Fałszywe informacje zakłamują demokrację [rozmowa]
Rozmowa z dr. ŁUKASZEM WOJTKOWSKIM, medioznawcą z UMK w Toruniu, o dezinformacji w sieci i wpływie Rosji na wybory.
- Francuzi alarmują, że rosyjscy hakerzy będą próbowali wpływać na wyniki ich wyborów.
- Oczywiście jest to możliwe przede wszystkim podczas kampanii wyborczej. Nieco spokojniejszy byłbym o samo głosowanie. Tylko jeśli Kremlowi zależałoby bardzo na wynikach, a francuskie systemy zabezpieczeń byłyby słabe - to już byłbym mniej spokojny. Przecież rosyjscy hakerzy mieli wpływ na kampanię prezydencką w Stanach Zjednoczonych czy na referendum w sprawie Brexitu.
- Jeśli wśród polityków kandydujących na stanowisko prezydenta Francji są przychylniejsi Rosji, to oni nie będą atakowani?
- Niekoniecznie. Hakerzy będą atakowali wszystkich. Ich zleceniodawcy są zainteresowani każdą informacją o kandydatach. W Stanach atakowali również Donalda Trumpa, tylko nie wypuszczali jego maili, bo może będą ich potrzebowali w przyszłości? Takimi rzeczami dobrze rozgrywa się polityków w odpowiednim czasie. Francuskie wybory będą częścią kampanii, w którą stronę pójdzie Europa. Specjaliści już uczulają, że wygrana Marie Le Pen będzie kolejną cegłą wysuniętą z muru Unii Europejskiej. Nasilą się dążenia antyimigracyjne i antycentralistyczne. Ten mur może się posypać. Rosji zależy na tym, żeby tak się stało.
- Media alarmują, że rosyjscy hakerzy włamują się także do skrzynek niemieckich partii politycznych.
- Niemcy są uważane w Europie za stabilną demokrację, która może utrzymać Unię Europejską. Podobnie z Francją. Rosji na tym nie zależy. Musimy się do tego przyzwyczaić, że to będzie powszechny element każdej kampanii. Niestety, wiele państw Zachodu zaniedbała bezpieczeństwo w cyberprzestrzeni. Inne, jak państwa skandynawskie, mają świadomość, że wojna informacyjna jest normalnym elementem gry politycznej i ma miejsce w Skandynawii od lat. Niestety, Europa i Stany Zjednoczone o tym zapomniały.
- Można zrobić ludziom wodę z mózgu, że zagłosują wbrew sobie?
- Niestety, można. Komunikacja w internecie mocno na nas wpływa, także na widzenie świata przez użytkowników np. portali społecznościowych. Przecież kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą i nie jesteśmy w stanie, ba, w ogóle nie chcemy wersyfikować, czy to jest prawdą?! Jeżeli dany mem - obrazek z krótkim hasłem czy fejk - fałszywa informacja - jest zbieżny z naszym światopoglądem, to udostępnimy go następnym osobom.
- Jeśli Rosjanom tak świetnie to wychodzi, to czy cała reszta nie może użyć tego narzędzia przeciwko Kremlowi?
- Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Wiele państw nie doceniało internetu i komunikacji w internecie jako znaczącego elementu kampanii wyborczych. Traktowano to rynkowo, ale nie jako przestrzeń komunikacji, która przekłada się na zachowania w realu - np. nad urną. Stąd fala fałszywych informacji trafiających do ludzi w czasie kampanii wyborczych. Przecież w Polsce podczas ostatnich kampanii w wyborach prezydenckich i parlamentarnych było to samo. Armia trolli opłacanych przez PiS produkowała memy naśmiewające się z systemu III RP. Trzeba z tym walczyć, to rola mediów, polityków i ekspertów.
- Czy można temu zapobiegać np. z poziomu Google czy Microsoftu?
- To może nastąpić z kierunku dostarczycieli infrastruktury internetowej, czyli tych, którzy dają połączenie. Na tym poziomie można blokować sieci użytkowników nawet w ciemnym internecie (darknecie), w którym produkowane są fałszywe informacje. Także na poziomie korporacji - Google, Twittera, które mogą blokować użytkowników oraz rozprzestrzenianie się fałszywych informacji. Mogą też blokować ataki, choć nie zawsze to wychodzi. Musiałyby tylko bardzo tego chcieć i po prostu musiałyby to zacząć robić. Miały ku temu okazję już podczas amerykańskich wyborów i nie zrobiły niczego. Pamiętajmy, że dla korporacji każda fałszywa informacja, to są pieniądze, bo ludzie będę rozsyłali sobie fejki. Po wygranej Trumpa nastąpiło wzburzenie opinii publicznej, także szefów tych koncernów, ale oni sporo na tym zarobili. Korporacje mają ogromny potencjał, bo kto ma się tym zająć, jak nie one? Także powinny z tym walczyć media tradycyjne, a nie traktować tego jak kolejnego newsa, którego można sprzedać.