Facebook po śląsku, czyli stary dwusuw napędzający rupiecia dostał paliwo i... I działa!
Sukces ze śląskim Facebookiem uświadomił nam, że godka, ten stary, dwusuwowy silnik napędzający zdezelowany i złomowany przez wielu rupieć z napisem Śląsk, przeszedł remont, dostał świeże paliwo i… I działa. Nawet jeśli właściciel fabryki upiera się, że miejsce tegoż jest w muzeum.
Facebook po śląsku? Jeśli ktoś właśnie wrócił z urlopu z daleka lub postanowił żyć bez internetu przez ostatni miesiąc, przypominamy: na sam początek długiego majowego weekendu Facebook Translations Team, czyli komórka serwisu odpowiadająca za przystosowywanie go do nowych języków, ogłosiła rozpoczęcie prac nad przetłumaczeniem portalu na turkmeński, lingala i śląski. Pierwszym włada ok. 3,5 mln ludzi, m.in. w Turkmenistanie, Afganistanie i Iranie. Drugim – 2 mln mieszkańców Konga oraz sąsiedniej Demokratycznej Republiki Konga. Nie wiadomo, czy w Afryce i środkowej Azji też wysyłano do centrali FB mejle z apelami. Na Śląsku to jednak one w końcu przyniosły oczekiwany efekt: akcja śląskich społeczników ruszyła w pierwszej połowie kwietnia. W ciągu kilkunastu dni udało się przekonać ponad 15 tysięcy osób, które pisemnie postulowały, by godka stała się jednym z kilkudziesięciu oficjalnych języków, których można używać do obsługi Facebooka.
- Nie spodziewaliśmy się, że potoczy się to tak szybko (Jeszcze tydzień przed decyzją Facebooka, amerykańskie biuro prasowe serwisu informowało naszą redakcję, że „śląski jest na radarze Facebooka i rozważane jest dodanie go do obsługi portalu” – przyp. red.). Tym bardziej, że mieliśmy w pamięci nasze poprzednie dwie próby przekonania Facebooka do uruchomienia śląskiej wersji językowej. Wtedy, dwukrotnie, nie udało nam się zebrać takiego poparcia jak teraz – mówi Łukasz Tudzierz, jeden z pomysłodawców i inicjatorów akcji „Śląski FB”.
Ktoś kilka lat temu, komentując kolejną blokowaną w Sejmie inicjatywę wpisania godki na listę języków regionalnych, powiedział, że to nie politycy i nie ministerialne decyzje zadecydują o tym, czy śląszczyzna przetrwa i zyska nowe oblicze. Sami Ślązacy musieli tego chcieć. To oczywiste, że facebookowa wiktoria nie likwiduje proceduralnych przeszkód w upowszechnianiu godki, przeszkód jakich nie mają na przykład Kaszubi (18 tys. dzieci uczy się kaszubskiego w szkole). Jest jednak żywym symbolem przekraczania granic. Czyż najlepszym dowodem na witalność języka nie jest jego nadążanie za światem nowych mediów, komputerów i internetu?
A śląszczyzna daje sobie z tym radę (od niedawna można nią obsługiwać smartfony Samsunga), choć jest mową mniejszości skonfliktowanej rozumieniem i wyrażaniem swej tożsamości. - Takie działanie zawsze ma sens, bo jest czymś nowym, bo jest intelektualnym wyzwaniem dla regionalnych środowisk i może być fascynującym zjawiskiem – zaznacza prof. Zbigniew Kadłubek, filolog z Uniwersytetu Śląskiego, znakomity regionalista i pisarz operujący śląszczyzną w swoich książkach. - Dla niektórych może to być dziwactwem, dla Facebooka ta akcja jest pewnie zupełną egzotyką, ale warto przypomnieć sobie, że sam Facebook ma podobną genezę. Ktoś kiedyś zrobił coś dla małej społeczności i to zadziałało. Czasem takie pozorne dziwactwa prowadzą do niezwykłych efektów.
Informacja o rozpoczęciu prac nad śląskim FB wszczęła kolejne dysputy: „to nie język, to gwara!”, „to śląski, tylko pseudośląski!”, „a polska wersja wam, wywrotowcom nie wystarcza?”. Sami Ślązacy mają z tym problem, bo powstał szkodliwy stereotyp, że godka to eksponat, zardzewiały dwusuw, od święta go wystawiamy na widok publiczny i pochylamy się nad nim obleczeni w ludowe kiecki, kufaje i galoty. Wystarczy. Wszystko, co więcej, przywołuje absurdalne skojarzenia z narodem, separatyzmem, autonomią… i tak dalej. Można dziwić się np. poznaniakom – jeden z nich (tak się przedstawił), napisał pod notką w ogólnopolskim portalu o tłumaczeniu Facebooka na śląski: „To kolejny krok, żeby oderwać Górny Śląsk od Polski. Dlatego jest to niebezpieczne”. Ślązacy powinni jednak wiedzieć lepiej.
Wiedzieć i widzieć, kto i jak różnymi sposobami od dawna dba o ich własną mowę. Śląski stał się modny, interesujący w swoich subtelnościach i inności. Sam pisałem niedawno o „Ślązakach 2.0”, indywidualistach, jakich wielu we współczesnym świecie, takich, którzy cenią i w dobrym stylu dowartościowują regionalną wyjątkowość. Po śląsku pisze się książki, sztuki teatralne, po śląsku śpiewa się już nie tylko zicpolki. Śląski stał się pełnoprawnym językiem komunikacji w internecie – odkrywającej i opisującej świat. Przede wszystkim ten tutaj, ale nie tylko. Bez względu na to, czy zwać go będą gwarą, etnolektem, dialektem czy narzeczem. Z definicyjnymi problemami niech borykają się politycy, w końcu po coś ich wybieramy.
W tłumaczeniu Facebooka na śląski uczestniczy dziś już ponad sto osób. Do przełożenia jest kilkaset słów i zwrotów. Łukasz Tudzierz szacuje, że do skończenia tego dzieła potrzebne będą być może ze dwa miesiące. Być może jeszcze w tym roku będzie możliwe klikanie w „Przaja tymu”, „Przesznupej klachy” i „Wyciep ze kamratów”. Mały krok dla ludzkości, kolejny krok, żeby… Dopowiedzcie sami. Ślonzoki to podobno logiczne i racjonalne ludzie.