Fajnie już było. Żyjemy dziś w świecie, w którym Europa nie ma żadnego wspólnego drogowskazu
Jesteśmy świadkami tworzenia się na świecie nowego ładu, choć może poprawniej byłoby nazywać go bezładem.
Pierwsze skrzypce gra w nim prezydent Trump, którego wybrali biedni ludzie z tzw. pasa rdzy, znużeni przez politykę Baracka Obamy, rozwiązującego postmodernistyczne problemy świata, a nieczułego na kwestie upadku cywilizacyjnego regionów związanych kiedyś z wielkim przemysłem USA.
Trump ma w Polsce wielu fanów w łonie partii rządzącej, choć trudno byłoby mi wskazać, za co można go nad Wisłą tak kochać, zwłaszcza że analiza jego wizji świata w nic spójnego się nie składa. Faktem pozostaje, że rozsądny człowiek nie jest w stanie dziś przewidzieć, co dalej będzie z kluczowym dla naszych losów NATO i czy w ogóle sojusz przetrwa następne 10 lat.
Oczywiście, nie da się zrzucić wszystkiego na lidera USA, bo trudno nie rozumieć złości Amerykanów. Mają oni już dość stania na straży Europy, której nie chce się wydawać pieniędzy na własną obronę, i której przewodzi Jean-Claude Juncker, były wieloletni premier Luksemburga, kraju zamienionego w raj podatkowy na szkodę reszty kontynentu.
Żyjemy dziś w świecie, w którym Europa nie ma żadnego wspólnego drogowskazu, a jedynie zamiata pod dywan problemy, czego efektem jest m.in. nowy rząd we Włoszech, zrodzony z niechęci do klasycznych elit unijnych.
Jednak nie ma co martwić się o Włochy, bo ten kraj od dziesięcioleci żyje w politycznym chaosie i bardzo dobrze sobie w nim radzi - martwić się powinniśmy raczej naszą ojczyzną. Rządzona jest dziś przez polityków bez pojęcia o sprawach międzynarodowych, którzy w myśleniu o świecie utknęli w czasach komunizmu, zaś alternatywą są ludzie, których jedynym programem jest, żeby było fajnie.