perspektywa jest jednak wciąż zasadniczo różna. Ta wojna nie toczy się na naszym terytorium. Jest głównie przekazem medialnym i bezpośrednio nie dotyka naszych społeczności. Gdyby ci terroryści mordowali ludzi np. w Bydgoszczy i w każdej chwili mogłoby to dotknąć nas czy naszych najbliższych, wtedy doświadczylibyśmy fizycznego i realnego zagrożenia i strachu. Tak wygląda to z perspektywy Francuzów czy Niemców żyjących w miastach, w których doszło do aktów terroru. Dla nas to ciągle jak sceny z dramatycznego filmu. Taka jest natura społecznego doświadczenia - dopóki jakaś plaga nas bezpośrednio nie dotknie - dopóty traktujemy zagrożenie jako nierealne, wierzymy, że nam się to nie zdarzy, że mamy więcej szczęścia i jesteśmy lepsi... Ale to złudne i niebezpieczne, bo jak w każdej prawdziwej wojnie chodzi nie tyle o terytoria, fizyczne bezpieczeństwo i dobrobyt materialny, ale o fundamentalne wartości i wolności z takim trudem wypracowane przez cywilizację europejską przez setki lat. Byłoby niedobrze, gdybyśmy zapomnieli o tej hierarchii. Musimy więc zareagować i bronić tych fundamentów europejskiej kultury. Moim zdaniem, Europa nie jest przygotowana do obrony własnej tożsamości, także dlatego, że wciąż nie potrafi jej sprecyzować i uzgodnić (choćby w ramach UE!). Za bardzo skoncentrowani byliśmy i wciąż jesteśmy na kwestiach materialnych, technicznych i formalnych, a za mało na społeczno-kulturowych i humanitarnych. Teraz pod presją i w strachu będzie trudniej, ale nie widzę alternatywy. Zmiany muszą zajść w każdej dziedzinie, ale kluczowe wydają się regulacje prawne i proceduralne. Chodzi o to, by w imię obrony europejskiej cywilizacji nie zniszczyły one tego, co w niej najcenniejsze: ducha humanizmu, wolności i kreatywności.
- Czy ta sytuacja przekłada się np. na nasze plany urlopowe? Ominiemy Turcję, plaże Afryki Północnej?
- To się już przekłada na wzrost turystów w polskich kurortach, które mają opinię bezpiecznych. Unikanie niebezpieczeństwa jest zdrowym odruchem ludzi myślących.
- Doczekaliśmy końca marzeń o bezpiecznej Unii Europejskiej? Czy właśnie kończy się projekt, w którym czuliśmy się dobrze, korzystając z otwartych granic?
- Mam nadzieję, że to nie koniec marzeń o zjednoczonej Europie, ale (podobnie jak Brexit) czas dramatycznej próby. Wierzę, że z każdej zbiorowej choroby czy stanu zagrożenia można wyjść uzdrowionym, wzmocnionym, pozytywnie zmienionym. Europa musi się zintegrować w nowy sposób, wokół fundamentalnych wartości i zasad jej cywilizacyjnej tożsamości w globalizującym się świecie. Być otwarta, ale i wymagająca, zdolna zdefiniować, wytyczać i skutecznie bronić granic, nie tylko tych administracyjnych, ale przede wszystkim kulturowych i prawnych. Tylko realizacja takiej wizji daje nam szansę na życie w bezpieczeństwie i dobrobycie.
- A może te kolejne zamachy ugruntują w nas niechęć do uchodźców, muzułmanów, których w Polsce praktycznie nie znamy?
- Tu również nie mamy własnych społecznych doświadczeń. W Polsce mieszka bardzo mało osób o innym kolorze skóry, a wyznawcy i przedstawiciele wyraźnie odmiennych kultur czy religii też są nieliczni. Incydenty, do których dochodzi, są nie tyle przejawem rasizmu czy nietolerancji religijnej, co głupoty i ignorancji. Francuzi, Niemcy, Brytyjczycy żyją w społeczeństwach wielokulturowych. Dzięki silnej i niejako wiodącej kulturze rdzennej tych narodów wielu imigrantów z czasem integruje się z nią bezkonfliktowo. Możliwe jest też pokojowe współistnienie obok siebie różnych kultur i społeczności - widzimy to w wielkich miastach na całym świecie. Jedyną szansą - wrócę do tego wątku - jest wypracowanie cywilizowanych reguł, być może bardziej restrykcyjnych i wymagających. Europa ma prawo żądać przestrzegania standardów europejskich. Za bardzo uwierzyliśmy w możliwość szybkiej integracji imigrantów. Powinna się ona odbywać na zasadach ustanowionych przez „gospodarza” - tzn. kultury rdzennej, rodzimej, dominujących na danym obszarze, a więc kultury europejskiej.
Każda kultura i cywilizacja ma prawo, a nawet obowiązek dbania o swoją tożsamość i jej chronienia. Musimy się jednak równocześnie uczyć wzajemnego szacunku i zrozumienia dla różnorodności. Skoro sromotnie zawiedli politycy, myślę (marzę?), że w europejskich realiach kluczową rolę po raz kolejny mogłoby w tym trudnym procesie odegrać chrześcijaństwo. W polskich realiach ogromną rolę do spełnienia tej utopii ma Kościół katolicki. Wciąż myślę o tym z nadzieją.