Fantastyczny Śląsk - między historią, a fantastyką z Andrzejem Pilipiukiem
Niejedna książka Andrzeja Pilipiuka, popularnego pisarza fantastycznego, twórcy kultowego cyklu opowiadań o Jakubie Wędrowyczu i kontynuacji serii o Panu Samochodziku. ma swoje źródło w historii, a także wspomnieniach z dzieciństwa. Wchodząc jednak w fantastyczny świat prozy Pilipiuka i obcując z tym osobliwym połączeniem, za każdym razem nasuwa się kilka pytań. Czy można wykreować alternatywne, a zarazem wiarygodne uniwersum w oparciu o prawdziwe wydarzenia? I czy ten gatunkowy miszmasz może stanowić jakąkolwiek podstawę do dyskusji na temat historii?
- Skąd wziął się Wędrowycz? Dziadek miał gospodarstwo z dużym podwórzem w okolicy rynku w moich rodzinnych Wojsławicach. Kiedy jego znajomi z sąsiednich wiosek zjeżdżali się w środę na targ to siłą rzeczy parkowali u niego. Udane interesy trzeba było opić, nieudane interesy również trzeba było opić, a niesprzedany towar po prostu przepić. Wtedy zbierało się siedmiu takich Jakubów Wędrowyczy i pędzili pod szopą bimber. To wcale nie oznacza, że dziadek pił aż tyle, ale właśnie z tych obrazów wyłonili się bohaterowie mojego najpopularniejszego cyklu opowiadań - podkreśla Andrzej Pilipiuk.
Odrzucił kryminały mamy na rzecz fantastyki ojca
Spotkanie z Andrzejem Pilipiukiem w Miejskiej Placówce w Mikołowie, minęło nie tyle pod znakiem cyklu o wiejskim egzorcyście i bimbrowniku z Wojsławic, co pod hasłem „Między historią a fantastyką”. Oczywiście możemy odczytywać je, jako bezpośrednie odniesienie do serii opowiadań o Jakubie Wędrowyczu, ale chyba jeszcze celniej oddaje ono strukturę powieści z serii „Oko Jelenia”. Jej akcję Pilipiuk osadził w XVI-wiecznej Norwegii, ale jak przystało na fantastę nie mogło obejść się w niej bez podróży w czasie, kosmicznych wędrowców i całej galerii ekstrawaganckich postaci z naszych czasów. Niewątpliwie coś stało się w życiu tego autora, że w pewnym momencie odezwała się w nim potrzeba tworzenia alternatywnych światów, w których prawda częstokroć miesza się z fikcją. Pozostaje tylko pytanie, czy historia sama w sobie nie jest na tyle ciekawa, że istnieje potrzeba uzupełniania jej o wątki fantastyczne?
- Ta relacja nawiązała się dość wcześnie, bo gdzieś na poziomie czwartej klasy podstawówki. Już wtedy moje zainteresowania zaczynały mocno skręcać w kierunku historii. W domu przeglądałem zatem książki rodziców, fascynowałem się obrazkami, ale i w sam tekst też potrafiłem się wgryźć. W tym samym czasie, kiedy zaczynałem już właściwie wyrastać z książek dla dzieci to spośród domowej kolekcji miałem do wyboru jeszcze kryminały mamy, albo fantastykę ojca. Wybór był oczywisty. Wczytując się w powieści Janusza Zajdla już na dobre zaciążyłem ku fantastyce. Ale historia wciąż pozostawała gdzieś z tyłu głowy - wspomina Pilipiuk.
Podróż w czasie do XVI-wiecznej Norwegii
Zaczęło się od opowieści przygodowych i fantastycznych, jednak pierwsze próby tworzenia opowiadań stricte historycznych Pilipiuk podejmował tuż po swoim debiucie, jeszcze jako student archeologii na Uniwersytecie Warszawskim. Mimo iż w tamtym czasie absolwentom archeologii ówczesna władza pokazała drzwi, to młody Andrzej Pilipiuk miał już alternatywę w postaci swojego fantastycznego, literackiego świat. Ale jak sam twierdzi musiało minąć sporo wiosen, żeby jedno z drugim naprawdę się splotło. Ale udało się. Tym samym dwanaście lat po debiucie światło dzienne ujrzała wspomniana już seria "Oko Jelenia", opowiadająca o perypetiach nauczyciela informatyki, Marka Oberecha i licealisty Staszka Grążela, którzy zostają przeniesieni w czasie do XVI-wiecznej Norwegii. Bohaterowie trafiają na bardzo zły czas, ponieważ Norwegia po stłumieniu katolickiego powstania, znajduje się pod okupacją luterańskiej Danii.
- Aby stworzyć wiarygodną powieść historyczną, która mogłaby przemówić do dzisiejszego czytelnika, posłużyłem się obserwatorami pochodzącymi z naszej epoki - tłumaczy Andrzej Pilipiuk. - Tym samym mamy do czynienia z osobami podobnymi do nas, które zderzając się z ówczesną rzeczywistością na każdym kroku się dziwią, wzdragają. To pozwala łatwo wyobrazić nam samych siebie w ich sytuacji. Ale nie zapomniałem przy tym o zachowaniu wiarygodności i przywołaniu niezbitych faktów. Jeśli ktoś weźmie do ręki moją książkę i będzie chciał użyć zawartej tam wiedzy historycznej w szkole przy tablicy, to się na tym nie przejedzie. W "Oku Jelenia" starałem się maksymalnie wiernie oddać realia likwidacji autonomii kantoru hanzeatyckiego, do której doszło w Bergen w 1559 r. Fantastyka z historią wcale się nie gryzą, a wprost przeciwnie. To dwa bliskie sobie ogniwa, które wzajemnie się uzupełniają – dodaje.
Trzeba grzebać łopatami i wrzucać to wszystko do książek
Przed spotkaniem z mieszkańcami Mikołowa, Andrzej Pilipiuk poświęcił chwilę, aby zwiedzić tamtejszą Miejską Placówkę Muzealną. Obserwując autora kultowego cyklu o Jakubie Wędrowyczu, który powoli przechadzał się między muzealnymi gablotami i eksponatami w śląskiej izbie, naszła mnie refleksja dotycząca naszego regionu. Bo skoro około stu opowiadań o słynnym bimbrowniku, mogło powstać na podstawie anegdot mieszkańców Wojsławic - niewielkiej wsi w województwie lubelskim liczącej niespełna 1500 mieszkańców – to aż trudno sobie wyobrazić, co mogłoby narodzić się tutaj, na Śląsku.
- Śląsk, jak mało który region w Polsce posiada gigantyczny potencjał do tego, aby zaistnieć na mapie polskiej literatury fantastycznej. Wystarczy, że przypomnimy sobie plakaty propagandowe po II wojnie światowej, które głosiły, że 400 miast wróciło do Polski. W każdym z tych miejsc możemy przecież natknąć się na lokalne historie, ekscentrycznych mieszkańców i opowieści, które często nie mieszczą się w głowie. Sam od pewnego czasu bawię się regionalistę w moich rodzinnych Wojsławicach, dzięki czemu natrafiłem na masę fantastycznych wydarzeń, wypadków, przypadków i kuriozów. A to co u mnie w Wojsławicach w takim Mikołowie na dzień dobry możemy pomnożyć przynajmniej razy dziesięć. Trzeba tylko grzebać łopatami i wrzucać to wszystko w książki - mówi Andrzej Pilipiuk.