Ewa Wachowicz: Szukam dobrych wiadomości
- Ważne, żeby sprawdzić, czy nie przylepił się do nas lęk. Jeśli tak, to należy go rozpuścić w czymś dobrym - mówi Ewa Wachowicz. Swój azyl odnalazła pod Babią Górą i tam spędzi święta wielkanocne. Będą inne niż zazwyczaj.
Restauracja w centrum Krakowa, telewizja, codzienne obowiązki - zwolniła Pani w kwarantannie narodowej?
Zdecydowanie. Prowadzę życie bardziej domowe, przeczytałam wreszcie książkę, która na mnie czekała, codziennie dzwonię do rodziców. W moim domu pod Babią Górą nie mam telewizji, więc nie śledzę wiadomości, a z informacji, które docierają do mnie z internetu, staram się nie wyławiać wyłącznie tych o koronawirusie, znajdować także inne. Bo oprócz tego, że jest wirus, dzieje się dużo dobrego. Brakuje mi trochę tych dobrych wiadomości w mediach, a przecież one są - firmy i prywatne osoby pomagają szpitalom, szyją maski, kupują kombinezony, rękawiczki, robią obiady. Przyjaciółka, która jest lekarką, przysłała mi zdjęcie, pisząc: Zobacz, mam obiad i kawę. Ktoś to dostarczył do szpitala. Mam więc prośbę do dziennikarzy, żeby nie skupiali się wyłącznie na tym, ile osób jest zarażonych, ile zmarło. Myślę też, że w dłuższej perspektywie każda zmiana przynosi coś dobrego.
Izolacja, praca w domu, brak kontaktów towarzyskich innych niż online mogą być przytłaczające. Pani jednak ma sposób na zachowanie pogody ducha.
Znoszę to dobrze dzięki temu, że jestem systematyczna. Nie odpuszczam treningów, jogi, medytuję. Zauważyłam nawet, że dzięki systematycznemu jedzeniu schudłam przez ten okres. Mam czas, żeby wieczorem odpisać na wiadomości, zawsze brakowało mi na to czasu. Nie boksuję się z tym, co jest, bo teraz najważniejsze, żeby każdy zadbał o swoje zdrowie, stosując się do wszelkich środków ostrożności, z rozwagą, ale bez lęku. Jest taki piękny cytat z Wisławy Szymborskiej: „Jesteś - a więc musisz minąć”. Wszystko kiedyś mija. Myślę, że ten lęk budzi w nas nieznane. Grypy się przecież nie boimy, a ona także zbiera swoje żniwo. W wypadkach samochodowych giną ludzie, a przecież wciąż jeździmy. Trzeba zachować ostrożność, dbać o siebie i rodzinę, ale zachować też zdrowy rozsądek. Dla mnie ten czas to także moment na to, żeby się cieszyć lekturami. Dziś upiekłam chleb gryczany, zrobiłam pesto z pietruszki, wymyśliłam, co zrobię na obiad. Ile ja mam z tego radości!
Jest pani znana m.in. z programów kulinarnych. Na co dzień także pani gotuje?
Codziennie przygotowuję obiady dla moich domowników, a teraz szczególnie dbam o to, co gotuję. Staram się bazować na produktach, które wzmacniają organizm. Codziennie w mojej diecie jest kasza jaglana, która ma właściwości antywirusowe. Co rano wypijam napój z kurkumy, która jest nie tylko cudownym antyoksydantem, ale także zapobiega infekcjom. Zrobiłam zakwas z buraków. Każdego dnia jemy ogórki kiszone albo robię surówkę z kapusty kiszonej, nawet do śniadania czy do chleba z masłem - doskonale smakuje.
Obecna sytuacja wymusiła na nas większą aktywność w internecie. Pani jest od dawna obecna w mediach społecznościowych, ale teraz można np. towarzyszyć pani w gotowaniu nie tylko w programie „Ewa gotuje”, ale też na Instagramie i Facebooku.
Pierwsze nagranie na żywo zrobiłam lepiąc pierogi, a dalej już poszło. Mój dzień jest teraz usystematyzowany także dzięki temu, że gotuję razem z moją społecznością na Facebooku i Instagramie. Staram się też podpowiadać, np. jak zrobić samemu zakwas na żur, zakwas na chleb, kiedy nie ma się drożdży.
Wspomniała pani o produktach wspomagających odporność, kiszonkach, kurkumie. Jakie jeszcze składniki warto teraz polecić?
Kasza gryczana niepalona i palona ma bardzo dobre właściwości, zawiera dużo witamin z grupy B, więc też koi nerwy. Wypijam też dziennie ok. 3 litrów letniego naparu na hibiskusie czy rooibosie z dodatkiem imbiru i soku z cytryny. Kawa i herbata nie są teraz wskazane, ponieważ nadmiar kofeiny i teiny obniża odporność. Sięgam za to po zioła.
Ograniczone możliwości wyjścia do sklepu to również dobry moment na wdrożenie zasad „zero waste”, czyli gotować i nie marnować. Wykorzystujemy wszystko, co mamy w domu, żeby coś z tego zrobić bez konieczności wychodzenia.
Ja tak robię. Wczoraj wykorzystałam jabłka, które już nieco straciły na świeżości i przygotowałam ryż z nimi. A kilka dni temu zabrakło mi śmietany. Normalnie pojechałabym do sklepu, teraz przepatrzyłam wszystko, co mam w spiżarni, znalazłam mleko kokosowe i użyłam zamiast śmietany. Wyszło rewelacyjnie, a ja odkryłam nowy smak. Znalazłam też w lodówce olej lniany, który się przeterminował, więc postanowiłam wykorzystać go kosmetycznie - zrobiłam maskę na włosy. Były piękne po tej kuracji! Teraz jest czas na takie rzeczy. Szukam pozytywów. Ważne, żeby codziennie sprawdzać, czy nie przylepił się do nas lęk. Jeśli tak jest, należy go rozpuścić w czymś dobrym.
Tegoroczna Wielkanoc będzie zupełnie inna. Rodzinne święta spędzimy w mniejszym gronie, zrezygnujemy z wielu tradycji i rytuałów, a i stoły pewnie nie będą się uginać od nadmiaru potraw. Jak pani spędzi te święta?
Dla mnie te święta także będą inne, ponieważ spędzę je bez brata i rodziców. Ze względu na bezpieczeństwo rodziców nie pojadę do rodzinnego domu w Klęczanach. Mój tata jest w grupie ryzyka, ma 88 lat i cukrzycę, więc pozostanie nam tylko kontakt telefoniczny. Nie będę ryzykować wizyty z życzeniami czy jajeczkiem. Staram się dbać o siebie, ale przecież mogę nawet nie wiedzieć, że jestem nosicielem wirusa. Te święta będą się odbywać bardziej na Skype czy telefonie. Będą też skromniejsze pod względem tego, co ugotuję i upiekę - będzie nas przecież mniej przy stole. Mam duży zapas buraków, więc na pewno pojawią się, przygotowane na różne sposoby: pieczone, krem z buraków, na pewno będzie żur. Będzie skromniej, jeśli chodzi o słodycze, bo cukier nie jest teraz naszym sprzymierzeńcem. Tam, gdzie mogę, zastąpię cukier ksylitolem. Będzie na pewno inaczej, ale nie znaczy to, że nie będzie pięknie, przecież przyroda budzi się do życia. Cieszę się drobiazgami. Wie pani, jak pięknie śpiewają rano ptaki? Przecież one śpiewały też rok temu, ale ja tego nie zauważałam. Teraz budzę się i słucham.
Jak wyglądała Wielkanoc w Klęczanach?
W moim rodzinnym domu wszystko zaczynało się już w Wielki Czwartek robieniem porządków w ogrodzie, grabieniem, zbieraniem patyków, by wieczorem spalić to w ognisku - takie symboliczne oczyszczenie. Wszędzie wokół paliły się te ogniska. Mówiło się na to Judasze, w gwarze Judos. Wielki Piątek to był dzień wyciszenia, bez radia, telewizji. W czwartek piekło się spody ciast, a w piątek wykańczało mazurki i krasiło się jajka. W moim domu gotowaliśmy je w łupinach cebuli, a następnie wieczorem wspólnie nożykiem lub igłą wydrapywaliśmy wzory. Wielka Sobota to oczywiście święconka. W sobotę jeszcze pościmy, więc na śniadanie jadło się ciężką, ucieraną babę. Wielka Niedziela to przede wszystkim wspólne śniadanie wielkanocne. Na środku stołu zawsze stał koszyk, z którego wyciągało się chrzan, jajka dzieliło się na tyle porcji, ile osób przy stole. Potem modlitwa, po której zasiadaliśmy do śniadania. To było długie biesiadowanie, niemal do obiadu. Na wielkanocne śniadanie zawsze była podawana biała kiełbasa z pieca. Tato samodzielnie przygotowywał wędliny, więc specjalnie na tę okazję robił pętko surowej białej kiełbasy, którą się piekło. To była nasza tradycja. Dopóki święta były u rodziców, zawsze też przygotowywali szynkę z kością. Przez dwa tygodnie była marynowana, peklowana, potem wolniutko wędzona i gotowana w specjalnym garnku. Przepyszna.
Czego nie może zabraknąć na wielkanocnym stole u Ewy Wachowicz?
Wszelkiego rodzaju dań z jajek - koniecznie musi być chrzan z jajkiem. Mama zawsze robiła jajka w skorupce - staram się też ten zwyczaj podtrzymywać. Ugotowane na twardo jajka trzeba bardzo ostrym nożem przekroić na pół, a następni łyżeczką wyjąć jajko, żeby zachować skorupki. Jajko się sieka, dodaje się szczypiorek, odrobinę majonezu lub śmietany i wkłada do bułki tartej i smaży na maśle. Na Wielkanoc musi być też ćwikła z chrzanem, obowiązkowo żurek. Nie wiem, jak w tym roku będzie z białą kiełbasą. Być może żurek będzie tylko na wędzonce, nie wiem, czy uda się kupić dobrą białą kiełbasę i czy będę w ogóle o nią walczyć, ale żurek będzie na pewno. Oczywiście na stole nie może też zabraknąć sałatki jarzynowej, wiadomo. Mam również swoje wędliny, szynkę, którą zrobiłam sama w szynkowarze.
Jest pani specjalistką od ciast, jakie upiecze pani w tym roku?
Na pewno będzie sernik na ksylitolu - sprawdzony już, bardzo dobrze smakuje. Mazurek z kajmakiem, ale tylko jeden. I, oczywiście, baba wielkanocna. Myślę, że te trzy ciasta w tym roku w zupełności nam wystarczą.