Fala migracji będzie już powoli opadać [rozmowa]

Czytaj dalej
Fot. archiwum prywatne
Adriana Boruszewska

Fala migracji będzie już powoli opadać [rozmowa]

Adriana Boruszewska

Rozmowa z doktorem Wojciechem Wilkiem, prezesem Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej, o porozumieniu z Turcją.

Europa po raz kolejny porozumiała się z Turcją w sprawie polityki imigracyjnej. Odetchnął pan z ulgą?
Ta umowa jest na razie porozumieniem wstępnym, które ma być uszczegóławiane. Trudno o optymizm, bo Turcja średnio się wywiązała z poprzednich zobowiązań, a pomimo to żąda teraz dwukrotnie większych pieniędzy za zatrzymanie napływu imigrantów. Posiada rozbudowany aparat bezpieczeństwa, więc z łatwością mogła to zrobić wcześniej. Mam nadzieję, że teraz wejdzie w końcu w życie podpisana w grudniu pomiędzy Grecją a Turcją umowa o readmisji. Ta umowa powoduje, że osoba, której wniosek został odrzucony, jest odsyłana do kraju, z którego przybyła. Do tej pory ten proces zwrotny w ogóle nie miał miejsca.

Na dłuższą metę sytuacja zakładników Turcji może nas bardzo dużo kosztować.
O ile stanowisko Turcji jest bardzo ważne, to najważniejszym czynnikiem wpływającym na skalę napływu imigrantów do Europy są świadome decyzje podejmowane przez migrantów. To są decyzje podejmowane bardzo racjonalnie, na podstawie informacji zaczerpniętych od znajomych, z forów internetowych oraz z oficjalnych komunikatów. To, że przepływ ludzi szlakiem bałkańskim został mocno ograniczony, a w Grecji zwiększa się liczba osób, które nie mogą się przedostać do kolejnych krajów, miało już pewien wpływ na zmniejszenie się napływu imigrantów. Mówimy o spadku 50-procentowym.



O ile jesteśmy mądrzejsi wskutek wydarzeń z ubiegłego roku?
Po pierwsze, rozumiemy dziś, że migracje i kwestie uchodźców nie są już problemem regionalnym ani problemem krajów granicznych. W najgorszych scenariuszach nie przewidywano na przykład, że Unia Europejska stanie się miejscem masowego napływu uchodźców z Afganistanu. Chodzi o ludzi, którzy w drodze do docelowego miejsca w Europie muszą przekroczyć około 10 granic. Po drugie - zrozumieliśmy, jak wielkie możliwości organizacyjne mają różne organizacje zajmujące się przerzutem ludzi. Skala tego zjawiska w przypadku Turcji i szlaku bałkańskiego jest ogromna i przynosi organizacjom przestępczym gigantyczne zyski.

Po trzecie - znaleźliśmy się w trudnej sytuacji, bo gdybyśmy zamknęli szczelnie granice, cały międzynarodowy system ochrony uchodźców, który gwarantuje im możliwość otrzymania schronienia w najbliższym bezpiecznym kraju, zawaliłby się lub wpłynął na los uchodźców na całym świecie.

Na naszych oczach runęło porozumienie z Dublina.
To był zły precedens, który miał fatalne reperkusje nie tylko dla Europy, ale również dla międzynarodowego systemu pomocy uchodźcom. Azylant otrzymał prawo wyboru - do jakiego kraju chce się udać. To wywróciło jedną z podstaw międzynarodowej ochrony praw uchodźców, które zostały wypracowane w ciągu 60 lat działalności. Do tych standardów nie należy umożliwianie uchodźcom wybierania sobie kraju, do którego chcą wyjechać. W efekcie do Niemiec trafili nie ci najbardziej potrzebujący pomocy, ale osoby, które mogły zapłacić kilka tysięcy euro od osoby za przerzucenie przez granicę. W przypadku Syrii, w której średnie wynagrodzenie w 2011 roku wynosiło 150 dolarów, jest to ogromna kwota. Osoby, które kształtowały opinię publiczną w Polsce i w Europie, zagubiły się w rozróżnieniu, kto jest uchodźcą, a kto azylantem. Paradoks polega na tym, że za pieniądze, które Niemcy przeznaczają na jednego uchodźca u siebie, organizacje humanitarne utrzymują osiem osób w obozie w Libanie. Pomoc humanitarna dla uchodźców powinna być niesiona na Bliskim Wschodzie i tam prowadzi ją nasza fundacja.

Adriana Boruszewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.