Fatalne warunki życia zwierząt w stadninie w Janowie Podlaskim. „Obrazek jak z najgorszego PGR-u"
Konie stojące w swoich odchodach. Brak opieki weterynaryjnej i kowali. Duży procent śmiertelności wśród cieląt, a zaniedbane krowy dają mało mleka. Tak według posłanek, które wizytowały to miejsce, wygląda Stadnina Koni Janów Podlaski. Jednocześnie przyznają, że nowy prezes zaczął sprzątanie.
- Do takiej sytuacji mogli dopuścić ludzie, którzy po prostu nie lubią zwierząt - mówi posłanka Koalicji Obywatelskiej Joanna Kluzik-Rostkowska, a jej partyjna koleżanka Dorota Niedziela dodaje: - Agencja rolna sprawująca kontrolę nad stadniną o wszystkim wiedziała.
Posłanki były we wtorek w państwowej stadninie koni arabskich w Janowie Podlaskim. To sławna hodowla, która jednak od 2016 r. zaczęła podupadać, gdy władza PiS zwolniła wieloletniego prezesa stadniny Marka Trelę.
- Powodem naszej wizyty były niedawne publikacje o złym stanie stadniny i audyt w maju 2019 r. Już wtedy kontrolerzy zwracali uwagę na problemy. Chciałyśmy sprawdzić, jak sytuacja wygląda po roku i jak działa nowy prezes - mówi nam Kluzik-Rostkowska.
Nowym prezesem jest Marek Gawlik, który zastąpił Grzegorza Czochańskiego. Nowy szef rozpoczął porządki w stadninie. Okazuje się, że nie było w niej m.in. opieki weterynaryjnej i kowali, a siano ze stajni nie było wyrzucane od miesięcy. - A to przecież robi się co tydzień. Konie stały w swoich odchodach przez kilka miesięcy. Kopyta trzeba im strugać co 6-8 tygodni, a tym koniom tego w ogóle nie robiono. Takie zachowania doprowadzają do nieodwracalnych zmian kopyt. A przez to spada wartość koni - komentuje Kluzik-Rostkowska.
Nowy prezes kazał wyrzucić zgniłe siano. Sprowadził sześciu kowali i fachowców z Instytutu Weterynaryjnego w Puławach. Mają zająć się 476 końmi.
- Nie było wyjątków. Nawet te najlepsze zwierzęta miały fatalne warunki - dodaje posłanka i zwraca uwagę: - Aż 150 koni nie ma paszportów. To najważniejszy dla konia dokument - punktuje.
Z krowami też jest fatalnie. 600 brudnych zwierząt przez miesiące stało w gnoju. - Nowy prezes zaczął sprzątać. Nie chcę wiedzieć, jak mogło to wyglądać kilka tygodni temu - załamuje ręce Dorota Niedziela i stwierdza: - To przypomina obrazki z najgorszych PGR-ów.
Zaniedbane krowy dają mniej mleka i gorszej jakości. To miało być kolejne źródło dochodu. - Taka druga noga finansowa. Ale nie da się na tym zarobić - mówi posłanka i załamuje ręce: - Pada tam ponad 15 procent cieląt.
Posłanki dziwią się, że sprawa wychodzi na jaw teraz. O skandalicznych warunkach była już mowa w raporcie pokontrolnym z maja 2019 roku. - Wtedy już Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa wiedział, że kiszonka dla krów jest spleśniała i wygląda jak obornik. Tak opisywali to kontrolerzy - dodaje Niedziela.
Mimo to Grzegorz Czochański utrzymał się na stanowisku prezesa stadniny. I nawet uzyskał absolutorium. - Chociaż pierwsza opinia w tej sprawie była negatywna - dodaje posłanka Niedziela.
Teraz posłanki czekają na „raport otwarcia”, który ma przygotować nowy prezes. Chcą też poznać wyniki kontroli przeprowadzonej przez głównego inspektora weterynaryjnego. Od tego zależą ich dalsze kroki. Także zakładające zawiadomienie prokuratury.
- Na pewno jednak za swoje działania poprzedni prezes nie powinien pracować w KOWR, a tymczasem pracuje w oddziale w Białymstoku - mówi Kluzik-Rostkowska.
KOWR nie odpowiedział na zadane przez nas pytania dotyczące sytuacji w stadninie.
Przed przejęciem władzy przez PiS stadnina odnosiła sukcesy. Na aukcje koni przyjeżdżali najbogatsi hodowcy na świecie. Rok stadnina zamykała z 3,2 mln zł na plusie. Za rok 2019 ma przynieść 5-7 mln zł straty.