Wychodzi na to, że liczba faryzeuszy w PiS musi się zgadzać. Tydzień temu akces do tego grona zgłosił poseł Kałużny z okręgu z Toruniem i okolicą, przy okazji debaty w temacie aborcyjnym.
W internetach stwierdził, że modli się „za Ojczyznę oraz koleżanki i kolegów z klubu, aby wszyscy zagłosowali za życiem”. Choć PiS, co nieraz pokazywał, może w jedną noc przegłosować prawie wszystko, temat ten, po burzy w Sejmie, skierował do dalszych prac w komisji. Zrobił unik, bo wie, że może się na nim wyłożyć jak na żadnym innym. Skoro jednak dla posła Kałużnego - przypomnieć trzeba: byłego katechety - wspomniana ochrona życia to taka fundamentalna kwestia, to może stanowczo zaprotestował? A gdzie tam! Może też dlatego, że - jak twierdzą ludzie lepiej go znający - mierzy znacznie wyżej niż funkcja szeregowego posła. Jeśli tak, to może jako polityk podaruje sobie słowa, które przerastają czyny?
W temacie aborcyjnym głos zabrała też oczywiście posłanka Scheuring-Wielgus z Torunia i Lewicy. Grzmiała, że PiS w czasie pandemii go wyciąga. A przecież można było rządzącym podziękować, że pozwalają opozycji o sobie przypomnieć. I jeszcze dali się w tym temacie zepchnąć do defensywy, bo wiadomo, że zrobią unik. Cóż, polityka z apeli o ludzkie gesty w czasie pandemii jest wyłączona.
A co tam w PO? Niestety, posłowie Lenz i Myrcha z Torunia nie dali jasno znać elektoratowi, czy ma głosować na ich kandydatkę na prezydenta i czy w ogóle prowadzi ona kampanię. Nie tylko zresztą oni. A czujność powinni zachować, bo każde miejsce gorsze niż drugie ich kandydatki w wyścigu prezydenckim może oznaczać koniec partii. Żeby nie było, że nikt nie ostrzegał.
Dość o Sejmie i wyborach. W Toruniu do pracy wróciła przecież Rada Miasta. Tyle niektórzy narzekali, że jej obrady są nudne, że głosowania są w stylu europejskim, czyli pamiętnego 27 do 1, bo najczęściej jest 25 do 0 dla projektów prezydenta Zaleskiego. A tu niedawno mieliśmy sesję nadzwyczajną, by zmienić w jednej z uchwał jedno słowo, a wczoraj przeprowadzoną zdalnie. Ta ostatnia rozbudziła nadzieje. Choćby na to, że w trakcie internetowego łączenia i transmisji radni zaprezentują się na tle swych księgozbiorów i przy okazji polecą jakieś lektury na czas izolacji. Liczono też, że radny Klabun jako piewca Wyklętych będzie nadawał z partyzanckiej ziemianki, a radny Rzymyszkiewicz, prymus wśród radnych nie tylko z wyglądu, ale i braku nieobecności na sesjach, znów ociepli swój wizerunek córeczką siedzącą na jego kolanach, jak podczas wspomnianej sesji nadzwyczajnej. Co do nieobecności, to była też nadzieja, że dzięki zdalnemu połączeniu radny Hartwich nie zanotuje kolejnej.
Ostatecznie tylko radny Hartwich nie zawiódł. Co do tła za nadającymi zdalnie radnymi, to dominowały białe ściany. No, radny Kruszkowski pokazał się na tle czerwonej, na której gęsto było od medali zdobytych podczas wioślarskiej kariery. Radny Klabun, owszem, o wątku wojskowym całkiem nie zapomniał, ale tylko mówił o pierwszej linii frontu. Oczywiście podczas wojny z koronawirusem.