Fałszywe alarmy bombowe w Wielkopolsce. Głupota, lekkomyślność i beztroska. Można za to trafić do więzienia
Ostatnie dwa tygodnie przyniosły wiele fałszywych alarmów bombowych w Polsce, w tym także w Poznaniu. Tylko w stolicy Wielkopolski doszło do fałszywych ostrzeżeń o bombach w Urzędzie Wojewódzkim, biurze Platformy Obywatelskiej czy Prokuraturze Okręgowej. Podobnych przypadków nie brakowało też w przeszłości, a sprawcy byli zatrzymywani i skazywani. Za fałszywe zgłoszenie alarmu bombowego grozi nawet do ośmiu lat więzienia.
Część ludzi nie zdaje sobie sprawy, że fałszywe alarmy bombowe są zagrożone tak wysokim wymiarem kary. Skąd biorą się takie alarmy? Za nimi nie kryje się żadna filozofia czy ideologia. To przede wszystkim skrajna bezmyślność, nieodpowiedzialność i głupota - nie ma wątpliwości Maciej Święcichowski z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.
Głupi żart? Potem tłumaczenia przed sądem
Wtorek, 22 stycznia - do Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego przychodzi wiadomość o rzekomej bombie, która ma znajdować się w środku budynku. - Wpłynął mail, że w środku ma znajdować się ładunek wybuchowy. Mimo naszej rekomendacji, aby nie przeprowadzać ewakuacji, zarządca budynku podjął taką decyzję - mówił nam wtedy Piotr Garstka z biura prasowego wielkopolskiej policji.
Tego dnia Poznań nie był jednak jedynym miastem, w którym pojawiła się informacja o bombie podłożonej w którymś z urzędów. Podobną wiadomość otrzymali pracownicy Urzędów Marszałkowskich w Kielcach, Łodzi i Gdańsku. W ostatnim z tych miast pojawiła się też nieprawdziwa informacja o bombie w Urzędzie Wojewódzkim.
Środa, 23 stycznia - dzień po alarmie bombowym w Urzędzie Wojewódzkim w Poznaniu podobna informacja trafia do Urzędu Miasta w Kaliszu. Jego pracownicy również zostali ewakuowani. Tak samo było w przypadku Collegium da Vinci w Poznaniu, gdzie tego samego dnia również dotarła fałszywa informacja o bombie.
Kolejne dni przyniosły kolejne fałszywe alarmy bombowe. W czwartek rzekoma bomba miała się znajdować w biurze poznańskiej Platformy Obywatelskiej przy ul. Masztalarskiej. „Dzisiaj siedziba waszej kłamliwej partii wyleci w powietrze, płońcie ogniem piekielnym. Bomba cyka...” - czytamy w mailu, którego nadawcą jest użytkownik ukryty pod pseudonimem Monika Zet.
Wiadomość o takiej treści trafiła także do biur PO w innych polskich miastach. Z kolei w piątek kolejny nieprawdziwy alarm dotyczył poznańskiej Prokuratury Okręgowej przy ul. Solnej. Osoby (lub osoba), które zgłosiły wszystkie nieprawdziwe alarmy, są poszukiwane.
– Jak wskazuje doświadczenie z ubiegłych lat i podobnych przypadków, sprawca wcześniej czy później jest ustalany i zatrzymywany. A ponadto musi liczyć się z surowymi konsekwencjami
– opowiada M. Święcichowski.
I dodaje: Takie telefony i wiadomości mailowe przychodzą nie tylko do urzędów czy biur, ale także do instytucji użyteczności publicznej jak szpitale. A tam ewentualna ewakuacja wiąże się nie tylko z dużymi utrudnieniami dla pacjentów, ale nawet zagrożeniem dla nich życia. Osoby, które zgłaszają fałszywe alarmy, tak naprawdę stwarzają duże niebezpieczeństwo dla innych. A kiedy już dochodzi do zatrzymań, to tłumaczą się, że byli pijani lub chcieli zrobić żart. Tylko ta refleksja przychodzi za późno, bo potem trzeba już tłumaczyć się przed sądem.
Z ostatnich dni - w czwartek w Poznaniu znowu zgłoszono alarm bombowy w Urzędzie Wojewódzkim.
W środę, po informacji o podłożeniu ładunku wybuchowego, ewakuowano sklepy sieci Kaufland w Swarzędzu, Czerwonaku oraz w Poznaniu. W Toruniu w poniedziałek zgłoszono nieprawdziwą informację o bombie na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika, zaś we wtorek o rzekomym ładunku w jednym ze sklepów.
Więzienie za fałszywe alarmy
W przeszłości podobnych zdarzeń nie brakowało. Jednak ich sprawcy po jakimś czasie byli wyłapywani przez policję. W lutym ubiegłego roku poznańscy policjanci zatrzymali mężczyznę, który w listopadzie 2017 roku wywołał alarm bombowy w jednym z klubów na poznańskim Starym Rynku.
- Mężczyzna zadzwonił na numer alarmowy i poinformował funkcjonariuszy, że w jednym z klubów na Starym Mieście znajduje się bomba. Po przekazaniu tych krótkich informacji rozmówca szybko się rozłączył - opowiadała wtedy Patrycja Banaszak, ówczesna rzeczniczka poznańskiej policji. Ostatecznie okazało się, że winnym zdarzenia jest 33-letni poznaniak. Po zatrzymaniu przyznał się policjantom, że poinformował służby o ładunku w klubie po tym, jak go z niego wyproszono.
Jeszcze w styczniu ubiegłego roku policjanci zatrzymali dwóch innych mężczyzn, którzy zaledwie kilka godzin wcześniej wywołali fałszywe alarmy w jednej ze szkół na Nowym Mieście i na dworcu. Obaj mężczyźni szybko się rozłączyli po przekazaniu informacji. Po zatrzymaniu jeden z nich od razu trafił też do aresztu.
Natłok pracy w związku z fałszywymi alarmami policjanci mieli na początku 2014 roku. Wtedy to w ciągu zaledwie niespełna dwóch miesięcy zatrzymali trzy osoby. Pierwsza z nich to 18-latek, który podał informację o bombie w jednym z poznańskich tramwajów. Zaledwie kilka godzin później był już w rękach policji. Drugi zatrzymany podał, że bomba znajduje się w jednym z biurowców w Tarnowie Podgórnym. Po zatrzymaniu 34-latek przyznał się, że zrobił to, bo... zirytowały go reklamy w telewizji. Ostatnim zatrzymanym był 18-latek z Lubina, który podał informację o bombie w poznańskim Sądzie Okręgowym. Po zatrzymaniu nie był w stanie wyjaśnić, dlaczego to zrobił.
- Nie ma anonimowości w sieci czy dzwoniąc z telefonu. Policja ma wydziały do walki z cyberprzestępczością, a funkcjonariusze, którzy w nich pracują, bardzo dobrze znają kwestie związane np. ze sposobem zacierania śladów i metodami ukrywania tożsamości. Prędzej czy później zidentyfikują sprawcę. A ten musi się spodziewać, że pewnego dnia policjanci zapukają rano do jego drzwi i będą chcieli porozmawiać
- opowiada Maciej Święcichowski.
Oprócz rozmowy z policją sprawcy muszą się liczyć także z sądowymi wyrokami. W lutym 2013 roku sąd w Białymstoku skazał dwóch mężczyzn z województwa podlaskiego, którzy w styczniu 2012 roku zgłosili fałszywy alarm bombowy na poznańskim dworcu. Pierwszy z nich usłyszał wyrok dwóch lat więzienia (w zawieszeniu na cztery), zaś drugi dwóch i pół roku więzienia (w zawieszeniu na pięć lat).
Karę więzienia bez zawieszenia usłyszał za to Karol J. W maju 2017 roku warszawski sąd skazał go na półtoraroczny pobyt za kratkami za to, że w Wielkanoc 2016 roku zgłosił fałszywy alarm bombowy na lotnisku w Modlinie. Z kolei dwa lata bezwzględnego więzienia warszawski sąd orzekł wobec Janusza Cz., który podał informację o nieprawdziwej bombie w szpitalu przy ul. Szaserów w Warszawie w czasie, kiedy przebywał tam Jarosław Kaczyński. W trakcie procesu mężczyzna stwierdził, że zrobił to z niechęci do niego.
Wszyscy sprawcy fałszywych alarmów bombowych, oprócz odpowiedzialności karnej, mogą zostać także pociągnięci do zwrotu kosztów akcji służb ratunkowych.
– Po zgłoszeniu alarmu bombowego w akcję zaangażowanych jest wiele służb. Do tego czasami dochodzi także wyłączenie ruchu ulicznego. To duże przedsięwzięcie i za to trzeba ponieść konsekwencje - kończy Maciej Święcichowski.