Felieton Aleksandry Suławy: Dramaty millenialsa. Krwawa sprawa
Istnieje kategoria rzeczy nieważnych. To, czy nosi się skarpetki do pary, czy nie, jest nieważne. Albo to, czy czekając na autobus, człowiek stoi czy siedzi. Nawet ilość pączków zjedzonych w tłusty czwartek jest nieważna. W tej kategorii jest podgrupa rzeczy nieważnych, a wstydliwych. Dłubanie w nosie albo podjadanie w nocy na przykład. Albo miesiączka.
- Nie mogę uwierzyć, że film o menstruacji dostał Oscara - mówiła, odbierając statuetkę, Rayka Zehtabchi - współautorka krótkometrażowego dokumentu „Okresowa rewolucja”. Rzeczywiście, w świecie, w którym na podpaskach można zarabiać gigantyczne pieniądze, ale o okresie wypada głośno mówić tylko w lekarskim gabinecie, kiedy w reklamach zamiast krwi na podpaski leje się niebieski żel, a pomysły, by środki higienicznie dla kobiet były darmowe, kwitowane są śmiechem, uhonorowanie prestiżową nagrodą obrazu o miesiączce zakrawa na rewolucję.
Mizerna to jednak rewolucja w porównaniu do tej, którą przeprowadziły bohaterki „Okresowej rewolucji”. Rzecz dzieje się na przedmieściach New Delhi i wierzcie mi, że mieć okres w Zachodniej Europie czy w Stanach i mieć okres w Indiach to dwie różne sprawy. W Indiach „w te dni” nie można iść ani do świątyni, ani do szkoły, ani do pracy.
Wszystkie mają ten sam problem, ale nie rozmawiają o nim, bo nie wypada. Poza ograniczeniami obyczajowymi są też te czysto fizyczne: kobiety jako środków higienicznych używają szmatek, które bardzo szybko przemakają. „Nawet gdybym chciała je wymienić, to nie mam jak i gdzie.
Dlatego przestałam chodzić do szkoły” - mówi jedna z bohaterek. Podpaski? Tak, widziały w sklepach, ale żadnej z nich nie stać na taki luksus. Postanowiły więc same go sobie wyprodukować: kiedy we wsi zastaje uruchomiona maszyna do produkcji, dziewczyny podzieliły się zadaniami, wyznaczyły grafik i ruszyły z robotą, niczym mały start-up. I z podobnym sukcesem. „Kupiłam bratu garnitur. To zawsze brat kupuje coś siostrze, ale tym razem było odwrotnie, bo miałam pieniądze” - mówi jedna z nich. Pieniądze i wolność - rzadko myśli się o tym, jak ściśle to spleciony duet.
„Okresowa rewolucja” trwa niecałe pół godziny, a emocji i tematów wystarczyłoby na pełnometrażową produkcję. O problemie, który dotyczy pół miliarda ludzi w samych Indiach i blisko czterech miliardów na świecie. Bo czasem sprawy, które uznajemy za nieważne, wstydliwe czy śmieszne wcale takie nie są. Po prostu nie potrafimy o nich właściwie mówić.